29 wrz 2012

Rozdział 15

Trudne osobowości

"Każdy człowiek jest jak księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu." - [Mark Twain]

     Z każdym krokiem oddalając się od wielkiej sali wykładowej, w której została Narya coraz bardziej traciłem pewność w to, że postąpiłem słusznie pozostawiając ją sam na sam z wilkołakiem. Liam nie wyglądał wprawdzie na skorego do konfliktów, a tym bardziej do walki, ale niełatwo było mi zaakceptować fakt, że ta blondynka nie jest taka bezbronna za jaką ją brałem.
     Od początku była przekonana, że ze strony Liama nie będzie się trzeba obawiać agresji i miała rację. Główny sprawca całego zamieszania żwawym krokiem szedł sztywno przede mną nie zważając na to, że wpada na ludzi o mało ich przy tym nie tratując. Wampir nawet nie próbował wpłynąć na ich umysł co tylko utwierdzało mnie w tym, że nie jest z nim zbyt dobrze.
Przynajmniej panował nad sobą.
     Zatrzymał się w końcu tuż przed linią drzew z dala od wzroku gapiów. Cierpliwie czekałem aż się wyciszy i uspokoi. Podnoszenie na niego głosu byłoby dziecinadą, a i tak nic by nie wskórało. Oparłszy się o omszony murek zastygł w bezruchu.
    Znałem go od zawsze. Wiedziałem, że ma problem, że ze sobą walczy. To nie była tylko jego wina. Jego napady złości były ostatnio częstsze i chociaż zauważyłem to już wcześniej to nic z tym nie zrobiłem. A z nim było źle i bardzo prawdopodobne jest, że będzie jeszcze gorzej.
     Jeszcze raz przeanalizowałem zdarzenie sprzed kilku minut. Opuszczaliśmy salę, moją uwagę przykuł dźwięk poruszenia się mężczyzny więc się obróciłem, potem Narya odezwała się zbulwersowana, a już w następnej chwili brunet stał przy wilkołaku miażdżąc mu gardło.
     Rafael ma problemy już od jakiegoś czasu coś musiało być katalizatorem i uaktywniło jego drugą stronę. Nikt nigdy nie miał do niego specjalnych pretensji o jego arogancję, pewność siebie, zadziorność i butność ponieważ nikt nie był na tyle potężny żeby mu się sprzeciwić. Pan siebie samego i innych do czasu, aż pojawiła się persona, która nie dała się podporządkować, ktoś kto jest taką samą zachodzącą pod skórę gangreną co on. Narya – moja własna siostra. Zderzenie się dwóch mocnych osobowości i walka o dominację. To było jak na razie jedyne wyjaśnienie jego zachowania. Ich charaktery są przecież bardzo podobne, obydwoje nie uznają kompromisów i chcą sobie wszystkich podporządkować. Narya toleruje jego ze względu na to że to on uratował jej życie, a on toleruję ją ze względu na mnie. Może to dlatego stanął w jej obronie? To jednak nijak tłumaczyło jego utratę kontroli. Przez chwilę ujrzałem makabryczny widok z przeszłości, który sprawił że zjeżyły mi się włosy na karku.
     - Wracasz do tego co było kilkaset lat wcześniej? - zapytałem.
     - Kontroluję się.
     „Właśnie widzę. O mało nie skręciłeś karku temu facetowi, ale uważasz, że się kontrolujesz?” - zapytałem go mentalnie.
     - Powiedziałem, że się kontroluję - łypnął na mnie spode łba.
     Mieliśmy problem i jeśli mu nie zaradzimy to ludzie niedługo zaczną ginąć. Nie wiem czy byłbym w stanie drugi raz pomóc mu z tego wyjść.
     Przed oczy powróciły mi obrazy sprzed kilkuset lat. Potrzaskane meble, porozrzucane narzędzia i żywność, wszystko to nakrapiane krwią, która była dosłownie wszędzie. Pamiętałem nawet dźwięki jakie wydobywały się spod podeszew moich butów które stykały się z ziemią nasiąkłą i lepką od czerwonej posoki. To wszystko było niczym w porównaniu ze zmasakrowanymi ciałami mężczyzn broniących swoich rodzin, martwymi oczyma kobiet tulących do piersi swoje równie martwe dzieci z twarzami zastygłymi w niemym krzyku. Pośrodku tego piekła był on. Mój przyjaciel. Ktoś kto zawsze był mi jak brat. Nienawidziłem go za to jaki się stawał kiedy brało nad nim górę pragnienie, za to jaki mógł się stać w każdej chwili, za to że mógłby kogoś skrzywdzić... ją skrzywdzić. Ostatnią żyjącą istotę która znaczyła dla mnie aż tak wiele.
    - Nic jej nie zrobię, Dastan. Nie złamię obietnicy, którą ci przyrzekłem.
     Zamknąłem swój umysł. Nigdy nie byłem tak dobry w mentalnych sztuczkach jak Rafael, więc czasami zdarzały mi się wpadki, a on „przypadkowo” coś usłyszał. Mimo wszystko nietaktowne względem niego było to, że przypomniałem sobie tamte lata, ale z drugiej strony nie mogłem też zlekceważyć tego ognia, który był w jego oczach jeszcze kilka minut wcześniej.
    - Wiem, że nie zranisz jej specjalnie, ale ty nie zawsze jesteś świadomy tego co się z tobą dzieje, Rafael. Nie mogę tego bagatelizować.
     - To był jednorazowy wypadek. Od blisko czterystu lat się kontroluję.
     - Tak, tylko dzisiaj miałeś potknięcie. Powiedz mi co cię podkusiło? Czemu się na niego rzuciłeś?
     Wpatrywał się prosto przed siebie, nie mając najwidoczniej zamiaru odpowiadać na pytania. Nieodpowiadanie na pytania "niewygodne" lub odpowiadanie na nie zdawkowo było jak najbardziej w jego stylu.
     Odgłos równomiernych, cichych, ale szybkich kroków zwrócił moją uwagę. Wysoka blondynka z morderczą miną zbliżała się coraz bliżej bez skrępowania wpatrując się burzowymi oczyma prosto w Rafaela.
     - Sinä! Sinä tunnet lain! - zaczęła ostro w stronę bruneta.
     - Oczywiście, że znam prawo, aniołeczku.
     - Narya – zwróciłem jej uwagę. - Spokojnie. I najlepiej w jednym języku, jeśli mogę cię o to prosić.
     „A ty daruj sobie, Rafael. Jest już i tak wystarczająco wściekła. Słusznie zresztą” - przekazałem mu w myślach.
     Blondynka popatrzyła na mnie ze ściągniętymi w gniewnym grymasie brwiami, zadziwiające, że mnie posłuchała i nie kontynuowała krzyku, zamiast tego wzięła trzy głębokie, uspakajające oddechy. Jej sposób postępowania nieraz mnie już zadziwiał. W jej naturze nie leżało odpuszczenie komukolwiek. Nadal była zła, ale wydawała się być teraz opanowana. Rzuciła torbę na murek i sama na nim usiadła. Tuż koło Rafaela potwierdzając tym samym swoją nieprzewidywalność. Jej twarz przywdziała tę maskę, która nie wyrażała zupełnie nic. Zimna i beznamiętna twarz pokerzysty. Już wiedziałem, że nie odpuści tak łatwo.
     - Możesz mi łaskawie powiedzieć dlaczego to zrobiłeś? - zapytała go uważnie wpatrując się gdzieś przed siebie.
     - Powiedzmy, że uznałem, że potrzebujesz trochę wsparcia - odpowiedział.
     - Trochę? Miażdżenie gardła uważasz za...
     - Najlepszą obroną jest...
     - Jakoś przeoczyłam moment w którym prosiłam o pomoc...
     - Możecie przestać?! - ich chłodna wymiana zdań była najmniej dziwna, chociaż lepsze to niż mieliby pokazać to na co ich naprawdę stać.
     - Przestać? Dastan, nie wiem jak ty postrzegasz zaistniałą sytuację, ale mnie się to nie podobało. Widziałeś go? Widziałeś jego oczy? Jak dla mnie wyglądało to tak jakby stracił nad sobą kontrolę, jakby mógł pozabijać wszystko co mu się pod rękę nawinie. Jak możesz nie chcieć o tym rozmawiać? Dlaczego podchodzisz do tego tak spokojnie? - wyrzuciła z siebie nie zwracając uwagi na to, że Rafael jest tuż obok. - Domagam się odpowiedzi. Co. To. Było?!
     Nastąpiła chwila ciszy.
Miała rację. Znowu.
Dostrzegała więcej niż myślałem i więcej niż bym chciał aby dostrzegała. Myliła się tylko w jednym. Nie mogłem patrzeć na to co Rafael mógłby dzisiaj i nie tylko dzisiaj zrobić.
     - Świetnie, mów do wampira to jak cię nie zeżre, to cię oleje – mruknęła obrażona. - Dobra, słuchaj wampirze, nie wiem o co ci chodzi. Może postawiłeś sobie za życiowy cel wkurwienie mnie tak, że się na ciebie rzucę i zginiesz albo ty, albo ja i tutaj trzeba ci przyznać, że póki co szala przechyla się na twoją korzyść. Może jednak masz jakiś inny cel, tego nie wiem, w każdym bądź razie nie życzę sobie więcej takich akcji.
     - Będę się starał, aniołku.
     - Okazał byś chociaż cień skruchy – wytknęła mu na co on tylko uśmiechnął się półgębkiem.
     Proszenie Rafaela o takie rzeczy mało kiedy przynosiło pożądany skutek.
     - Powinnaś iść na wykłady – zauważyłem po pewnym czasie.
     Parsknęła pobłażliwie i dalej wpatrywała się gdzieś przed siebie tak jakby kogoś oczekiwała. Spojrzałem za siebie szukając źródła jej zainteresowania. Ingrid i Nate byli już blisko. Nasza mała nieszkodliwa Ingrid przypadła do gustu mojej siostrze, jak wszystkim zresztą, więc nic w tym dziwnego, że na nią czekała.
     - Narya! Cudowny uśmiech. Taki sam przywdziewał dobry, stary grabarz Jean w Lyonie. To był naprawdę... miły facet – krzyknął szatyn, któremu jak zwykle humor dopisywał.
     - Nate, daj spokój - zganiła go jego partnerka. - Jak tam potoczyła się rozmowa z tym wilkiem?
     Z odpowiedzią pospieszyła jej Narya:
     - A jak myślisz? Wasz szanowny przyjaciel Rafael brawurowo wszystko spieprzył. Ale wiesz, przynajmniej Liam wykazał się klasą i powiedział że nie uznaje tego jako wyzwanie o ile to się nie powtórzy. Ładnie z jego strony prawda? - zapytała, ale już w stronę Rafaela.
     - Bardzo ładnie, trochę tchórzliwie, ale ładnie – odpowiedział jej.
     - Ale może ktoś opowie co się dokładnie stało? Nie wszyscy tam byli - domagała się dziewczyna.
     Oczywiście ten zaszczyt przypadł nikomu innemu tylko mnie. Jakby mogło być inaczej. Zacząłem tłumaczyć im wszystko od początku. Starałem się przekazać wszystko dokładnie nie pomijając żadnego szczegółu. Prawie żadnego. Kiedy skończyłem Ingrid wtrąciła kilka swoich spostrzeżeń, które jednak niewiele wnosiły do sprawy, a Nate jak zwykle wykazał się swoim nadzwyczaj luzackim podejściem racząc nas niezbyt poważnymi komentarzami.
     „Powinniśmy porozmawiać z Karimem” - zdecydowałem w końcu.
     „Szerokiej drogi”- odpowiedział mi mentalny głos przyjaciela.
     Porozumiewawczo spojrzałem na Rafaela. Nie chciałem zostawiać go samego dopóki nie upewnię się, że trzyma swoje nerwy na wodzy, ale nie chciałem też niepotrzebnie niepokoić reszty. Jednym słowem wolałem mieć go na oku.
     „Znaj moją dobroć przyjacielu” - wstał i ruszył w stronę parkingu.
     „Dzisiejszy dzień mógł wyglądać inaczej, dobrze o tym wiesz. Dobry przyjaciel powinien mnie wyciągać z tarapatów, a nie w nie wciągać”
     - Hej! A on gdzie się wybiera? - zapytał Nate widząc, że brunet się oddala.
     - Jedziemy przekazać informacje Karimowi. A wy – wskazałem objętą parę - miejcie oko na Naryę.
     - Nie potrzebuję opiekunek. Pozwól, że teraz wrócę na wykłady – zeskoczyła z muru i podeszła do mnie. - Aha, jak zatrzymacie się na pasach, to pilnuj żeby nie rzucił się na jakąś niebezpieczną staruszkę z balkonikiem – wskazała kciukiem na znacznie oddalonego już Rafaela. Na koniec pocałowała mnie w policzek i od razu uciekła w stronę budynku.
     Ciepła fala rozlała się po moim wnętrzu. Nigdy wcześniej nie zdarzało jej się zrobić czegoś takiego, nigdy wcześniej nie okazała swoich uczuć w taki sposób. Ten gest znaczył dla mnie bardzo wiele. Narya jest dobra i czysta zupełnie jak nasza matka. Zadowolony odprowadziłem ją wzrokiem do drzwi, a potem sam poszedłem na parking.
     Rafael już siedział w aucie na miejscu pasażera nerwowo wystukując na kolanie żwawą melodię. Obrałem odpowiedni kierunek i ruszyłem do przodu. Przedostanie się przez Vancouver w południe zajmuje masę czasu, na szczęście kiedy się już z niego wyjedzie to droga nad jezioro Capilano, gdzie zlokalizowany jest nasz dom, jest już szybsza.
     - Zatrzymaj się.
     Spojrzałem zaskoczony na bruneta, ale zgodnie z jego prośbą bez cienia protestu zjechałem na pobocze. Widocznie był jakiś powód, że o to poprosił.
     - Miałeś rację. Straciłem kontrolę - zaczął.
     - Nie było aż tak źle. To trwało tylko chwilę – podnosiłem go na duchu. - Przesadziłem wiążąc to zdarzenie z...
     - Nie, Dastan. To, że od dawna nie mordowałem na taką skale, nie znaczy, że do tego nie wrócę. Dzisiaj mogłem zabić twoją siostrę. Przez chwilę chciałem to zrobić. Narya jest odważna, szybka i silna, ale sam dobrze wiesz, że dzisiaj nie miałaby większych szans.
     Nic nie odpowiedziałem. Może ich wybuchowe charaktery są podobne, ale za to zewnętrznie dość znacznie się różnią. Ona mimo że jest wysoka to i tak jest od niego niższa o kilkanaście centymetrów i znacznie drobniejszej budowy. Rafael, jako wampir dodatkowo dysponuje nadludzką siłą, która w zestawieniu z szybkością stanowi twardy orzech do zgryzienia. Jej rasa może i jest silna, ale nie aż tak jak my. Kontrast jest duży i widoczny na pierwszy rzut oka. Gdyby coś jej zrobił, to pomimo łączącej nas niespełna tysiącletniej przyjaźni, nigdy bym mu tego nie wybaczył.
     - Przekaż ojcu to czego się dzisiaj dowiedzieliśmy. Powiedz mu, że zaatakowałem tego wilka, ale nie mów mu o tym, że straciłem nad sobą kontrolę. Na razie nie muszą wiedzieć.
     - Co planujesz? - zapytałem zdziwiony.
     - Zniknę na jakiś czas. Trochę ochłonę i wrócę.
     - Jesteś tego pewien?
     - Nie wiem na ile mogę sobie zaufać, a obecność twojej siostry dodatkowo doprowadza mnie do szewskiej pasji.
     - Rozumiem cię, ale zamierzasz opuścić nas teraz? Właśnie teraz kiedy mamy na głowie wilki?
     - Nie oddalę się zbyt daleko. Chcę tylko coś sprawdzić i niedługo wrócę.
     Nie naciskałem co i gdzie chce sprawdzić. Jeśli to byłoby coś naprawdę ważnego powiedziałby mi to.
     Chwila samotności - może to było to czego potrzebował.
     Czekałem chwilę aż coś powie lub wyjdzie, ale on dalej siedział i nic się nie odzywał.
     - Jest coś jeszcze? - zapytałem.
     Skinął głową , prawie mimochodem, nie odrywając wzroku od swoich dłoni którym się ciągle przyglądał.
     - Chciałem cię ostrzec.
     - Przed czym?
     - Przed Naryą.
     - Przed moją siostrą? - zakpiłem z niego. - Żartujesz.
     - Wiesz co jest twoją najsłabszą stroną, Dastan? - zapytał, ale nie dał mi szansy żeby odpowiedzieć – Zbyt łatwo wierzysz innym. Narya taka nie jest. Jest sprytna, jest dobrą aktorką, to co ona powie od razu temu zawierzacie. Wszyscy. Nie twierdzę, że kłamie, nie cały czas, ale nigdy nie mówi prawdy do końca. Dzisiaj byłem przygotowany na to, że będzie mi chciała żywcem odgryźć głowę, za to co zrobiłem, ale coś łagodnie mnie potraktowała, nie uważasz?
     Tak. Ja także oczekiwałem armagedonu. Byłem pewny, że jedno nie odpuści drugiemu, a w sumie rozeszło się po kościach.
     - Co sugerujesz - starałem zachować neutralny ton głosu.
     Westchnął.
     - Dlaczego od początku staje po stronie tego likantropa? Przecież nawet go nie zna. Ona coś kombinuje. Coś kręci. Czuć to na kilometr.
     - Sądzisz, że jak się tylko odwrócę to wbije mi nuż w plecy? - zakpiłem.
     - Nie... Chodzi mi tylko o to żebyś jej tak sobie nie idealizował. Ona nie jest święta. Nie jest jak wasza matka.
     - Przestań. Narya jest moją siostrą i wcale nie jest taka jak mówisz. Ma wady, ale nie jest potworem. Odbierasz ją w taki sposób bo nie możecie się dogadać. Cały czas walczycie między sobą o... nawet nie wiem o co. Spróbowałeś z nią normalnie porozmawiać?
     Zaśmiał się głośno na moje słowa.
     - Próbowałem. Nasza najdłuższa cywilizowana konwersacja trwała jakieś pięć minut. Ona była mokra, a jej bawełniana bluzka wyjątkowo cieniuteńka co bardzo sprzyjało zachowaniu spokoju i miłej atmosfery – powiedział zadowolony z siebie.

     Warknąłem na niego ostrzegawczo. Od zawsze nienawidziłem kiedy mówiono i traktowano kobiety w taki powierzchowny sposób, a on dodatkowo mówił o mojej młodszej przyrodniej siostrze.
     - Jasne. Już idę – błyskawicznie wysiadł z auta. Nachylił się jeszcze do okna – Zapomniałbym. Masz tu coś na twarzy – wskazał na swój policzek pokazując mi gdzie jestem brudny. Wytarłem woskowatą warstewkę, którą była bezbarwna pomadka. .
     - Może jednak nie zasługuje na miano Królowej Śniegu... Tak, bardziej pasuje księżniczka. O tytuł królowej musi się jeszcze trochę postarać.
     „Słyszałem, że masz zamiar wybrać się na spacer” - przypomniałem mu.
     - Tak, tak.... Do zobaczenia za niedługo

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

Obserwatorzy