29 wrz 2012

Rozdział 16

Pod wściekłym psem

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.”


     W ślad za rudowłosa dziewczyną wsiadłam do autobusu. Zajęłam miejsce z tyłu i zsunęłam się na siedzeniu jak najniżej tylko mogłam, ale jednocześnie tak żeby nie zwracać na siebie zbędnej uwagi. Przysadzista kobieta, która zajęła miejsce tuż przede mną, nieświadomie bardzo mi pomogła przysłaniając mnie swoim ciałem.
     Delikatnie wychylając się zza niej i kolejny raz przyjrzałam się opartej o barierkę dziewczynie. Pomimo ciemnego, dodającego jej lat makijażu nie mogła mieć ich więcej niż szesnaście. Była raczej niska, ale za to z już kobiecymi krągłościami. Jej okalana płomiennie rudymi włosami twarz była zagniewana w ten specyficzny dziecięcy sposób co przy jej wizerunku punka ciekawie dopełniało całości.
     Zderzyłam się z nią tuż po tym jak wychodziłam od Liama i tuż przed tym jak rozmawiałam z wampirami. Nastolatką zainteresowałam się ponieważ od pierwszego spotkania wyczułam w niej zwierzęcą aurę. Aurę wilkołaka. Przez to przypadkowe spotkanie zupełnie nie było mi w głowie wykłócanie się z Rafaelem. Dziewczyna nie zrobiła nic specjalnego, ale byłam jej ciekawa. Ta chorobliwa ciekawość kazała mi za nią podążać i dowiedzieć się gdzie się uda i co będzie robić. Nie było to jednak łatwe, byłam przecież otoczona czwórką wampirów, które jeśli tylko znalazły by się w jej pobliżu z pewnością by ją rozpoznały, a tego nie chciałam. Na szczęście Dastan z Rafaelem pojechali zdać relacje do Karima i na głowie została mi tylko dwójka. Z nimi nie przewidywałam ani nie miałam problemu. Kiedy wyszła z budynku udało mi się wymknąć pod pretekstem dalszych wykładów.
     Autobusem przejechałyśmy ładnych kilka kilometrów zanim ruda wysiała w dzielnicy Downtown. Ja również to zrobiłam. Musiałam być jednak ostrożna, może i ta dziewczyna nie jest zbyt spostrzegawcza skoro do tej pory nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi, ale wolałam dmuchać na zimne i poczekać aż oddali się na odpowiednią odległość zanim mogłabym za nią pójść. Kierowała się w stronę portu, a zarazem w tą część dzielnicy która jest zapuszczona, brudna i śmierdząca kocim moczem. Kiedy skręciła w ulicę równolegle leżącą do linii brzegu, zniknęła mi z oczu. Rozejrzałam się po opustoszałej zaśmieconej ulicy, ale nigdzie jej nie było. Nie było nikogo oprócz schodzącego do pobliskiej piwniczki starego brodacza. Być może dziewczyna mieszkała w którejś z tych obskurnych kamienic. Rozglądając się poszłam w stronę portu. Uważnie śledziłam okolicę kiedy rozdzwoniła się moja komórka. Wyiskałam aparat z ciasnej kieszeni jeansów i nie spoglądając nawet na wyświetlacz odebrałam.
     - Gdzie jesteś? - krzyknął wysoki kobiecy głos.
     - Spokojnie, tylko zwiedzam miasto - skłamałam.
     - Jak Dastan się dowie, że cię zgubiłam to mnie żywcem ze skóry obedrze. Powiedz gdzie dokładnie jesteś zaraz po ciebie przyjedziemy.
     - Uspokój się, Ingrid. Dastan wie, że mnie nie ma?
     - Nie, ale jak się zaraz nie pojawisz...
     - Nie! Nie mów mu. Wymyśl cokolwiek, ale mu nie mów. Słuchaj muszę kończyć, później się z tobą skontaktuję - nacisnęłam czerwoną słuchawkę nie pozwalając jej na powiedzenie czegokolwiek więcej. Nie potrzebowałam jej tutaj.
     Zauważyłam, że znowu ktoś wychodzi z piwniczki nad którą znajdował się neonowy niezapalony jeszcze o tej porze napis „Pod wściekłym psem”. Urocza nazwa, która z pewnością przyciągała elitę slumsów i marynarzy szukających zaczepki. Może i ruda tam poszła? Tylko co nastolatka mogłaby robić w takim miejscu?
     Przez chwilę rozważałam pomysł zwiedzenia ponurej piwniczki jednak ostatecznie odrzuciłam go i wycofałam się do skrzyżowania. Przeszłam na jego drugą stronę gdzie można było usiąść na ławkach w cieniu drzew. Wyjęłam pierwszą lepszą napotkaną w torbie książkę i postanowiłam czekać. Natura strażnika i łowcy kazała mi sprawdzić co robi dziewczyna śledzić i niuchać tam gdzie nie jest się proszonym żeby zawczasu zareagować. Ciężko wyplewić z zachowania coś co wpajano od dziecka. Nawet nie miałam pewności czy mój obiekt obserwacji jest tam gdzie się spodziewałam, że może być.
W ciągu około dwóch godzin przez bar przewinęło się pięć osób, a w ciągu kolejnej godziny moja cierpliwość osiągnęła apogeum, wścibskość wzięła nade mną górę i zniecierpliwiona poszłam w stronę baru. Byłam skupiona, moim zmysłom nic nie mogło umknąć, ani warkot silnika nadjeżdżającego z tyłu auta, ani przebiegający przy murze szczur. Wszystko przetwarzałam i analizowałam tworząc sobie w głowie mapę i ewentualny plan działania, ale jednocześnie starałam nie zwracać na siebie uwagi. Nie rzucać się w oczy – łatwo powiedzieć kiedy parę metrów za moimi plecami zaparkowało auto i aktualnie świeciło mi żółtym snopem światła prosto w plecy. Ludzie mają czasem świetne wyczucie czasu.
     - Narya? - na dźwięk mojego imienia automatycznie się odwróciłam. Światła zgasły i z starego Mustanga wysiadł mężczyzna.
     - Liam? Co ty tutaj robisz? - byłam zaskoczona spotykając w tym miejscu.
     - O to samo chciałem zapytać ciebie. Nie powinnaś się tu kręcić to niebezpieczna dzielnica, a już szczególnie ta ulica. Czego tutaj szukasz? - zapytał rozglądając się uważnie dookoła jakby czegoś lub kogoś szukał.
     Odpowiedzieć na to pytanie nie było łatwo, bo właśnie wtykałam łapy w jego prywatne sprawy i najprawdopodobniej śledziłam jego znajomych. Ba! Ja na pewno to robiłam i gdyby mi nie przerwał to robiłabym to dalej.
     Para brązowych oczu spoczęła w końcu na mnie i po chwili przybrały ten „rozumiejący” wyraz.
     - Wracaj do domu i nie przychodź tutaj więcej.
     Ominął mnie zaniechają swojego wcześniejszego pytania. To nie było coś co ja zrobiłabym na jego miejscu.
     - Szukasz tej rudej? - wypaliłam prosto z mostu. - Wiem, że ona jest taka jak ty. Spotkałam ją na uczelni. Była u ciebie, prawda?
     Zatrzymał się tuż przed schodami i obrócił do mnie przodem.
- Widziałaś ją?
     - Zgubiłam ją gdzieś na tej ulicy. Nie pokazuje się od dobrych trzech godzin. Podejrzewam, że weszła właśnie to tego... lokalu – dokończyłam niepewnie nie wiedząc czy miejsce to zasługuje na tak zacny tytuł.
     Jego usta drgnęły jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego zszedł niżej po schodach i zniknął we wnętrzu budynku. Nie czekając długo zrobiłam to samo.
     Pojawienie się w barze nowego gościa oznajmił wiszący u drzwi dzwonek. Niektóre zaspane i melancholijne spojrzenia tutejszych bywalców zatrzymywały się na mojej osobie i każda z tych par oczu niemo pytała: „Kto tym razem?”. Po sali niósł się szmer rozmów i muzyka z radia. Dopiero po chwili zauważono, że jestem kimś nowym. Pogawędki się ucinały w połowie, ktoś szturchnął kompana kiwając na mnie brodą. Tak, nie pasowałam tutaj. To miejsce stałych klientów, a ja nie dość, że nowa to jeszcze chciałoby się rzec „nie z tych sfer”. Nie dawałam jednak niczego po sobie poznać. Jakby nigdy nic poszłam tuż za Liamem. Ten ominął bar i skierował się w najdalszy kąt pomieszczenia i zniknął za wnęką. Kiedy i ja się tam znalazłam, po uprzedniej szarpaninie z jakimś facetem, oprócz drzwi do toalety znalazłam jeszcze drzwi do kolejnej sali. Weszłam do środka, ale na moim barku spoczęła ciężka ręka. Obracając się momentalnie moja ręka powędrowała pod kurtkę i musnęła kolbę pistoletu.
     - Nie wolno ci tam wchodzić – powiedział szorstkim głosem niski, gruby mężczyzna z kilkudniowym zarostem.
     - Jestem tu z Liamem. Liamem Bensenem - wychylił się zza mnie i spojrzał w dal szukając dowodu.
     - Jakoś nie widzę żeby się specjalnie kwapił tutaj do ciebie przyjść, paniusiu.
     - Znam go i dla twojego własnego dobra lepiej zabierz tą tłustą łapę.
     - Nie przyjmujemy tu obcych. Proszę opuścić lokal – powiedział sucho.
     Mimo słabego światła dostrzegłam w odbiciu jego źrenic, że wilkołak stanął tuż za mną, a chwilę później poczułam ciepło bijące od jego ciała.
     - W porządku, Earl. Ona jest ze mną – powiedział.
     - Znasz zasady. Nie chcę mieć kłopotów – burknął.
     - Ty również znasz zasady, a mimo to wpuściłeś tu nieletnią – odpowiedział mu z taką mocą w głosie jakiej od niego jeszcze nie słyszałam.
     Mężczyzna wzdrygnął się i odsunął. Może wiedział z kim ma do czynienia ponieważ spuścił pokornie wzrok. Zanim jednak odszedł zlustrował mnie niedbale od stóp do głów co tylko spotęgowało moje obrzydzenie do tego człowieka.
     Zerknęłam na towarzysza. Wzrok miał skupiony, brwi ściągnięte, a usta zaciśnięte w cienką prostą linię. Wyglądał tak jakby zastanawiał się co dalej zrobić z niechcianym fantem. W końcu złapał mnie za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Pozwoliłam mu na to chociaż nienawidzę kiedy ktoś traktuje mnie jak gówniarza. Potem po prostu mnie puścił i powiedział żebym wracała do domu. Nie miałam zamiaru ustąpić. Zanim odpalił silnik swojego auta już siedziałam na miejscu pasażera.
     - Słuchaj widzę, że coś jest nie tak. Wiem, że to twoje prywatne sprawy, a my się nawet nie znamy, ale chcę wiedzieć co się dzieje. Co nawyrabiała ta młoda?
     Westchnął zmęczony i wcisną pedał gazu. Auto potoczyło się do przodu stopniowo nabierając prędkości.
     - To moja młodsza siostra, Anita. Postanowiła zrobić mi nazłość i zadaje się z kimś z kim zadawać się nie powinna.
     - Syndrom starszego brata. Skąd ja to znam? – mruknęłam do siebie. - Czyli nie było jej w środku?
     - Wyszła kilka minut temu, tylnym wyjściem.
     - Wiesz gdzie teraz możemy ją znaleźć?
     - Nie potrzebuję twojej pomocy. Zostawię cię w bezpieczniejszej dzielnicy. Nie mam czasu odstawiać cię do domu. Sama musisz jakoś trafić.
     - Nigdzie się nie wybieram. Skoro masz jakieś problemy to mogę ci pomóc.
     Zerknął na mnie kontem oka, ale już mi nie odpowiedział po prostu jechał i bacznie przyglądał się mijanemu krajobrazowi. Kluczył jakiś czas po mieście aż zatrzymał się w końcu na pustym parkingu przed jakimś starym zrujnowanym budynkiem.
     - Myślisz, że tam jest?
     - To moja siostra, mogę ją wyczuć jeśli jest wystarczająco blisko. Zostań, zaraz wrócę.
     - Jeśli myślisz, że będę tutaj siedzieć to się grubo mylisz - uprzedziłam.
     - Zostaniesz w aucie.
     - Słuchaj, ja naprawdę chcę pomóc. Ile razy mam ci to powtarzać?
     Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja przybrałam maskę nieugiętego negocjatora.
     - Z tego budynku jest kilka wyjść. Zostań w aucie i pilnuj czy ktoś nie wychodzi.
     - Nie zostanę.
     - Nie mam oczu dookoła głowy. Skoro chcesz mi pomóc to pilnuj budynku z zewnątrz.
     Niechętnie kiwnęłam głową. Może i powiedział to żebym została na miejscu, ale było w tym cholernie dużo racji. Ktoś musiał pilnować wyjścia. Odprowadziłam go wzrokiem do samych drzwi dopóki nie zniknął mi z oczu. Byłam cierpliwa, bacznie obserwowałam i nasłuchiwałam co dzieje się dookoła mnie. Nie musiałam czekać długo, po około pięciu minutach usłyszałam trzaski w środku budynku, a chwilę później budynek istotnie opuściła grupka ludzi. Czterech młodych mężczyzn w sile wieku z czego jeden z nich miał nadzwyczaj ogromne rozmiary, którymi nie powstydziłby się żaden kulturysta. Trzymał on za ramię szamoczącą się dziewczynę. To była pora aby wkroczyć do akcji, a ja nie miałam pojęcia co działo się aktualnie z Liamem. Jak zwykle postawiłam wszystko na jedną kartę i pobiegłam za nieznajomymi. Zakradałam się za nimi jak tylko najciszej potrafiłam, starając się zachować element zaskoczenia. Zachowywali się cicho, słyszałam tylko jak dziewczyna próbuje wydobyć z siebie głośniejszy dźwięk, co jej najprawdopodobniej uniemożliwiał knebel. Nie byłam na tyle blisko żeby stwierdzić czy oni także są wilkołakami, po pozostawionym przez nich piżmowym zapachu mogłam się tego tylko domyślać. Wyjęłam i odbezpieczyłam pistolet dokładnie w tym samym czasie kiedy jeden z mężczyzn mnie dostrzegł.
     - Czekaj no, kotku – powiedział idąc w moją stronę.
     Bez chwili wahania wycelowałam w jego pierś.
     - Stój albo strzelę – nawet się nie zawahał, dalej szedł pewnym krokiem. - Stój!
     Trzeciego ostrzeżenia nie było. Pociągnęłam za cyngiel. Kula trafiła w ramię mężczyzny powalając go na ziemię, nie trafiłam w żaden ważny organ więc żył i będzie żyć jeśli ktoś szybko wyciągnie srebrny nabój z jego ciała. Z rany wydobywał się lekki dym i zapach przypalanego mięsa co utwierdziło mnie w moich przypuszczeniach, że mam do czynienia z likaninami. Jak na razie miałam go z głowy. Chwilowo powinien być pokorny. Zerknęłam na pozostałą trójkę.
     - Widziałeś Ben? Laleczka załatwiła Paula – powiedział blondyn z długimi włosami do swojego olbrzymiego kompana. - Przygotowałaś się.
     - Pośćcie dziewczynę - rozka
załam.
     - Przykro mi, ale muszę odmówić. Nie lubię kiedy rozkazuje mi kobieta. Ben, zajmij się panią.
     Mięśniak odepchnął rudą do milczącego faceta i postawił pierwszy krok do przodu. Strzeliłam ostrzegawczo tuż przed jego stopami. Podziałało. Zadziwiające ile można zdziałać kawałkiem srebra. Mój triumf nie trwał jednak długo, ktoś mocno uderzył minie od tyłu w rękę i wykopnął pistolet, który mi wypadł. Odskoczyłam na bok przyjmując obronną pozę. Widocznie jedna kula wystrzelona w stronę niejakiego Paula to za mało żeby go powstrzymać.
     Bezpośrednio przed sobą miałam dwóch przeciwników z czego jeden był ranny, drugi gigantyczny, a na domiar tego dwaj kolejni w każdej chwili gotowi do walki. Póki żaden z nich się nie przemieni moim asem była szybkość. Olbrzym rzucił się na mnie jako pierwszy. Uniknęłam kilku pierwszych ciosów wymierzanych na oślep, a następnie z całej siły kopnęłam go w pachwinę co zmusiło go do upadku na kolana. Jednocześnie musiałam odeprzeć atak Paula, co nie było trudne kiedy był zraniony. W międzyczasie usłyszałam ryk człowieka, który stopniowo zmieniał się w coś bardziej gardłowego, bulgocząco zwierzęcego i jednocześnie nie dało się nie usłyszeć czegoś co przypominało dźwiękiem łamania kości i trzasku stawów. Spodziewając się najgorszego zerknęłam w stronę furgonetki. Anita dalej była trzymana przez milczącego mężczyznę, a w miejscu blondyna byłą wielka bryła szarego futra z której to właśnie wydobywały się nieprzyjemne trzaski i warczenie. Jego przemiana była zakończona, a sądząc po szybkości z jaką tego dokonał wywnioskowałam, że nie jest żółtodziobem. Jeśli Liam się tutaj zaraz nie pojawi to będąc tutaj bez pomocy miałam absolutnie przerąbane. Olbrzym korzystając z mojej nieuwagi władował mi pięść prosto w żołądek, pozbawiając mnie tym samym resztek powietrza z płuc. Kolejny cios otrzymałam w twarz. Silne uderzenie posłało mnie na asfalt. Przed oczami miałam mroczki, próbując wstać co chwila uderzałam czołem w ziemię. Przeturlałam się na plecy. Tuż przed twarzą zobaczyłam parę czarnych, masywnych butów. Jedna noga poderwała się w górę a następnie z ogromną szybkością zaczęła opadać w dół. Szara, ogromna, na wpół wilcza, na wpół ludzka łapa zatrzymała stopę tuż and moją głową i odepchnęła ją na bok. Wielkie cielsko wilkołaka przesunęło się tuż nade mną pogrążając mnie w jeszcze większym mroku...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

Obserwatorzy