Z
deszczu pod rynnę
"Nawiązanie
walki wymaga klasycznych posunięć, a zwycięstwo - nieklasycznych"
[Sun Zi]
Ocknęłam
się z potężnym, pulsującym bólem głowy. Pomimo strasznego mrozu
ręce piekły mnie żywym ogniem. Miałam je wykręcone do tyłu i
przywiązane do sufitu tak, że zwisałam niczym szynka pozostawiona
do wyschnięcia. Otaczająca wszechobecna ciemność pochłaniała
wszystko co stało jej na drodze tak, że nie mogłam dostrzec choćby
czubka własnego nosa. Tylko echo uderzeń grubych kropel wody o
posadzkę zdradzało, że pomieszczenie jest duże i puste.
Szarpnęłam się raz, drugi i kolejny co tylko
spowodowało zadrapania, aż w końcu ostra lina werżnęła mi się
w nadgarstki. Cieplejsza od ciała krew spłynęła po przedramieniu,
łokciu i ramieniu wsiąkając ostatecznie w materiał koszulki. Coś
nagle zaszurało przykuwając moją uwagę. Instynktownie obróciłam
się w stronę dźwięku, chociaż wciąż otaczał mnie
nieprzenikniony mrok. Wytężyłam pozostałe zmysły. Zimne
szczypiące w nos powietrze było przesiąknięte zapachem zepsutego
mięsa i rdzy. Nie usłyszałam już niczego, żadnego odgłosu
oddychania prócz mojego i żadnego bicia serca. Do umysłu przedarła
mi się jednak inna wiadomość. Gdziekolwiek byłam, nie byłam
sama. Mózg cały czas podpowiadał mi ze w pokoju są wampiry, ale
po prostu tą informację ignorowałam, tak samo jak każdego dnia
który spędzałam z Ingrid, Dastanem czy Karimem.
Jeden był w miejscu skąd dobiegł dźwięk, jego wiek wyczuwałam na niecałe dwadzieścia lat, drugi gdzieś naprzeciwko był zdecydowanie młodszy, najprawdopodobniej nowonarodzony. Starszy po lewej nabrał ze świstem powietrza i usłyszałam zgrzyt ciężkich łańcuchów, kiedy rzucił się do przodu. Przez chwilę szarpał się w miejscu nie mogąc się ruszyć. Widocznie nie byłam jedynym więźniem. Nie był to jednak powód do radości. Nawet słaby krwiopijca może być niebezpieczny.
Rozluźniłam mięśnie i spróbowałam oczyścić umysł, pozwoliłam mojemu darowi przebić się na powierzchnię i pełznąć przed siebie i naokoło mnie. To było jedyne co mogłam teraz zrobić. Strumień energii dotarł do pierwszego wampira, który z zaskoczenia poruszył się znów łomocąc łańcuchami. Kiedy niewidzialna mentalna mgła dotarła do następnego wampira, dobiegł mnie cichy, udręczony, kobiecy jęk. Była młoda i słaba więc przejęcie nad nią kontroli nie stanowiło problemu. Nie musiałam tracić wiele energii, poddała się bez walki.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
- Nie wiem – odpowiedziała słabo z suchym mlaśnięciem języka i dziwnym przeciągłym akcentem.
- Czego oni chcą?
- Nie wiem - znów zajęczała przeciągle.
- Była tu niska, ruda dziewczyna?
- Nie.
W tym samym czasie odezwał się drugi kobiecy głos w nieznanym mi skrzeczącym języku, być może chińskim albo japońskim lub jakimś innym dalekowschodnim języku. Robiła zbyt dużo szumu i niepotrzebnie zwracała uwagę. Posłałam do niej strużkę energii, która nie mogła być przyjemna. Zawarczała wściekle, ale ostatecznie się uspokoiła. Nie mogłam sobie pozwolić na to żeby również nad nią przejąć kontrolę i niepotrzebnie marnować siły.
- Czego ona chce? - zapytałam.
- Jest głodna.
No tak, tego akurat mogłam się domyślić. Pewnie wisząc tutaj byłam dla nich niczym wampirzy odpowiednik piniaty. Wystarczyło tylko zerwać się z łańcuchów i sięgnąć po wygraną.
Byłam w stu procentach przekonana, że nasz dobrodziej zrobił to żeby mnie zastraszyć i złamać, a wampirzyce zadręczyć, zapachem świeżej krwi.
Jedna z wampirzyc zasyczała jak wściekły kot, a druga załkała cichutko. Chwilę później rozległ się dźwięk odryglowywania drzwi. Ciężki kawał metalu przesuwał się wpuszczając do środka strumień światła i podmuch świeżego powietrza. Rzuciłam okiem na otoczenie. Całe było wyłożone białymi płytkami, a u sufitu zawieszone były rzędy mocnych stalowych szyn. Chłodnia rzeźnicza – przyszło mi do głowy.
- No proszę, proszę... Ktoś nam tutaj się obudził – odezwał się jakiś mężczyzna za moimi plecami. - Jak się miewasz kotku?
Stanął tuż za mną. Czułam jak bez skrępowania się na mnie gapi.
- Wiesz, większość facetów będąc ze mną na pierwszej randce, stara się nie gapić tak bezpośrednio na mój tyłek.
- Masz bardzo ładny tyłek – podkreślił i dla potwierdzenia klepnął mnie w pośladek. W odpowiedzi wykopnęłam nogi do tyłu. Czułam, że uderzyłam go w głowę, ale jeszcze bardziej poczułam jak chrzęszczą mi w proteście stawy.
Zaśmiał się pobłażliwie i okrążył stając tuż przed moją twarzą. Był to średniego wzrostu, ciemnowłosy mężczyzna, ten sam którego postrzeliłam. O ile pamięć mnie nie zawodziła miał na imię Paul. Splunęłam mu w twarz.
- Niegrzeczna dziewczynka. Lubię takie. Nawet wolę.
Jeden był w miejscu skąd dobiegł dźwięk, jego wiek wyczuwałam na niecałe dwadzieścia lat, drugi gdzieś naprzeciwko był zdecydowanie młodszy, najprawdopodobniej nowonarodzony. Starszy po lewej nabrał ze świstem powietrza i usłyszałam zgrzyt ciężkich łańcuchów, kiedy rzucił się do przodu. Przez chwilę szarpał się w miejscu nie mogąc się ruszyć. Widocznie nie byłam jedynym więźniem. Nie był to jednak powód do radości. Nawet słaby krwiopijca może być niebezpieczny.
Rozluźniłam mięśnie i spróbowałam oczyścić umysł, pozwoliłam mojemu darowi przebić się na powierzchnię i pełznąć przed siebie i naokoło mnie. To było jedyne co mogłam teraz zrobić. Strumień energii dotarł do pierwszego wampira, który z zaskoczenia poruszył się znów łomocąc łańcuchami. Kiedy niewidzialna mentalna mgła dotarła do następnego wampira, dobiegł mnie cichy, udręczony, kobiecy jęk. Była młoda i słaba więc przejęcie nad nią kontroli nie stanowiło problemu. Nie musiałam tracić wiele energii, poddała się bez walki.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam.
- Nie wiem – odpowiedziała słabo z suchym mlaśnięciem języka i dziwnym przeciągłym akcentem.
- Czego oni chcą?
- Nie wiem - znów zajęczała przeciągle.
- Była tu niska, ruda dziewczyna?
- Nie.
W tym samym czasie odezwał się drugi kobiecy głos w nieznanym mi skrzeczącym języku, być może chińskim albo japońskim lub jakimś innym dalekowschodnim języku. Robiła zbyt dużo szumu i niepotrzebnie zwracała uwagę. Posłałam do niej strużkę energii, która nie mogła być przyjemna. Zawarczała wściekle, ale ostatecznie się uspokoiła. Nie mogłam sobie pozwolić na to żeby również nad nią przejąć kontrolę i niepotrzebnie marnować siły.
- Czego ona chce? - zapytałam.
- Jest głodna.
No tak, tego akurat mogłam się domyślić. Pewnie wisząc tutaj byłam dla nich niczym wampirzy odpowiednik piniaty. Wystarczyło tylko zerwać się z łańcuchów i sięgnąć po wygraną.
Byłam w stu procentach przekonana, że nasz dobrodziej zrobił to żeby mnie zastraszyć i złamać, a wampirzyce zadręczyć, zapachem świeżej krwi.
Jedna z wampirzyc zasyczała jak wściekły kot, a druga załkała cichutko. Chwilę później rozległ się dźwięk odryglowywania drzwi. Ciężki kawał metalu przesuwał się wpuszczając do środka strumień światła i podmuch świeżego powietrza. Rzuciłam okiem na otoczenie. Całe było wyłożone białymi płytkami, a u sufitu zawieszone były rzędy mocnych stalowych szyn. Chłodnia rzeźnicza – przyszło mi do głowy.
- No proszę, proszę... Ktoś nam tutaj się obudził – odezwał się jakiś mężczyzna za moimi plecami. - Jak się miewasz kotku?
Stanął tuż za mną. Czułam jak bez skrępowania się na mnie gapi.
- Wiesz, większość facetów będąc ze mną na pierwszej randce, stara się nie gapić tak bezpośrednio na mój tyłek.
- Masz bardzo ładny tyłek – podkreślił i dla potwierdzenia klepnął mnie w pośladek. W odpowiedzi wykopnęłam nogi do tyłu. Czułam, że uderzyłam go w głowę, ale jeszcze bardziej poczułam jak chrzęszczą mi w proteście stawy.
Zaśmiał się pobłażliwie i okrążył stając tuż przed moją twarzą. Był to średniego wzrostu, ciemnowłosy mężczyzna, ten sam którego postrzeliłam. O ile pamięć mnie nie zawodziła miał na imię Paul. Splunęłam mu w twarz.
- Niegrzeczna dziewczynka. Lubię takie. Nawet wolę.
Jego wilcze oczy
oderwały się ode mnie i niedbale ogarnęły białą salę. Ja
również to zrobiłam tym razem przyglądając się dwóm skulonym
postaciom. Młoda wampirzyca, nad którą przejęłam częściową
kontrolę siedziała przy ścianie, przybita grubymi stalowymi
łańcuchami. Twarz zasłaniała patykowatymi ramionami tak jakby
chciała się od wszystkiego odgrodzić. Była zagłodzona, jej
organizm zaczął pożerać sam siebie. To nie był dla mnie nowy
widok. Podejrzewam że sama do niedawna byłabym w stanie coś
takiego zrobić, ale teraz patrząc na anorektyczną postać czułam
jedynie żal. Wampir nie umiera z braku pożywienia, stanie się żywą
mumią. Gdybym mogła skróciłabym jej męk. Druga wampirzyca
istotnie była przedstawicielką rasy żółtej. Krępa, z krótkimi
czarnymi włosami i skośnymi oczami oszalałymi z głodu. Rytmicznie
kołysała się w przód i w tył wpatrując się prosto we mnie.
Była w znacznie lepszym stanie niż nowonarodzona i znów zaczęła
nienawistnie mruczeć pod nosem w tym swoim irytującym języku.
- Trzeba będzie się ich pozbyć –
powiedział jakby od niechcenia wilkołak. - Uszy mnie bolą od tego
jazgotu, z tamtego ścierwa już nic nie będzie.
- Alfa będzie wściekły – odpowiedział jakiś męski głos.
- I tak się już nimi znudził. Przejdzie mu po paru dniach. A
właśnie! Skoro już mowa o Cliffie, to masz umówioną z nim
wizytę, koteczku – znów zwrócił się do mnie. - Jack, opuść
panią.
Polecenie zostało posłusznie
wykonane, a ja głucho runęłam na ziemię. Ręce, ramiona i kark
miałam odrętwiałe od zwisania w niewygodnej pozycji. Silnym
szarpnięciem Paul poderwał mnie na nogi i poprowadził do wyjścia.
Próbowałam iść prosto, co niestety utrudniały mi zdrętwiałe
mięśnie i niepewny chwiejny krok. Przemierzając obszerne korytarze
starałam się zapamiętywać szczegóły, wszystko jednak było
podobne więc trudno było ustalić gdzie może być wyjście. Po
drodze minęliśmy czworo mężczyzn, ale poza tym wszędzie gdzie
tylko okiem sięgnąć panowała głucha martwota.
Mężczyzna zatrzymał mnie w końcu przed jednymi z drzwi. Na
wysokości oczu była jaśniejsza prostokątna plama, po zerwanej
tabliczce i cztery głębokie bruzdy po pazurach.
- Szkoda – szepnęłam.
- Chyba się
nie boisz, kotku? - odpowiedział drwiąco.
- Nie o to chodzi. Szkoda, że pełnisz rolę chłopca na posyłki.
Wykonujesz rozkazy jak jakiś chłopczyk z Bangkoku. To chyba nie
jest szczyt twoich ambicji.
Silna dłoń
zamarła tuż nad klamką. Lekko obejrzałam się za siebie i
ukradkiem spojrzałam na skonfundowanego mężczyznę.
- Dlaczego taki silny, zdecydowany i władczy mężczyzna ulega
drugiemu? Czemu on ma większe prawa nisz ty? - zapytałam.
Cień niepewności przemknął w jego ciemnych oczach. Dobrze,
właśnie czegoś takiego oczekiwałam. Zasiać ziarno niezgody
pomiędzy swoimi wrogami. Tania i banalna sztuczka, ale na wojnie
każdy chwyt jest dozwolony, więc podburzenie ego u wilkołaka
wydawało się strzałem w dziesiątkę. Niestety, jego chwila
wahania była zbyt krótka. Przyparł mnie do ściany całym swoim
ciałem i wcisnął twarz we włosy.
-
Mała spryciula, co? Myślałaś, że ci się uda? - czar prysł jak
bańka mydlana i to byłoby tyle jeśli chodzi o nastawianie ich
przeciwko sobie. - Mam nadzieję, że spełnisz swoją rolę, kotku.
Jeśli ci się jednak nie uda, i jak Cliff się już tobą znudzi to
obiecuję, że się zabawimy. I wiesz co zrobię potem? Odwdzięczę
się za srebrną kulkę - powiedział z ustami przyciśniętymi mocno
do mojego ucha tak, że czułam jego ciepły i wilgotny oddech,
następnie szarpnął za klamkę i wepchnął mnie do środka. Ledwo
złapałam równowagę unikając upadku, kiedy chwycił mnie między
szyją a ramieniem i posadził na krześle przed biurkiem. Gdyby moje
mięśnie mogły mówić pewnie w tej chwili śpiewałyby modlitwy
dziękczynne na cześć tego zwykłego mebla.
- To ona? - zapytał kobiecy głos.
Po
lewej stronie na materacu leżała skąpo ubrana kobieta. Obserwowała
mnie spod przymkniętych powiek leniwie zaciągając się papierosem.
Wstała prezentując się w pełnej okazałości i podeszła bliżej.
Dumna i świadoma swoich atutów przysiadła na biurku prowokacyjnie
zarzucając nogę na nogę i odchylając się do tyłu. Piękność o
kasztanowych włosach spoglądała na mnie z kpiną i powątpiewaniem.
Nie chcąc pozostawać gorszą wyprostowałam się przyjmując godną
i pewną siebie pozę choć nadgarstki wciąż miałam związane za
plecami. Ot, najzwyklejsza kobieca wojna na gesty i spojrzenia.
- To z nią nie mogliście dać sobie rady? Wolne żarty –
prychnęła.
- Cliff miał tu być –
zlekceważył jej drwinę. – Gdzie jest?
Jak na zawołanie rozległo się skrzypnięcie drzwi. Wysoki dobrze
zbudowany blondyn w średnim wieku wojskowym krokiem przeszedł przez
pokój i wygodnie rozsiadł się po drugiej stronie biurka.
- Wyjść – rozkazał dobitnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
Kobieta nawet nie pisnęła, a cała jej
pewność siebie gdzieś uleciała. Bezzwłocznie odeszła. Paul
spoglądał na mnie chwilę jakby czegoś ode mnie oczekiwał, ale i
on odszedł z lekkim uśmiechem na ustach. Zostałam tylko ja i
wilkołak Alfa. Nie ośmieliłam się spojrzeć mu prosto w oczy i
tak tkwiłam po uszy w niezłym bagnie. Przebywając z kimś takim w
jednym pomieszczeniu trzeba być równie uważnym co na polu minowym.
Widziałam jak jego umięśnione ramię odsuwa jedną z szuflad, a
następnie wyjmują kilka drobiazgów, które praktycznie nie były
widoczne w jego dużych dłoniach.
-
Narya Rasi. Obywatelka Finlandii. Urodzona w Espoo 1 września 1985 –
przeczytał z mojego dowodu osobistego. - Powiedź mi, ile w tym
prawdy?
- Sporo, powiedzmy połowa.
- Połowa – mruknął pod nosem. - A teraz powiedz mi, czemu taka
ładna dziewczyna jak ty, Naryo jeśli jest to oczywiście twoje
prawdziwe imię, biega po mieście z bronią i to z srebrną
amunicją?
- Nie jestem zbyt silna, a
muszę się jakoś bronić.
Zastukał
kilka razy plastikową kartą w blat, a następnie odchylił się na
fotel. Jego ramiona były tak szerokie i umięśnione, że zasłoniły
całe oparcie.
- Potrafię wyczuć kiedy
kłamiesz. Nie rób tego więcej – mimo znudzonego, beznamiętnego
tonu dało się wyczuć ostrzeżenie. - Nie jesteś słaba. Jesteś
silna, nie tylko fizycznie, psychicznie też. Boisz się, wyczuwam
to, ale to dobry strach, wyważony. Nie dajesz ponieść się
emocjom. Nie jesteś człowiekiem, a więc czym jesteś?
- Na chwile obecną ciężko określić. Sama się w tym wszystkim
gubię – odrzekłam zgodnie z prawdą.
Jego wyraz twarzy był pobłażliwy. Tak jakby wiedział coś czego
ja nie wiedziałam.
- Silna, sprawna i
wytrzymała. Może jesteś czarownicą albo twoim przodkiem był
wilkołak lub zmiennokształtny, ale ty nim nie jesteś. Kyle
wspominał, że na twoim ciele był zapach Liama Bensena, co pewnie
oznacza, że szukasz towarzystwa odmieńców.
Nie próbowałam zaprzeczać jego błędnemu rozumowaniu. Otwierało
to przede mną nowe możliwości. Nie używając kłamstwa mogłam
stworzyć wyimaginowany wizerunek. Moje milczenie musiało mu dawać
coś do myślenia.
Odłożył na biurko
drugą rzecz i wstał. Dopiero teraz widząc mój pierścień z
rodowym herbem zdałam sobie sprawę, że nie miałam go na palcu.
Taki sam pierścień nosi mój brat, i oba posiadają tą samą
niezwykłą moc.
Z zamyślenia wyrwał
mnie ostrzegawczy dreszcz. Mężczyzna przyklęknął tuż koło
mnie. Czułam bijące od niego ciepło i zwierzęcą aurę która
buchała z niego jak gorące powietrze z piekarnika. Ani Liam, ani
Anita nie emanowali taką energią.
No tak, Anita. Zapomniałam o
niej całkowicie.
- Gdzie jest
dziewczyna? Czego od niej chcecie?
-
Ciii... – położył wielką dłoń na moim kolanie. Przez gruby
materiał spodni czułam paraliżujący magnetyzm wywoływany jego
zwierzęcą aurą, przepływał przeze mnie niczym prąd. Wilkołak
Alfa rzeczywiście zasługiwał na respekt, a on przecież jeszcze
nic poważnego mi nie zrobił.
-
Zastanawiam się co mam z tobą zrobić – powiedział. Wypuszczenie
cię nie wchodzi w grę. Zabić? Marnotrawstwo, jesteś zbyt ładna
żeby się ciebie pozbyć.
Dłoń
powędrowała wyżej po udzie prosto do biodra i znacząco potarł
kciukiem o pachwinę. Ach, gdybym tylko miała wolne ręce, gdybym
tylko miała broń....
- Bensen ma dobry
gust – powiedział wpatrując się w mój dekolt i błyskawicznie
poderwał się do góry. – Szkoda tylko, że nie umie dopilnować
swojej własności i interesów.
Przesunął się nieco stając za mną. Szarpnął za węzeł i
poczułam dotyk zimnego metalu na skórze. Chwilę później mogłam
wykonać rękoma trochę więcej ruchów, na tyle na ile pozwalała
mi na to druga zapora, najprawdopodobniej kajdanki, ale i one pękły
pod naporem dużej siły. Widocznie nie miał do nich kluczyków.
Wyglądało to tak jakby nagle zmienił co do mnie plany. Z ulgą i
niepokojem zarazem poruszałam ramionami. Silne uczucie mrówek i
palący ogień w żyłach oznaczał, że krew wreszcie w odpowiednich
ilościach dochodzi do tkanek.
- Czemu
zawdzięczam taką uprzejmość? - spytałam obracając się do niego
twarzą. Kontem oka zauważyłam jak chował nóż.
- Mogę ci oferować wolność.
-
Podobno ta opcja nie wchodziła w grę – zauważyłam jego faux
pas.
- Mówię o prawdziwej wolności –
wyciągnął do mnie zmieniającą się rękę. Słychać było
trzaski ścięgien i stawów. W ciągu pięciu sekund ludzka kończyna
zamieniła się w grubą wilkołaczą łapę porośniętą gęstą,
złotawoszarą sierścią i zakończą pięcioma długimi pazurami.
Aż do tej pory nie wiedziałam, że możliwa jest przemiana jednej
części ciała bez konieczności przeprowadzenia całkowitej
transformacji.
– Spójrz jaką siłą
dysponuję, czy coś może równać się tej potędze? -
zafascynowany samym sobą zacisnął szpony w pięść. - Możesz żyć
dłużej niż inni. Nie chcesz tego? Nie chcesz być taka jak ja?
Wyraźnie oferował mi przemianę w
wilkołaka. Dziękowałam w duchu samej sobie, że przed spotkaniem z
Liamem zaaplikowałam sobie azotan srebra. Gdybym teraz została
ugryziona w najgorszym wypadku ciężko bym to odchorowała, ale
lepsze to niż śmierć. Mimo wszystkich prób i testów jakie
przechodziłam, nigdy nie zdołano przystosować mojego organizmu
żeby sam się skutecznie bronił przed jadem wilkołaka.
Kiedy mężczyzna przysunął się bliżej odskoczyłam do tyłu
przesuwając biurko niemalże do ściany. Szponiasta łapa
wystrzeliła do przodu niczym atakująca kobra zaciskając się na
moim i tak już ściśniętym gardle bez problemu je obejmując.
Ledwo dotykałam podłogi czubkami palców kiedy bez wysiłku uniósł
mnie do góry. Na moich oczach dokonywał reszty transformacji. Tym
razem przeobrażanie trwało jakby dłużej, ale i tak było to zbyt
szybko. Próba rozwarcia jego palców była bezskuteczna.
Rozpaczliwie potrzebowałam broni. Wiedziałam, że Cliff ma nóż w
tylnej kieszeni nie mogłam go jednak dosięgnąć ręką. Zmieniłam
strategię, zamiast próbować się mu wyrwać przyciągnęłam się
bliżej. Pochłonięty przeobrażaniem i powstrzymywaniem mnie przed
ucieczką nie był przygotowany na taki ruch z mojej strony.
Przywarłam do niego obejmując go w pasie nogami i sięgnęłam po
nóż. Zaciskając dłoń na długiej rękojeści od razu nacisnęłam
zapadkę zwalniającą ostrze. Szybko opuściłam rękę na plecy
zagłębiając ostrze w okolicy serca. Klinga nie była na tyle długa
żeby uszkodzić organ, ale wystarczyła żeby mnie puścił. Nie
tracąc czasu zamachnęłam się ręką wkładając w ten ruch całą
siłę. Tym razem celowałam w gardło. Cios był skuteczny. Czułam
jak ostrze ślizgało się na kości. W szyi pojawiła się głęboka,
obficie tryskająca krwią pozioma rana. Wiedziałam, że wilkołak
był w stanie wyjść z nawet tak poważnej kontuzji więc nie tracąc
czasu ostro przekręciłam jego głowę. Rozległ się nieprzyjemny
gruchot kości i ciężkie ciało bezwładnie upadło na podłogę
ostatecznie gwarantując mi śmierć tego osobnika nie gwarantował
jednak wolności. Zabiłam Alfę stada co nie mogło przejść
niezauważone. Jednym słowem trafiłam z deszczu pod rynnę. Miałam
piekielnie mało czasu na ucieczkę, a przecież musiałam jeszcze
znaleźć Anitę...
Naprawdę wdzięczna jestem Tobie za zakładkę "streszczenie", bo szczerze się przyznam, że fabuły już tak dokładnie nie pamiętałam i musiałam sobie parę rzeczy przypomnieć. Swego czasu też o tym myślałam, ale stwierdziłam, że jestem zbyt leniwa, aby aktualizować tą zakładkę. Pozdrawiam i witam na blogspocie :D ; *
OdpowiedzUsuńJak tylko znajdę chwilę wolnego czasu zabiorę się za czytanie :) Jednak w moim wypadku określenie czasu 'może' być naciągane (może, ale nie musi). Buziaki :***
OdpowiedzUsuńKocham to;)
OdpowiedzUsuńhttp://fleur-du-nord.blogspot.com/ Zapraszam;)
Komantarze tego typu uważam za bezczelny SPAM.
UsuńDo reklamowania blogów służy u mnie odpowiednia zakładka w menu, ale nawet nie chciało ci się ani trochę zorientować co mam na stronie :/
boże ludzie nie rozumiecie że do reklamowania waszych blogów należy taka zakładka u naszej pisarki na blogu jak spam/powiadomienia to takie trochę nietaktowne nie uważacie? :/ a co do twojego opowiadania ubóstwiam nie mogę się oderwać od tego:D mrau a główna bohaterka jest jak najbardziej silnym charakterem którego nie da się zapomnieć. A szczególnie wielkie pokłony w twoją stronę za to że na początku opowiadasz że Narya jest pyskata i niegrzeczna i to prawda nie zmieniasz ją wcale w bezbronną ofiarę jakiejś chorej miłości i staje się taka potulna i wgl ble.
OdpowiedzUsuńweny weny jak największej :*
*bo tylko głupcy nie czują strachu*