26 wrz 2012

Rozdział 13

Narada


„Problem ze świadomością polega na tym, że twoja przeszłość zawsze żyje gdzieś w tobie. Jeśli zapędzisz psa do kąta i przestraszysz go, to wyjdzie z niego wilk i cię pogryzie.” [Jonathan Carroll]

      Po wejściu do domu poszłam prosto do barku. Od razu odszukałam butelkę Jack'a Daniels'a i nalałam pokaźną porcję do kryształowej szklanicy. Oparta o ladę przyglądałam się dyskusji wampirów przez otwarte na oścież drzwi. Nie miałam zamiaru wykłócić się z Dastanem i Rafaelem. Wyraziłam im już swoją opinię na temat Liama, a skoro nie mieli chęci mnie wysłuchać, to już nie był mój problem. Ich debata dobiegła końca kiedy tuż przed nimi zatrzymało się auto, a z środka wysiadła dwójka wampirów. Nastąpiło krótkie przekazanie informacji, a potem mój brat wydał serię poleceń.
      - Ja jeszcze raz zadzwonię do Karima, a wy spróbujcie znaleźć jakieś informacje na temat tego człowieka i sprawdźcie czy Narya jest cała.
      Nate, o dziwo bez marudzenia, w jednej chwili znalazł się przy laptopie. Jego partnerka z małym wahaniem dołączyła do niego, tak jakby nie wiedziała gdzie ma się podziać.
Kto by pomyślał, że pojawienie się jednego wilkołaka może narobić tyle szumu.
      Tuż przede mną wyrosła postawna sylwetka bruneta.
      - Pokaż ręce – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie spodobało mi się to.
      - Taa, słyszałam. Masz mnie sprawdzić. Spokojnie, nic mi nie jest.
      Już miałam odejść kiedy złapał mój nadgarstek. Zachwiałam się na wysokich obcasach i upadłabym gdybym nie złapała się jego koszuli. Kilka guzików odstrzeliło od materiału kiedy podciągnęłam się do góry ciągnąc za materiał. Krew w żyłach zawrzała mi ze złości. Byłam na niego wściekła. Wyszarpnęłam rękę z uścisku i z całej siły uderzyłam go w twarz celując w rynienkę nosową. Zrobiłam to na tyle mocno, że odstąpił krok do tyłu, a z jego nosa trysnęła krew. Brunet podniósł rękę i wytarł juchę skapującą na ubranie. Przez chwilę cień czegoś, najprawdopodobniej gniewu, pokazał się na jego twarzy, ale stopniowo zaczął popływać kiedy na mnie spojrzał. Zupełnie jak zmarszczka na gładkiej tafli wody.
      - Trzymaj łapy przy sobie – wysyczałam przez zęby.
      - O co znowu chodzi? - zapytał Dastan podchodząc do nas. Starał się być opanowany i ogarnąć sytuację – Rafael? Narya?
     - Sprawdzałem czy nie ma zadrapań. Zgadywałem, że nie chce co miesiąc porastać futrem.
     - Nie można zarazić się likantropią przez zadrapanie kiedy wilkołak jest w ludzkiej formie. Mógłby mnie tam nawet pogryźć i tak by mi nic nie było.
      - Skąd ta pewność – dociekał Rafael ostrożnie neutralnym tonem.
      - A stąd, że najprawdopodobniej przez ostatnie czterdzieści lat miałam więcej styczności z wilkołakami niż ty przez swoje dziewięćset parę! Nie próbuj więc...
      - Wystarczy – przerwał mi brat. – Jak zauważyliście mamy problem. Głupotą jest wywoływanie kolejnych. Karim i Maria zaraz tu będą. Do tego czasu proponuję wam ochłonąć.
      Grzecznie usiadłam na wysokim stołku i przyjrzałam się szczypiącej prawej dłoni. Serdeczny palec był wybity, a kostki czerwone od posoki. Nastawiłam go szybkim ruchem z nieprzyjemnym chrupnięciem. Namoczyłam chusteczkę w alkoholu i zmyłam krew Rafaela. Miejsce po niej zostało zaróżowione i mocno szczypało, ale nie przejęłam się tym zbytnio.
      W domu panowała głucha cisza i napięcie. Wszyscy byli rozproszeni po wielkim salonie i każdy czekał aż pojawi się dwójka najstarszych wampirów. Obydwoje byli ważni dla tej grupy, ale z racji wieku i doświadczenia to do Karima zawsze należało decydujące słowo. Jego decyzje zawsze były dogłębnie przemyślane. Nawet ja tak o nim myślę, darzę go szacunkiem, w jego towarzystwie czuję się naprawdę dobrze i bezpiecznie. Często chodziłam do jego gabinetu porozmawiać na przeróżne tematy. Odkąd na „naszym terytorium” pojawił się wilkołak zapanował totalny paraliż. Wilkołaki były naturalnym wrogiem wampirów od wieków. Wampiry za wszelką cenę dążyły do tego żeby je wytępić. Po pierwsze dlatego, że ich jad był dla nich niebezpieczny. Po drugie, niekontrolowana zaraza wilkołactwa poszerza się dość szybko, pozbawiając tym samym wampiry pożywienia. I po trzecie, narażały ich świat na ujawnienie.
     Nie chciałam jednak żeby robić aż takie zamieszanie z powodu Liama. Przecież tamte czasy dawno minęły. Może i byłam dla niego wyjątkowo wyrozumiała zważywszy na to, że nie miałam z nim większej styczności, ale to tylko dlatego, że wśród nas Łowców spotkałam kilka wilkołaków. Z reguły jesteśmy odporni na wampirzy, czy wilkołaczy jad. Czasami zdarzają się jednak wyjątki jak na przykład Zoltan, chociaż w jego przypadku nie było to do końca normalne zakażenie likantropią.
     Koniec – nakazałam sobie w myślach. Nie chciałam o tym myśleć ani teraz, ani kiedykolwiek.
Zabrałam szklankę z lady, pociągnęłam duży łyk bursztynowego płynu i skupiłam się na teraźniejszości. Usłyszałam pomruk zbliżającego się auta i charakterystyczny dźwięk wydawany przez opony sunące po brukowanej drodze prowadzącej do willi. Po pewnym czasie auto zatrzymało się i zgasło. Ciche trzaśnięcie drzwi, delikatny stukot butów o schody, szczęk otwieranych drzwi i w końcu pojawiły się osoby oczekiwane przez wszystkich.
      - Jak wygląda sytuacja?- Karim od razu przeszedł do rzeczy bez zbędnych wstępów.
      - Nie znalazłem o nim wielu rzeczy. Od kilku lat jest zarejestrowany u nas na uczelni jako nauczyciel historii. Był nawet obecny na rozpoczęciu naszego roku, ale nie wiedziałem, że jest wilkiem - powiedział Nathan znad komputera.
      - Jego myśli były częściowo ukryte – wtrącił Rafael. – To było tak jakbym patrzył na jego myśli poprzez gęstą mgłę.
      - Wampir i wilkołak reprezentują dwa różne gatunki, inne DNA, inna fizjologia. Może to przez to? - podsunęłam tezę.
      - Miałem już kiedyś styczność z wilkołakiem, Naryo... - zaczął mówić obracając się do mnie.
      - Oh, Dios mío!* - krzyknęła Maria i błyskawicznie pojawiła się koło Rafaela. Zmięła w dłoni zakrwawiony kołnierz patrząc na syna z troską - Lucharon entre sí?!**
      - Nie, to Narya mu tak przyłożyła – parsknął Nate. – Swoją drogą to był piękny cios! Marzyłem o tym od dawna. 
      A ja myślałam, że już przez resztę dnia będzie poważny.
      - Monstruo! - krzyknęła do mnie Maria cała rozhisteryzowana. Pewnie by na mnie skoczyła gdyby Rafael jej nie przytrzymał.
      - Spokojnie. To na pewno było nieporozumienie i sama dobrze wiesz, że nasz syn też nie jest bez skazy – uspokajał ją Karim, spojrzał przy tym znacząco na bruneta – Teraz mamy jednak ważniejsze sprawy na głowie. Jakieś dalsze informacje?
      - Wątpię żeby był niebezpieczny. Znam kilka wilkołaków i raczej są niegroźni dla otoczenia – wszystkie sześć par oczu w jednej chwili spoczęło na mnie – Te wilkołaki, które macie na myśli już raczej nie występują. Wampiry je praktycznie wybiły, zresztą my Vettuinowie też mieliśmy w tym spory wkład. Mieliśmy w tej sprawie układ z Volterą. Pozostały tylko te, które potrafiły się przystosować.
      - Skąd możemy mieć pewność? - dopytywał.
      - Przecież jak sam Nate wspomniał Liam pracuje od kilku lat na uczelni. Musi się kontrolować będąc wśród ludzi inaczej w Vancouver odnotowano by masowe morderstwa i zaginięcia. Przecież to logiczne. Prawda Karim?
      Wspomniany przeze mnie mężczyzna splótł dłonie za sobą i podszedł do okna patrząc gdzieś w dal. Wszyscy pozostali czekali na jakąś reakcję z jego strony w końcu to on tu miał ostateczne zdanie.
      - Może jego przemiana miała miejsce niedawno – spekulował. 
      - Na pewno nie. Młode wilkołaki są prawie tak samo pochopne i niestabilne w zachowaniu jak nowo powstałe wampiry. W pierwszej chwili kiedy na niego wpadłam nawet nie wyczułam, że nie jest człowiekiem. Wydaje mi się, że potrafi kontrolować swoją bestię. 
     Przez chwile rozważał moje słowa. 
     - Wilkołaki nie są samotnikami gdzieś musi być reszta stada - powiedział.
     - A wampiry nie łączą się w tak liczne grupy - zauważyłam, choć dobrze wiedziałam, że Karim ma rację    
     – Dobrze byłoby z nim porozmawiać. Na pewno zna przywódcę stada więc ewentualnie mógłby mu przekazać informacje.
      - Nie mogę ryzykować. Gdyby coś poszło nie tak... Podobno ich jad jest dla nas śmiertelną trucizną.
      - A wasz dla nich - zwróciłam mu po raz kolejny uwagę. - Wiem na ich temat dość dużo. Liam jest najprawdopodobniej wilkołakiem pierwszego typu.
      Obrócił się do mnie zdziwiony.
      - Pierwszego typu? - zainteresował się.
      - Są trzy typy. Typ pierwszy jest raczej nieszkodliwy, są dobrze zorganizowani i raczej nie zwracają na siebie uwagi. Potrafi się zmienić niezależnie od fazy księżyca. Wilk nie przejmuje kontroli nad człowiekiem. Trzeci typ to zwierze niezdolne do prawidłowego myślenia, nie może wrócić do ludzkiej postaci ponieważ bestia wyparła z niego całe człowieczeństwo, ale jak już wcześniej wspomniałam praktycznie nie występuje. Typ drugi jest pośredni. Może wrócić do ludzkiej postaci na czas dnia, można go w miarę okiełznać, ale jest jak tykająca bomba tak czy siak odzywa się w nim bestia żądająca mordu. Nasz kodeks zakazuje zabijania typu pierwszego.
      Powiedziałam im pokrótce najważniejsze rzeczy. Dziwne, że wiedzieli na temat wilkołaków tak mało. Karim powtórnie pogrążył się w swoich myślach. Jego twarz jednak zaczęła powoli zmieniać swój wyraz.
      - Karim nie! - powiedziała Maria pojawiając się u jego boku – Dobrze wiesz, że to jest dla nas niebezpieczne. Nie pozwolę żeby komuś z nas stała się krzywda. Jeśli ona jest taka wyrozumiała dla wilków to niech do nich idzie. Nikt jej nie trzyma.
     Jej słowa wcale mnie nie ruszyły. Nawet nie zwracała się to mnie po imieniu, ciągle słyszałam tylko: „ta, tamta, ona”. Przynajmniej nie mówiła o mnie „to” czy „tamto” chociaż wyraźnie odczuwałam, że miała na to ochotę. Nie miałam z nią praktycznie żadnego kontaktu, tylko parę wymienionych słów, których nie dało się pominąć. Maria nie chciała mnie polubić, a mnie było to zwyczajnie obojętne. Dla reszty wampirów obojętna jednak nie była. Była matką nie tylko dla swojego biologicznego syna, ale i dla Ingrid, Nathana, a teraz także i Dastana. Tylko ja tutaj jestem intruzem.
      - Oczywiście, że porozmawiam – powiedziałam przekonana do swojej decyzji.
      - Nie! Nie porozmawiasz! - warknął Dastan tuż za mną aż podskoczyłam.
      - Niby dlaczego?
      - Bo nie wiesz jaki on jest. Jeśli coś poszłoby nie tak... Jeśli... Tylko ty mi zostałaś, jesteś moją siostrą i nie pozwolę żeby ktoś ci zrobił krzywdę.
      Podobało mi się to, że się o mnie martwił. Widać łączy nas nie tylko wieź krwi, ale i jakaś nić więzi emocjonalnej. Nie wiem na ile jest ona silna z jego strony, ale ja z każdym dniem przywiązywałam się do niego coraz bardziej. Może jeszcze nie było to, to samo co łączyło mnie i Velkana, ale stawało się coraz silniejsze i pewnego dnia może będzie takie samo.
      - Nie ma się czym martwić – zapewniłam go. – Mój znajomy, Zoltan, jest wilkołakiem i dużo się od niego nauczyłam. Wiem czego mogę się spodziewać, czego muszę unikać, a co powinnam robić. Na wszelki wypadek zaaplikuję sobie surowicę choć uważam, że to będzie zbędne, skoro jest nauczycielem i przebywa wśród ludzi od lat. Jutro pójdę na jego wykład, a potem z nim porozmawiam.
      - Pójdę z tobą.
      - I ja - powiedział Rafael.
      Nathan też wyglądał jakby chciał się zgłosić na ochotnika, ale Ingrid patrzała na niego błagalnie z takim strachem w oczach, że niechętnie zrezygnował i objął ją mocno.
      Nie chciałam obstawy.
      - Pójdę sama, nie widzę potrzeby żeby go osaczać. Na spokojnie z nim porozmawiam, a wy będziecie gdzieś w pobliżu. I tak będziecie wszystko słyszeć.
      Dastan parskną pobłażliwie. Nie miałam szans do końca postawić na swoim.
      - Niech Karim podejmie decyzję - powiedział.
      Na parę chwil zapadła głucha cisza. Jedynymi dźwiękami było ciche oddychanie siedmiu osób. Moje serce cicho pulsowało nie wydając żadnego głośniejszego dźwięku. Jedynie szum krążącej w moich żyłach krwi zdradzał, że należę do żywych, ale był tak cichy i znikomy, że można go łatwo zgubić w dźwiękach szeleszczących liści. Czas płynął, a Karim dalej nie powiedział jaką decyzję podjął. Nikt nie miał w zamiarach pospieszania go.
      - Myślę, że powinniśmy z mim porozmawiać. Nie chcemy konfliktu - odwrócił się i podszedł do minie bliżej – Jesteś pewna, że chcesz z nim porozmawiać i, że to jest bezpieczne?
      - Tak, jestem pewna. Liam nie był agresywny, był bardziej zszokowany gdy zobaczył taką dużą grupę wampirów.
      - Dobrze, ale Rafael i Dastan pójdą z tobą. Nie możemy nadto ryzykować.
Westchnęłam z rezygnacją i spasowałam. Nie miałam ochoty się z nimi wszystkimi wykłócać.
Nasza trójka dostała instrukcje odnośnie tego czego mieliśmy się dowiedzieć i co przekazać. Kiedy skończył z przyjemnością wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na wznak. Jeszcze raz przywołałam sobie obraz Liama. Ciekawe co on o tym wszystkim myślał.
      - Narya? - usłyszałam cichy głos brata.
      - Daruj sobie. Mam dość na dzisiaj.
      Coś ciężkiego upadła na łóżko. Podniosłam się na łokciach żeby sprawdzić co to takiego. Była to moja czarna skórzana torba w której trzymałam broń. Ostatni raz widziałam ją tamtego felernego dnia kiedy spotkałam licza, a potem słuch po niej zaginął.
      - Tak po prostu mi to dajesz? Nie boisz się, że komuś z was zrobię krzywdę? - zapytałam zdziwiona.
      - Ciszej – szepnął. - Z Rafaelem uznaliśmy, że w razie czego lepiej żebyś miała czym się bronić i nie sądzę żebyś mogła kogoś z nas umyślnie skrzywdzić.
      Zajrzałam do środka torby. Wyjęłam mojego ulubionego browninga i magazynek z srebrnymi nabojami. Sprawdziłam i przeładowałam broń. Dotyk zimnego metalu zawsze działał na mnie dziwnie odprężająco. Odłożyłam go jednak na pościel.
      - To chyba nie będzie potrzebne.
      - Ale go weźmiesz. Dobranoc.
      - Dastan? - zatrzymał się i obrócił. - Nie zabierzesz reszty? - szturchnęłam torbę.
      Patrzył na nią tak jakby samo przebywanie w jednym pomieszczeniu z tą rzeczą napawało go odrazą.
      - Myślałem, że zawsze chciałaś to odzyskać, ale skoro nie to odnieś Rafaelowi. Ja nie będę tego trzymał.
      Wyszedł zostawiając mnie samą. Był zły tylko dlaczego? Czyżby nie znosił broni? Przecież faceci uwielbiają takie zabawki. Widocznie nie znam się na mężczyznach aż tak dobrze jak do tej pory sądziłam. Podniosłam i przyjrzałam się pistoletowi. Oddać Rafaelowi? Nigdy w życiu.
      Z zimnym kawałkiem stali przyciśniętym do piersi, niczym pluszowym misiem, z powrotem położyłam się na miękkim łóżku. Teraz trzeba było tylko czekać na następny dzień i to co mi on przyniesie. Miałam taką cichą nadzieję, że jednak zapanuje wcześniejszy ład. Cisza i spokój których zakosztowałam przez ostatnie dwa miesiące za bardzo mi się spodobały.


* (hiszp) O mój Boże!
** (hiszp)Walczyliście ze sobą?


3 komentarze:

  1. Witam ;d Fajny szablon ;) Pamiętam ten rozdział ;d Nadal jestem ciekawa, jak jest ten wilkołak. No i ten stosunek Dastana do broni to również mnie ciekawi. Poinformuj mnie o nowej notce dobrze, bo to chyba ostatni rozdział, jaki czytałam :) Dziękuje również za odwiedziny i komentarza, bardzo mi miło, że czytasz moje wypociny ;d Pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, że czytam. Lubię oryginalność a ty tak właśnie tworzysz :)
      I dziękuję. Nieco poprawiane rozdziały staram się dodawać w miarę możliwości. Chcę się z tym jak najszybciej uporać, a potem może wreszcie dodam coś nowego :*

      Usuń
  2. Czekam z niecierpliwością, bo uwielbiam twoją opowieść ;d Daj mi koniecznie znać, jeśli będzie miała czas :) Pomysł zmiany imion bardzo mi się podoba, bo mi również twój Demon kojarzył się z bohaterem z "Pamiętników Wampirów", a nie za bardzo przepadam za tymi powieściami. Rafale o wiele bardziej mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń

Statystyka

Obserwatorzy