Każdy dzień przynosi niewiadomą
„Nie
myśl o tym, co zostawiasz za sobą. Wszystko wpisane jest w Duszę
Świata i pozostanie w niej na zawsze.” [Paulo Coelho]
Nie wierzyłam samej sobie, że dałam się namówić na pójście do szkoły. I to wszystko przez Ingrid. W ciele tej małej ciemnowłosej kobietki kryła się jakaś przebiegła i podstępna kusicielka, która sprytnymi chwytami zmusza innych by robili to co jej się żywnie podoba. Zupełnie jakby trzymała w swoich małych dłoniach niewidzialne nitki, którymi pociąga kiedy tylko sobie tego zażyczy.
Może Ingrid ma jednak rację no bo co można całymi dniami robić w domu? Studia mogą być ciekawym urozmaiceniem, szczególnie, że nigdy nie uczęszczałam do szkoły publicznej.
Ja i Rafael wybraliśmy studia prawnicze. Właściwie ja wybrałam je na początku, a on zaraz po mnie. Trudno, nie miałam zamiaru zmieniać swoich planów z jego powodu. Z tego czego się dowiedziałam parę razy skończył już ten kierunek. Dastan wybrał filozofię, a pozostała dwójka, czyli Ingrid i Nathan, wybrała się na instrumentalistykę. O ile Ingrid była dość muzykalna to co do tego ostatniego osobnika nie miałam pewności. Nigdy nie widziałam żeby na czymś grał albo chociaż śpiewał. Podejrzewam, że studia dla niego to nic innego jak urozmaicenie codziennego życia i szansa na robienie innym kawałów. Nate to osobnik prosty i nieskomplikowany w swoim myśleniu i dziłaniu.
- Narya zbieraj się bo nie zdążymy! - usłyszałam donośny krzyk Ingrid dobiegający z mojego pokoju.
Ja w tym czasie kończyłam codzienną niespieszną toaletę. Rozczesywałam włosy po kolejnej nieudanej próbie stworzenia z nich fryzury.
Ingrid skończywszy szaleńczy bieg w poszukiwaniu idealnego zestawu ciuchów, które miałam założyć na dzisiejszy „Wielki Dzień” w końcu zajrzała do łazienki.
- Masz tutaj boski komplet na dzisiaj. Zakładaj go szybko i schodź na dół - powiesiła wieszak na drzwiach i zniknęła zanim zdołałam cokolwiek odpowiedzieć.
Przyjrzałam się kawałkowi materiału. Tej małej diablicy nie można było odmówić wyczucia stylu. Ingrid często dobierała mi ciuchy, zresztą nie tylko mnie. Założyłam je grzecznie bez słowa protestu. Była to sukienka w kolorze kości słoniowej, bardzo delikatną, elegancką i dziewczęcą. Pikanterii dodawały jej czarne buty nabijane ćwiekami na wysokim obcasie i pomarańczowa skórzana kopertówka, która ożywiała całość. Ostatecznie włosy splotłam w luźniejszy francuski warkocz z aksamitną wstążką, który chyba był szczytem moich zdolności fryzjerskich jakie posiadałam. Oczy podkreśliłam eyelinerem, trochę cieni na powieki tak aby wyglądały na lekko przydymione i oczywiście tusz. Makijaż nie był ani delikatny ani specjalnie ostry. Dodawał moim oczom mocny zdecydowany, wyraz. Był dokładnie taki jaki lubiłam najbardziej.
Zeszłam na dół do salonu gdzie wszyscy zwarci i gotowi czekali już tylko na mnie. Obcasy delikatnie stukały o schody zwracając na mnie uwagę wszystkich zebranych. Zauważyłam poszerzające się uśmiechy Nathana i Dastana oraz czarnulkę, która kolejny raz tego ranka zmieniła swoją kreację. Tym razem była ubrana na galowo, miała na sobie białą bluzkę, kamizelkę i czarne spodnie. Mierzyła wzrokiem raz siebie potem mnie i znów siebie.
To mogło oznaczyć tylko jedno:
- Muszę się jednak przebrać – oznajmiła w końcu.
I pomyśleć, że sama mnie poganiała jeszcze parę chwil temu.
- Igi kochanie, wyglądasz świetnie, jak zawsze zresztą. Nie musisz się już przebierać szósty raz tego ranka - wyskamlał zrezygnowany Nate.
Szczerzyłam zęby do szatyna kiedy koło niego przechodziłam. Nawet nie starałam się ukryć rozbawiania, choć było mi go prawie szkoda, ale tylko prawie.
- Proponuję wam się już zbierać. To może jej zająć jeszcze trochę czasu - powiedział Dastan.
Miał rację. Ta dwója miała problemy z organizacją swojego czasu, a ja nie chciałam się nigdzie spóźnić. Mimo wszystko drzemała we mnie mała nuta ekscytacji. Ruszyłam do garażu. Dastan za to wcale nie wyglądał jakby się gdzieś wybierał. Dalej siedział wygodnie w fotelu wczytany w jakiś gruby tom.
- A ty? Nie jedziesz? - zapytałam.
- Ja rozpoczynam później. Pojadę z nimi, no i Nate'owi przyda się wsparcie. Ktoś musi poprzeć jego słowa, kiedy Ingrid zapyta go jak wygląda.
Spojrzałam na szatyna który wpatrywał się tępo w schody z założonymi rękami i miną naburmuszonego dziecka burcząc coś pod nosem po francusku. Zapowiada się, że musi poczekać aż jego partnerka dokona ostatecznego wyboru. Zapomniałabym, że jemu też paliło się do tego żeby zacząć studia. Podejrzewam, że nieźle nakręcał Ingrid. Uprzykrzanie mojego życia przeróżnymi kawałami i żartami chyba mu już nie wystarczało.
- Jak chcesz. Życzę powodzenia, Nate. Au revoir – rzuciłam mu na pożegnanie i wyszłam.
W garażu Rafael już siedział w swoim grafitowym maserati. W najbliższym czasie będę musiała zainwestować w jakiś pojazd bo nie zanosi się na to, że szybko opuszczę to miejsce. Nie wyobrażam sobie w razie potrzeby prosić kogoś o pożyczenie auta. Obeszłam samochód, wsiadłam na miejsce pasażera i przepisowo zapięłam pasy. Czułam na sobie wzrok wampira. Obróciłam się do niego. Jego twarz pozostawała niewzruszona.
- Coś nie tak? - zapytałam nieco zirytowana.
Jego kamienną maskę zaczął rozjaśniać szeroki uśmiech odsłaniając rząd białych, równych i ostrych jak brzytwy zębów. Wyglądał teraz jakby szykował dla mnie coś wyjątkowo paskudnego.
- Może też chcesz się jeszcze przebrać? - wytrzymałam kilka sekund patrząc mu prosto w oczy, a potem obróciłam się do przodu unikając jego ironicznego uśmiechu.
- Nie potrzebuję tego. To się nazywa wrodzona uroda i urok osobisty.
Usłyszałam cichy chichot, a chwilę potem auto z przyjemnym pomrukiem wystrzeliło do przodu niczym z procy wgniatając mnie w miękki fotel. Rafael odezwał się dopiero po chwili gdy jechaliśmy lasem po wybrukowanej wąskiej drużce prowadzącej ku głównej szosie.
- Masz rację. Urody nie można ci odmówić.
Znów poczułam jak ześlizguje się po mnie jego spojrzenie więc ponownie się do niego obróciłam chwytając jego wzrok.
- Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że twoje oczy są niesamowicie piękne i pełne wyrazu?
Nie podobały mi się jego aluzje. Nie powiem, zdziwiło mnie to wyznanie z jego strony, ale nie na tyle żebym nie zareagowała.
- Ciągle to słyszę. Faceci zrobią wszystko żeby się do mnie dobrać. Ale wiesz, nie życzę sobie więcej wysłuchiwania podobnego pieprzenia z twoich ust. Jeśli myślisz, że rozłożę przed tobą nogi to się grubo mylisz.
Zaśmiał się głośno i perliście od czego aż przeszył mnie dreszcz i ścisnęło w dołku.
Okropne uczucie.
- Dlaczego by nie? Z pewnością byłoby to wspaniałe doświadczenie. Kobiety...
- Przestań - ucięłam spokojnie, ale stanowczo.
- Bo mówię prawdę? - zaoponował.
- Miałeś się zamknąć, wampirze. Boże jeszcze chwila to przysięgam, że zwymiotuję. Poza tym dlaczego nie miałeś takich propozycji trochę wcześniej? Dastan przy swoim konserwatywnym podejściu byłby wniebowzięty takimi rozmowami.
- Jesteś bardzo pewna siebie.
Wzruszyłam ramionami i tym razem próbowałam skupić się na czymkolwiek tylko nie na nim.
- Tak mnie wychowano.
- Jakże mogłoby być inaczej – stwierdził sarkastycznie pokonując ostry zakręt.
- Jesteś upierdliwy – stwierdziłam.
- Czyli między nami ostatecznie pokój, dobrze zrozumiałem?
- Nazywaj to jak chcesz, ale jeśli się nie zamkniesz to zmienię zdanie.
Resztę drogi odbyliśmy w milczeniu, słychać było tylko pomruk pędzącego samochodu i szum mijanych pojazdów. Ja byłam znudzona podróżą on rozbawiony wcześniejszą rozmową. Starałam się o tym nie myśleć, może i jest zabójczo przystojny, ale co z tego skoro jest wampirem. Ten fakt i kilka innych pomniejszych szczegółów definitywnie dyskwalifikują go jako ewentualnego kochanka. Mam swoje niepisane, ale za to niezłomne zasady.
W końcu zatrzymaliśmy się na parkingu. Dookoła było pełno aut, ale mało które było takie przykuwające uwagę jak grafitowe maserati. Nieliczni ludzie którzy byli jeszcze na parkingu oczekiwali aż ktoś wysiądzie z nowo przybyłego auta. Tyle, że chwilowo byliśmy, a raczej Rafael był, uwięziony w środku. Cały parking był zalany jasnymi promieniami.
- Czekamy aż wszyscy wyjdą? - zapytałam retorycznie.
Obrócił się do mnie z pytającym wyrazem twarzy.
- Świeci słońce. Nie wyjdziesz niezauważony. Musisz poczekać – wytłumaczyłam mu jak pięciolatkowi.
- A założysz się? - odpowiedział mi z szelmowskim uśmiechem.
Otworzył drzwi i zaczął wysiadać. Pochyliłam się w jego stronę żeby go zatrzymać, ale palce zjechały po materiale i złapały tylko koniec jego ubrania zaraz jednak się ześlizgnęły i pozostały puste. Zdezorientowana spojrzałam w kierunku ludzi stojących na placu. Tak samo jak chwilę wcześniej, patrzyli dokładnie w naszą stronę, kiedy tuż pod ich nosem Rafael z rozjarzoną na słońcu skórą okrążył auto. W ich twarzach dostrzegałam zainteresowanie nowym przybyszem, zachwyt w oczach kobiet na widok nieziemsko przystojnego faceta, ale ani krztyny zdezorientowania, strachu czy zdziwienia, które powinny być normalne na widok dziwnie prezentującego się mężczyzny. Rafael w tym czasie otwarł dla mnie drzwi i czekał aż wyjdę, a ja jak głupia skakałam wzrokiem raz na niego, potem na parkingowych gapiów. Kłapnęłam zębami zamykając gwałtownie usta i wyprostowałam się na siedzeniu. Powstrzymałam się żeby nie przełknąć napływającej śliny.
Wyciągnął w końcu rękę i pospieszył mnie ponaglającym ruchem dłoni.
- Może wyjdziesz? Wszystko mam pod kontrolą - postukał palcem swoją skroń, po czym uśmiechnął się łobuzersko prezentując rząd śnieżnych zębów.
Wstałam i stanęłam sztywno naprzeciwko nowoczesnej bryły głównego budynku. Aby się do niego dostać musieliśmy bardzo blisko minąć grupkę pięciu osób.
- Rozluźnij się trochę. Gdzie się podziała twoja pewność siebie?
- Nie kpij ze mnie.
Położył swoją dłoń na moich plecach i lekko nacisnął zmuszając tym samym do ruszenia się z miejsca. Jego dotyk wysyłał do mojego ciała impulsy nawet przez materiał. To było przyjemne uczucie, ale przede wszystkim przerażające. Czemu ten wampir musi wywoływać u mnie dwa skrajnie różne odczucia?
Dałam mu się poprowadzić aż do auli na której zbierali się pierwszoroczni. Sala była ogromna i dość zatłoczona. Wybrałam najluźniejszy rząd. Na katedrę po kolei wychodzili profesorowie i głosili swoje nudne monologi o tym co nam wolno a czego nie, sprawy organizacyjne, nasze prawa i obowiązki. Nawet się nie przykładałam do tego żeby skoncentrować się nad tym co mówili. Moje myśli kłębiły się wokół wampira, który siedział koło mnie. Co prawda od początku wiedziałam, że dysponuje wielką siłą, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż taką. Tak po prostu wpłynąć na umysł tylu osób w tym samym czasie? Nawet nie sprawiał wrażenia specjalnie skupionego nad tym żeby przejąć umysł tych ludzi.
Po całym „pseudo apelu” udaliśmy się po odbiór legitymacji i papierów. Jako, że obydwoje nie byliśmy Kanadyjczykami musieliśmy wypełnić dodatkowe dokumenty. Wypełnianie rubryk szło mi z wielkim trudem, nie mogłam się skupić. Ten wampir miał wielki talent do robienia ze mnie otępiałej idiotki.
- Miałaś użyć swojego nowego nazwiska- zwrócił mi uwagę stukając w miejsce odpowiedniej rubryki. - Pomóc ci wypełnić?
Faktycznie podpisałam się nie tak jak powinnam. Było mi trochę głupio, że nie potrafiłam skupić się na tak prostej czynności.
- Co oni właściwie widzieli? - zapytałam go w końcu ignorując jego pytanie.
- Muszę się jednak przebrać – oznajmiła w końcu.
I pomyśleć, że sama mnie poganiała jeszcze parę chwil temu.
- Igi kochanie, wyglądasz świetnie, jak zawsze zresztą. Nie musisz się już przebierać szósty raz tego ranka - wyskamlał zrezygnowany Nate.
Szczerzyłam zęby do szatyna kiedy koło niego przechodziłam. Nawet nie starałam się ukryć rozbawiania, choć było mi go prawie szkoda, ale tylko prawie.
- Proponuję wam się już zbierać. To może jej zająć jeszcze trochę czasu - powiedział Dastan.
Miał rację. Ta dwója miała problemy z organizacją swojego czasu, a ja nie chciałam się nigdzie spóźnić. Mimo wszystko drzemała we mnie mała nuta ekscytacji. Ruszyłam do garażu. Dastan za to wcale nie wyglądał jakby się gdzieś wybierał. Dalej siedział wygodnie w fotelu wczytany w jakiś gruby tom.
- A ty? Nie jedziesz? - zapytałam.
- Ja rozpoczynam później. Pojadę z nimi, no i Nate'owi przyda się wsparcie. Ktoś musi poprzeć jego słowa, kiedy Ingrid zapyta go jak wygląda.
Spojrzałam na szatyna który wpatrywał się tępo w schody z założonymi rękami i miną naburmuszonego dziecka burcząc coś pod nosem po francusku. Zapowiada się, że musi poczekać aż jego partnerka dokona ostatecznego wyboru. Zapomniałabym, że jemu też paliło się do tego żeby zacząć studia. Podejrzewam, że nieźle nakręcał Ingrid. Uprzykrzanie mojego życia przeróżnymi kawałami i żartami chyba mu już nie wystarczało.
- Jak chcesz. Życzę powodzenia, Nate. Au revoir – rzuciłam mu na pożegnanie i wyszłam.
W garażu Rafael już siedział w swoim grafitowym maserati. W najbliższym czasie będę musiała zainwestować w jakiś pojazd bo nie zanosi się na to, że szybko opuszczę to miejsce. Nie wyobrażam sobie w razie potrzeby prosić kogoś o pożyczenie auta. Obeszłam samochód, wsiadłam na miejsce pasażera i przepisowo zapięłam pasy. Czułam na sobie wzrok wampira. Obróciłam się do niego. Jego twarz pozostawała niewzruszona.
- Coś nie tak? - zapytałam nieco zirytowana.
Jego kamienną maskę zaczął rozjaśniać szeroki uśmiech odsłaniając rząd białych, równych i ostrych jak brzytwy zębów. Wyglądał teraz jakby szykował dla mnie coś wyjątkowo paskudnego.
- Może też chcesz się jeszcze przebrać? - wytrzymałam kilka sekund patrząc mu prosto w oczy, a potem obróciłam się do przodu unikając jego ironicznego uśmiechu.
- Nie potrzebuję tego. To się nazywa wrodzona uroda i urok osobisty.
Usłyszałam cichy chichot, a chwilę potem auto z przyjemnym pomrukiem wystrzeliło do przodu niczym z procy wgniatając mnie w miękki fotel. Rafael odezwał się dopiero po chwili gdy jechaliśmy lasem po wybrukowanej wąskiej drużce prowadzącej ku głównej szosie.
- Masz rację. Urody nie można ci odmówić.
Znów poczułam jak ześlizguje się po mnie jego spojrzenie więc ponownie się do niego obróciłam chwytając jego wzrok.
- Czy ktoś ci już kiedyś mówił, że twoje oczy są niesamowicie piękne i pełne wyrazu?
Nie podobały mi się jego aluzje. Nie powiem, zdziwiło mnie to wyznanie z jego strony, ale nie na tyle żebym nie zareagowała.
- Ciągle to słyszę. Faceci zrobią wszystko żeby się do mnie dobrać. Ale wiesz, nie życzę sobie więcej wysłuchiwania podobnego pieprzenia z twoich ust. Jeśli myślisz, że rozłożę przed tobą nogi to się grubo mylisz.
Zaśmiał się głośno i perliście od czego aż przeszył mnie dreszcz i ścisnęło w dołku.
Okropne uczucie.
- Dlaczego by nie? Z pewnością byłoby to wspaniałe doświadczenie. Kobiety...
- Przestań - ucięłam spokojnie, ale stanowczo.
- Bo mówię prawdę? - zaoponował.
- Miałeś się zamknąć, wampirze. Boże jeszcze chwila to przysięgam, że zwymiotuję. Poza tym dlaczego nie miałeś takich propozycji trochę wcześniej? Dastan przy swoim konserwatywnym podejściu byłby wniebowzięty takimi rozmowami.
- Jesteś bardzo pewna siebie.
Wzruszyłam ramionami i tym razem próbowałam skupić się na czymkolwiek tylko nie na nim.
- Tak mnie wychowano.
- Jakże mogłoby być inaczej – stwierdził sarkastycznie pokonując ostry zakręt.
- Jesteś upierdliwy – stwierdziłam.
- Czyli między nami ostatecznie pokój, dobrze zrozumiałem?
- Nazywaj to jak chcesz, ale jeśli się nie zamkniesz to zmienię zdanie.
Resztę drogi odbyliśmy w milczeniu, słychać było tylko pomruk pędzącego samochodu i szum mijanych pojazdów. Ja byłam znudzona podróżą on rozbawiony wcześniejszą rozmową. Starałam się o tym nie myśleć, może i jest zabójczo przystojny, ale co z tego skoro jest wampirem. Ten fakt i kilka innych pomniejszych szczegółów definitywnie dyskwalifikują go jako ewentualnego kochanka. Mam swoje niepisane, ale za to niezłomne zasady.
W końcu zatrzymaliśmy się na parkingu. Dookoła było pełno aut, ale mało które było takie przykuwające uwagę jak grafitowe maserati. Nieliczni ludzie którzy byli jeszcze na parkingu oczekiwali aż ktoś wysiądzie z nowo przybyłego auta. Tyle, że chwilowo byliśmy, a raczej Rafael był, uwięziony w środku. Cały parking był zalany jasnymi promieniami.
- Czekamy aż wszyscy wyjdą? - zapytałam retorycznie.
Obrócił się do mnie z pytającym wyrazem twarzy.
- Świeci słońce. Nie wyjdziesz niezauważony. Musisz poczekać – wytłumaczyłam mu jak pięciolatkowi.
- A założysz się? - odpowiedział mi z szelmowskim uśmiechem.
Otworzył drzwi i zaczął wysiadać. Pochyliłam się w jego stronę żeby go zatrzymać, ale palce zjechały po materiale i złapały tylko koniec jego ubrania zaraz jednak się ześlizgnęły i pozostały puste. Zdezorientowana spojrzałam w kierunku ludzi stojących na placu. Tak samo jak chwilę wcześniej, patrzyli dokładnie w naszą stronę, kiedy tuż pod ich nosem Rafael z rozjarzoną na słońcu skórą okrążył auto. W ich twarzach dostrzegałam zainteresowanie nowym przybyszem, zachwyt w oczach kobiet na widok nieziemsko przystojnego faceta, ale ani krztyny zdezorientowania, strachu czy zdziwienia, które powinny być normalne na widok dziwnie prezentującego się mężczyzny. Rafael w tym czasie otwarł dla mnie drzwi i czekał aż wyjdę, a ja jak głupia skakałam wzrokiem raz na niego, potem na parkingowych gapiów. Kłapnęłam zębami zamykając gwałtownie usta i wyprostowałam się na siedzeniu. Powstrzymałam się żeby nie przełknąć napływającej śliny.
Wyciągnął w końcu rękę i pospieszył mnie ponaglającym ruchem dłoni.
- Może wyjdziesz? Wszystko mam pod kontrolą - postukał palcem swoją skroń, po czym uśmiechnął się łobuzersko prezentując rząd śnieżnych zębów.
Wstałam i stanęłam sztywno naprzeciwko nowoczesnej bryły głównego budynku. Aby się do niego dostać musieliśmy bardzo blisko minąć grupkę pięciu osób.
- Rozluźnij się trochę. Gdzie się podziała twoja pewność siebie?
- Nie kpij ze mnie.
Położył swoją dłoń na moich plecach i lekko nacisnął zmuszając tym samym do ruszenia się z miejsca. Jego dotyk wysyłał do mojego ciała impulsy nawet przez materiał. To było przyjemne uczucie, ale przede wszystkim przerażające. Czemu ten wampir musi wywoływać u mnie dwa skrajnie różne odczucia?
Dałam mu się poprowadzić aż do auli na której zbierali się pierwszoroczni. Sala była ogromna i dość zatłoczona. Wybrałam najluźniejszy rząd. Na katedrę po kolei wychodzili profesorowie i głosili swoje nudne monologi o tym co nam wolno a czego nie, sprawy organizacyjne, nasze prawa i obowiązki. Nawet się nie przykładałam do tego żeby skoncentrować się nad tym co mówili. Moje myśli kłębiły się wokół wampira, który siedział koło mnie. Co prawda od początku wiedziałam, że dysponuje wielką siłą, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż taką. Tak po prostu wpłynąć na umysł tylu osób w tym samym czasie? Nawet nie sprawiał wrażenia specjalnie skupionego nad tym żeby przejąć umysł tych ludzi.
Po całym „pseudo apelu” udaliśmy się po odbiór legitymacji i papierów. Jako, że obydwoje nie byliśmy Kanadyjczykami musieliśmy wypełnić dodatkowe dokumenty. Wypełnianie rubryk szło mi z wielkim trudem, nie mogłam się skupić. Ten wampir miał wielki talent do robienia ze mnie otępiałej idiotki.
- Miałaś użyć swojego nowego nazwiska- zwrócił mi uwagę stukając w miejsce odpowiedniej rubryki. - Pomóc ci wypełnić?
Faktycznie podpisałam się nie tak jak powinnam. Było mi trochę głupio, że nie potrafiłam skupić się na tak prostej czynności.
- Co oni właściwie widzieli? - zapytałam go w końcu ignorując jego pytanie.
Zabrał ode mnie arkusz i zgniótł go. Oparłam głowę na
splecionych dłoniach patrząc jak zabiera się za wypełnianie
nowego formularza.
- Dwoje ludzi idących na inaugurację – odpowiedział w końcu.
- Tak po prostu?
- Tak. To nic trudnego, ludzki mózg jest podatny na sugestie. Kiedyś nawet sama to mówiłaś.
- Nie miałam pojęcia, że aż tak.
Odsunął od siebie moje wypełnione już papiery. Pisał w nich moim charakterem pisma tak samo pochylone w prawo, wręcz drapieżne i ostre litery z wywijasami.
Spojrzałam na Rafaela, który obserwował ludzi dookoła ze stoickim spokojem. Kiedy go tak ukradkiem podglądałam naszła mnie dziwna chęć żeby podejść do niego nieco bliżej. Bardzo chciałam przekonać się czy jego włosy w dotyku są tak aksamitne i miękkie na jakie wyglądały, a twarz przyjemniejsza w dotyku niż jego chłodne dłonie. Nigdy nie dotykałam wampirów o ile nie musiałam tego robić, unikałam kontaktu z nimi, ale teraz ręce tak mnie do tego tak świerzbiły, że wolałam je schować między kolana i zacisnąć z całej siły. Mój ruch zwrócił jego uwagę i nasze oczy się spotkały. Nie podobało mi się to, że przyłapał mnie na tym jak bezczelnie się na niego gapiłam, do tego ta dziwna, jednoznaczna rozmowa, którą zainicjował w aucie. Jeszcze pomyśli, że zmieniłam zadnie. O ile mówił na poważnie.
Wytrzymałam siłę jego spojrzenia. Nikt nie może cię zawstydzić jeśli mu na to nie pozwolisz.
- Dlaczego nie użyjesz swojego daru i nie zrobisz tak żebyśmy weszli w kolejkę jako pierwsi? – zapytałam, żeby przerwać niekomfortową ciszę.
- Ostatnia sztuczka trochę cię zszokowała.
- Bo ty naprawdę robisz im wodę z mózgu - stwierdziłam spoglądając na kręcących się wszędzie ludzi. Odwróciłam wzrok bo nie mogłam patrzeć mu bezpośrednio w oczy aż tak długo. Chyba działo się ze mną coś naprawdę niedobrego i niepokojącego.
W międzyczasie wyczułam zbliżające się wampiry, częściowo ratując mnie z tej dziwnej sytuacji. Towarzyszyły im hałasy sprzeczki. Dźwięki miarowo przybierały na sile aż w końcu w drzwiach pojawiła się Ingrid i Nathan, głośno przekomarzający się w swoich rodzimych językach. Nathan po francuski, Ingrid po szwedzku. Byłam już do tego przyzwyczajona. Równie często okazywali sobie miłość co wykłócali się o drobne sprawy. Kawałek dalej szedł Dastan. Cichy i neutralny w całym tym konflikcie. Ostrożnie wyminął ludzi i podszedł do nas.
- Jak ty z nimi wytrzymujesz nerwowo? - zapytałam go.
- Skoro dawałem sobie jakoś radę przez tyle lat...- obejrzał się za siebie na zbliżającą się obrażoną na siebie parę - ...to dam radę i teraz.
Ingrid, niczym mała rozpieszczona dziewczynka, pokazała mu w odpowiedzi język. Stanęła bliżej nas i okręciła się dookoła prezentując swój strój. Jej ostatecznym wyborem była ołówkowa sukienka w grube, pionowe, biało czarne pasy, która dodawała jej bardziej kobiecych kształtów.
- I jak?
- Świetna - uśmiechnęłam się na znak, że mi się podoba.
Zauważając, że kolejka się zmniejszyła ruszyłam żeby stanąć w niej za dziewczyną której okulary były tak grube jak denka od słoików i tym samym być trzecią osobą w kolejce do małego pokoiku do którego musiałam wejść i oddać dokumenty. Zanim jednak doszłam do właściwego miejsca zderzyłam się z kimś. Stos kartek zawirował w powietrzu i upadłam na kogoś. Powinnam uważać na ludzi, w końcu oni nie są tak silni jak ja. Spełzłam na bok i uklęknęłam nad powalonym przeze mnie mężczyzną. Był w wieku powyżej trzydziestu lat o bardzo męskich rysach twarzy z ciemnymi oczyma i ciemnobrązowymi włosami. On również przyklęknął i wspólnie zaczęliśmy zbierać jego rzeczy rozsypane po podłodze ratując je przed rozdeptaniem. Podałam mu plik kartek i broszur, które następnie włożył do swojej teczki. Podnieśliśmy się do góry w tym samym czasie. Był ubrany w lniany garnitur, pod którym kryła się wysportowana sylwetka, był raczej średniego wzrostu więc teraz kiedy byłam na wysokich obcasach nieco nad nim górowałam.
- Przepraszam, powinnam uważać jak chodzę.
- Nic się nie stało. Właściwie to ja przez pośpiech wpadłem na ciebie - odezwał się głębokim, niskim głosem.
Zaintrygowało mnie to ja na mnie patrzył i nie chodziło tu bynajmniej o to jak mężczyzna patrzy na kobietę, nie to było coś innego. Coś w jego postawie sprawiało, że wydawał mi inny niż większość ludzi.
- Jestem Liam Bensen.
- Narya Rá...si. Narya Rasi – w porę przypomniałam sobie swoje nowe nazwisko.
Uścisnęłam wyciągniętą dłoń mężczyzny. Była ciepłą, wręcz gorącą i lekko szorstką, tak jakby przez długi czas ciężko fizycznie pracował. Jeszcze raz spojrzałam na jego twarz i wtedy głęboko w jego oczach zobaczyłam przemykający tajemniczy cień, który nie miał nic wspólnego z kolorem jego tęczówek. Dopiero teraz zrozumiałam czym był. Odskoczyłam do tyłu wyrywając dłoń z uścisku nadal patrząc mu prosto w oczy chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Taka postawa mogła go tylko rozzłościć i sprowokować.
Poczułam jak Dastan zbliża się do mnie. Złapał mnie za przedramię i lekko obrócił tak, że teraz znalazł się pomiędzy mną a Liamem, który też był oszołomiony przez zaistniałą sytuację. Patrzał to na mnie to na mojego brata z dezorientacją dopóki nie podszedł do nas Rafael. Właśnie wtedy Bensen wyraźnie zesztywniał, a kącik jego ust zadrgał ze zdenerwowania. Zebrał się jednak szybko i odszedł nie spuszczając nas z oczu. Zniknął za jednymi z drzwi. Wampiry wymieniły między sobą kilka słów, zaraz potem zostałam wyprowadzona z budynku, a następnie wręcz siłą wepchnięta do auta. Przy Rafaelu i Dastanie i tak nie miałam najmniejszych szans na stawianie jakiegokolwiek sprzeciwu.
Z piskiem opon opuściliśmy akademicki parking.
- Tak po prostu?
- Tak. To nic trudnego, ludzki mózg jest podatny na sugestie. Kiedyś nawet sama to mówiłaś.
- Nie miałam pojęcia, że aż tak.
Odsunął od siebie moje wypełnione już papiery. Pisał w nich moim charakterem pisma tak samo pochylone w prawo, wręcz drapieżne i ostre litery z wywijasami.
Spojrzałam na Rafaela, który obserwował ludzi dookoła ze stoickim spokojem. Kiedy go tak ukradkiem podglądałam naszła mnie dziwna chęć żeby podejść do niego nieco bliżej. Bardzo chciałam przekonać się czy jego włosy w dotyku są tak aksamitne i miękkie na jakie wyglądały, a twarz przyjemniejsza w dotyku niż jego chłodne dłonie. Nigdy nie dotykałam wampirów o ile nie musiałam tego robić, unikałam kontaktu z nimi, ale teraz ręce tak mnie do tego tak świerzbiły, że wolałam je schować między kolana i zacisnąć z całej siły. Mój ruch zwrócił jego uwagę i nasze oczy się spotkały. Nie podobało mi się to, że przyłapał mnie na tym jak bezczelnie się na niego gapiłam, do tego ta dziwna, jednoznaczna rozmowa, którą zainicjował w aucie. Jeszcze pomyśli, że zmieniłam zadnie. O ile mówił na poważnie.
Wytrzymałam siłę jego spojrzenia. Nikt nie może cię zawstydzić jeśli mu na to nie pozwolisz.
- Dlaczego nie użyjesz swojego daru i nie zrobisz tak żebyśmy weszli w kolejkę jako pierwsi? – zapytałam, żeby przerwać niekomfortową ciszę.
- Ostatnia sztuczka trochę cię zszokowała.
- Bo ty naprawdę robisz im wodę z mózgu - stwierdziłam spoglądając na kręcących się wszędzie ludzi. Odwróciłam wzrok bo nie mogłam patrzeć mu bezpośrednio w oczy aż tak długo. Chyba działo się ze mną coś naprawdę niedobrego i niepokojącego.
W międzyczasie wyczułam zbliżające się wampiry, częściowo ratując mnie z tej dziwnej sytuacji. Towarzyszyły im hałasy sprzeczki. Dźwięki miarowo przybierały na sile aż w końcu w drzwiach pojawiła się Ingrid i Nathan, głośno przekomarzający się w swoich rodzimych językach. Nathan po francuski, Ingrid po szwedzku. Byłam już do tego przyzwyczajona. Równie często okazywali sobie miłość co wykłócali się o drobne sprawy. Kawałek dalej szedł Dastan. Cichy i neutralny w całym tym konflikcie. Ostrożnie wyminął ludzi i podszedł do nas.
- Jak ty z nimi wytrzymujesz nerwowo? - zapytałam go.
- Skoro dawałem sobie jakoś radę przez tyle lat...- obejrzał się za siebie na zbliżającą się obrażoną na siebie parę - ...to dam radę i teraz.
Ingrid, niczym mała rozpieszczona dziewczynka, pokazała mu w odpowiedzi język. Stanęła bliżej nas i okręciła się dookoła prezentując swój strój. Jej ostatecznym wyborem była ołówkowa sukienka w grube, pionowe, biało czarne pasy, która dodawała jej bardziej kobiecych kształtów.
- I jak?
- Świetna - uśmiechnęłam się na znak, że mi się podoba.
Zauważając, że kolejka się zmniejszyła ruszyłam żeby stanąć w niej za dziewczyną której okulary były tak grube jak denka od słoików i tym samym być trzecią osobą w kolejce do małego pokoiku do którego musiałam wejść i oddać dokumenty. Zanim jednak doszłam do właściwego miejsca zderzyłam się z kimś. Stos kartek zawirował w powietrzu i upadłam na kogoś. Powinnam uważać na ludzi, w końcu oni nie są tak silni jak ja. Spełzłam na bok i uklęknęłam nad powalonym przeze mnie mężczyzną. Był w wieku powyżej trzydziestu lat o bardzo męskich rysach twarzy z ciemnymi oczyma i ciemnobrązowymi włosami. On również przyklęknął i wspólnie zaczęliśmy zbierać jego rzeczy rozsypane po podłodze ratując je przed rozdeptaniem. Podałam mu plik kartek i broszur, które następnie włożył do swojej teczki. Podnieśliśmy się do góry w tym samym czasie. Był ubrany w lniany garnitur, pod którym kryła się wysportowana sylwetka, był raczej średniego wzrostu więc teraz kiedy byłam na wysokich obcasach nieco nad nim górowałam.
- Przepraszam, powinnam uważać jak chodzę.
- Nic się nie stało. Właściwie to ja przez pośpiech wpadłem na ciebie - odezwał się głębokim, niskim głosem.
Zaintrygowało mnie to ja na mnie patrzył i nie chodziło tu bynajmniej o to jak mężczyzna patrzy na kobietę, nie to było coś innego. Coś w jego postawie sprawiało, że wydawał mi inny niż większość ludzi.
- Jestem Liam Bensen.
- Narya Rá...si. Narya Rasi – w porę przypomniałam sobie swoje nowe nazwisko.
Uścisnęłam wyciągniętą dłoń mężczyzny. Była ciepłą, wręcz gorącą i lekko szorstką, tak jakby przez długi czas ciężko fizycznie pracował. Jeszcze raz spojrzałam na jego twarz i wtedy głęboko w jego oczach zobaczyłam przemykający tajemniczy cień, który nie miał nic wspólnego z kolorem jego tęczówek. Dopiero teraz zrozumiałam czym był. Odskoczyłam do tyłu wyrywając dłoń z uścisku nadal patrząc mu prosto w oczy chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Taka postawa mogła go tylko rozzłościć i sprowokować.
Poczułam jak Dastan zbliża się do mnie. Złapał mnie za przedramię i lekko obrócił tak, że teraz znalazł się pomiędzy mną a Liamem, który też był oszołomiony przez zaistniałą sytuację. Patrzał to na mnie to na mojego brata z dezorientacją dopóki nie podszedł do nas Rafael. Właśnie wtedy Bensen wyraźnie zesztywniał, a kącik jego ust zadrgał ze zdenerwowania. Zebrał się jednak szybko i odszedł nie spuszczając nas z oczu. Zniknął za jednymi z drzwi. Wampiry wymieniły między sobą kilka słów, zaraz potem zostałam wyprowadzona z budynku, a następnie wręcz siłą wepchnięta do auta. Przy Rafaelu i Dastanie i tak nie miałam najmniejszych szans na stawianie jakiegokolwiek sprzeciwu.
Z piskiem opon opuściliśmy akademicki parking.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz