21 wrz 2012

Rozdział 6

Nieproszony gość

"Bardziej niebezpieczni są przyjaciele w swej zdradzie, niż wrogowie w swej konsekwencji."[Władysław Grzeszczyk]

     Otworzyłam oczy przyglądając się otoczeniu. Pole widzenia nie było zbyt szerokie bo głowę miałam głęboko wtopioną w puchatą poduszkę. Rzuciłam wstępnie okiem na to co mogłam zobaczyć z tej pozycji. Pierwsze co dostrzegłam to ogromna kremowa szafa zdobiona złotymi ornamentami na bladoróżowej ścianie. Od razu zorientowałam się, że znajduję się w swoim pokoju. Nie znoszę różu przez co nigdy nie lubiłam swojego pokoju. To paradoksalne bo sama go przecież wybrałam. Tutaj blisko staroświeckiego dziadka staram się być taką jaką chciał mnie widzieć, czyli „grzeczną niewinną dziewczynką” a ten kolor właśnie to mówi.
     Ciekawe kto mnie tutaj przeniósł gdy zasnęłam? I dlaczego się wtedy nie obudziłam? Czyżbym była aż tak wycieńczona? Może i tak. W końcu niedawno cudem uniknęłam śmierci.
Westchnęłam i obróciłam się na plecy. Wykopałam znad siebie przykrycie i mocno wygięłam plecy w łuk przeciągając się jak kot, po czym głośno ziewnęłam opadając bezwładnie na łóżko.
     – Już myślałem, że nie wstaniesz.
     Odruchowo z powrotem naciągnęłam na siebie delikatną tkaninę.
     – Nie udawaj takiej cnotliwej. Oboje doskonale wiemy, że do wstydliwych i niewinnych nie należysz, mein geliebtes.
     Szczęki zacisnęły mi się jak imadło, kiedy zorientowałam się do kogo należy ten niski głos z wyraźnym niemieckim akcentem. Podniosłam się na łokciach spoglądając na mojego nieproszonego, a zarazem nieoczekiwanego gościa.
     Siedział oparty o kolumnę łóżka i bacznie mnie obserwował bawiąc się sztyletem. Naiwny, chyba nie myślał, że mnie tym przestraszy.
Otaksowałam dokładnie jego wygląd. Nienagannie uczesane jasne włosy, zimne niebieskie oczy, prosty wąski nos, mocna szczęka, niezbyt umięśnione ciało, ale z pewnością nie słabe.
     – Witaj, Adamie. Nie zmieniłeś się przez ostatnie lata. Zapewne twój paskudny charakter też nie uległ zmianie – powiedziałam z udawanym szacunkiem w głosie.
    W zamian posłał mi przemiły uśmieszek.
     – Wyszczekana jak zwykle.
     – Waż co i do kogo mówisz mówisz, Adam - ostrzegłam.
     Nie lubię tych gierek w Pana i Władcę. Wolę do wszystkich odnosić się w miarę na równi jak to tylko jest możliwe, ale to nie dotyczyło tego osobnika. Już nie. Chciałam by wiedział, że ma się do mnie odnosić z szacunkiem szczególnie, że w przeciwieństwie do niego byłam na swoim terenie.
     – Nie chciałem cię urazić, Naryo. – skłonił lekko głowę.
     Naprawdę nienawidziłam tego aroganckiego faceta. Aż wstyd mi przed samą sobą przyznać się co mnie w nim pociągało. Moja fascynacja obróciła się w moją zgubę i nienawiść do niego.
     – Czego chcesz? Mów szybko. Nie chcę patrzeć na twoją gębę.
     – Nie uważasz, że jesteś mi coś winna?
     – Ja? - Nie mogłam ukryć rozbawienia i złości zarazem. - Tobie? Niby co?
     – Ośmieszyłaś mnie w oczach innych zrywając nasze zaręczyny. Zdajesz sobie sprawę z tego, że przez ciebie jestem wyśmiewany przez wszystkich naokoło?!
      Chociaż powiedział to spokojnie to wypowiedziane przez niego słowa ociekały jadem i czystą nienawiścią. Zabiłby mnie gdybam była kimś innym niż jestem. Zrobiłby to bez mrugnięcia okiem i z zupełnie czystym sumieniem. Jednak nie jest głupi, nie zrobi tego na tej ziemi. Jeśli chce mnie zabić to odczeka, wszystko dokładnie zaplanuje. Może nawet dla zabawy dałby mi szansę się bronić. Ale nawet w uczciwej walce nie miałabym z nim większych szans. Adam zawsze był wyśmienitym szermierzem, to on mnie doskonalił w fechtunku.
     Uchwyciłam jego spojrzenie.
     – Ufałam ci, byłeś moim przyjacielem, kochankiem, a ty po kolei niszczyłeś moje plany i marzenia. A potem jakby ci jeszcze było mało spiskowałeś za moimi plecami i namówiłeś króla, żeby oddał mnie tobie i to bez mojej wiedzy. Co ja mam powiedzieć?! No co?!
     – Przynajmniej zostało to między nami!
     Nie wiem jakim cudem nie eksplodowałam ze złości. Ale cieszyłam się gdzieś tam w głębi, że mimo wszystko zachowałam jaki taki spokój.
Sama nie wiem czego się spodziewałam mówiąc mu o tym? Że mnie przeprosi? Albo, że ujrzę chociaż na jego twarzy coś co mówiłoby mi, że żałuje?
I tak by mi to nie pomogło, nie uwierzyłabym mu.
     – Jesteś bezczelny. W tej chwili opuść moje komnaty.
     – Bo co mi zrobisz jak nie wyjdę? Polecisz na skargę do króla. Co mu powiesz? Że zniszczyłem twój związek z tym pożal się boże chłopczyną. Na pewno dodasz też, że żeby się pocieszyć wskoczyłaś mi do łóżka? A może dodasz jeszcze jakich zbrodni się dopuściłaś? O nie, nie pójdziesz, bo wiesz, że jesteś zwykłą, głupią dziwką. Poza tym jesteś zbyt dumna żeby to powiedzieć. Pociągnęłabyś na dno nie tylko mnie, wiesz o tym doskonale.
     Tego było za wiele. Przez lata nie grał czysto, oszukiwał mnie przez całą naszą znajomość. Dlaczego ja mam być wobec niego uczciwa?
     Zeszłam z gracją z łóżka i z uniesioną głową okrążyłam powoli łóżko żeby dumnie przed nim stanąć. Dalej siedział dzięki czemu teraz patrzałam na niego z góry. Położyłam rękę na słupie o który się opierał i lekko się nad nim pochyliłam.
Świetnie! Nie dość, że byłam nad wyraz opanowana, czego pewnie się nie spodziewał, to jeszcze mogłam mu teraz spojrzeć w oczy z tej dominującej pozycji.
     – Szczerze cię nienawidzę za to co zrobiłeś, ale mimo to wiele ci zawdzięczam. Nauczyłeś mnie nie tylko posługiwania się bronią, ale i wielu ciekawych, przydatnych cech jak mściwość, nienawiść, zawziętość, stanowczość, a przede wszystkim cierpliwość i dążenie do celu po trupach. Kiedy są stosowane z umiarem i rozwagą to przyznasz, że to wspaniałe cechy.
     Posłałam mu ciepły uśmiech. Ale to nie był koniec mojej wypowiedzi o czym on też sobie widocznie zdawał sprawę bo delikatnie zwęził oczy chcąc zapewne mnie przejrzeć. Po dłuższej chwili milczenia dalej podjęłam:
     – Masz rację w dwóch rzeczach. Po pierwsze, być może jestem dziwką, ale w sumie nie obchodzi mnie to, już nie. Robię to na co mam ochotę, to moja sprawa. A po drugie, tak, nie pójdę na skargę do naszego króla. Jednakże zapominasz o pewnej istotnej sprawie drogi Adamie.
     – Oświeć mnie, mein geliebtes.
     – Wiesz, że jestem zdolna do wielu rzeczy. Skoro już tak dobrze opanowałam sztukę osiągania swojego celu nawet ogromnym kosztem, co przypomnę zawdzięczam nikomu innemu jak tobie, to chyba mogłabym się poświęcić i nadszarpnąć swój wizerunek, koloryzując trochę fakty.
     – Co masz na myśli, mein geliebtes? - był rozbawiony moją wypowiedzią.
     Wyprostowałam się krzyżując ręce na piersi i udałam, że się zastanawiam.
     – Myślisz, że Velkan puściłby ci płazem gdybym powiedziała mu na przykład, że...no sama nie wiem...może, że mnie zmuszałeś do różnych rzeczy albo, że mnie zgwałciłeś? - zadałam pytanie wiszącemu na ścianie obrazowi.
      Przez cztery uderzenia mojego serca trwała głucha cisza. Czułam jak w Adamie narasta gniew i frustracja. Sam się o to prosił od dłuższego czasu. Chciał zabawy? Nie ma sprawy. Lubił pogrywać ostro i nieczysto? Proszę bardzo.
     – Przecież to kłamstwo! – wycedził przez zaciśnięte zęby zrywając się na nogi. Jego oczy ciskały błyskawicami, a niemiecki akcent był jeszcze bardziej słyszalny. – Ne możesz kłamać! Zaprzeczę wszystkiemu! A to wszystko co robiłem, co robiliśmy... nic nie zrobiłem bez twojego przyzwolenia. Byłaś tam ze mną, widziałaś co się dzieje.
     – Ja wiem. Nie musisz mi tłumaczyć. Ale jak myślisz komu będzie wierzył? Tobie, facetowi o opinii mąciwody i dwulicusa czy mnie, jego siostrze, biednej dziewczynie która nie mogąc się pogodzić z decyzją króla uciekła aby uniknąć ślubu ze swoim prześladowcą – powiedziałam melodramatycznie. – Nie zapominaj, że to co ja powiem jest ważniejsze niż twoja najszczersza prawda.
     – Nie powiesz tego.
     Podeszłam bliżej niego i pogłaskałam czule po policzku.
     – Powiem jeśli będziesz złym chłopcem – odtrącił moją rękę i poszedł do drzwi. – Stój!
     Zatrzymał się, ale nie raczył spojrzeć w moją stronę.
     – Nie chcę wnikać głębiej w twoje brudy, ale jeśli będziesz coś kombinował, spiskował lub masz jakiekolwiek niegodziwe plany, to bądź pewien, że jeśli się dowiem, a dowiem się na pewno, to urządzę ci takie piekło jakiego jeszcze nie miałeś.
     – Kocię potrafi syczeć i postawić sierść na grzbiecie. Tylko czy aby ma tyle siły w pazurkach żeby pokonać tygrysa? Czemu mnie nie zabijesz teraz?
     – Bo nie jestem głupia, przecież wiesz. Mam wiele przywilejów, ale spod prawa wyjęta nie jestem. Poza tym nie chcę cię zabijać skoro nie jest to konieczne. Nie jestem mordercą jeśli nie muszę nim być. Ty tak samo jak i ja mamy wspólny cel, bronimy pokoju. Chcę strzec resztek swojego człowieczeństwa. Ale pamiętaj, że jeśli dasz mi ku temu powód zrobię wszystko żeby cię dopaść.
     – Nauka nie poszła w las - zaśmiał się prawie ciepło przez ramię i pociągnął za klamkę drzwi.
     – Miałam wspaniałego nauczyciela - drzwi się za nim zamknęły, a ja zostałam sama w cukierkowym pokoju w którym ciągle unosiła się aura gniewu i złości.
     Podeszłam do okna przyglądając się rzędom drzew otaczających kwadratowy trawnik. Fala wspomnień zalała mój umysł.
Kilka lat temu poznałam pewnego mężczyznę. Zoltán był chyba jedynym mężczyzną który nie widział we mnie tylko ładnej buźki. W przeciwieństwie do Adama nie pochodził z szczególnie sławnej i szanowanej rodziny, ale kochałam go. Mieliśmy wspólne plany i pragnienia, doskonale się rozumieliśmy... Przez intrygi jednej osoby wszystko legło w gruzach. Adam zajął miejsce Zoltána. Przez sześć lat byłam zaręczona z osobą która wszystko zniszczyła, dla której byłam lalką na pokaz, byłam dla niego jak łup wojenny dzięki któremu zyskał prestiż i uznanie w oczach innych, ale przede wszystkim dzięki mnie był bliżej władzy. Ten ostatni powód był dla niego najważniejszy.
Wtedy nie miałam zielonego pojęcia o jego intrygach. Co prawda wiedziałam o wielu różnych sprawach, o rzeczach które nigdy nie powinny mieć miejsca, ale przymykałam na nie oko. Dla dobra ogółu. Kiedy dowiedziałam się o intrygach jakie stosował wobec mnie byłam wściekła, mało tego jeszcze tego samego dnia dziadek oznajmił, że Adam będzie moim mężem. Nie chciał ustąpić. Nic nie dawały błagania. To byłoby dobre polityczne posunięcie - połączenie dwóch najpotężniejszych rodów i przecież każdy wiedział, że jesteśmy razem. Księżniczce nie przystoi być panną w tym wieku. Dobra opinia publiczna jest przecież bardzo ważna, a ja nie mogłam powiedzieć czemu nie mogę wyjść za Adama. Zbyt wielu podłych uczynków się dopuściłam. Zbyt wiele brudu mieliśmy wraz z Adamem za paznokciami. Ręka rękę myje.
Chociaż to co dziadek powie jest dla mnie najważniejsze nie mogłam przystać na jego warunki.
To wtedy uciekłam odcinając się od rodziny.
     – Koniec Narya. Jest tylko tu i teraz. To co było już nie wróci – upomniałam samą siebie.
     Rozdrapywanie starych ran nie należy do rzeczy które lubię. Zresztą kto lubi? Chyba nikt nie jest aż takim masochistą.
     Wzięłam głęboki oczyszczający wdech i postanowiłam zająć się sobą. Musiałam się trochę ogarnąć, a potem zobaczyć co u dziadka. Wykąpałam się i ubrałam w najlepsze ciuchy w jasnych pastelowych kolorach. Wyszłam na korytarz i udałam się prosto do wschodniego skrzydła pałacu gdzie mieścił się pokój staruszka. Tak bardzo pragnęłam żeby już się obudził ale i zarazem bałam się jego reakcji. W końcu miałam być gdzieś indziej.
     Wychodziłam właśnie na główny hol kiedy wpadła na mnie jakiś dziewczyna. Odbiła się ode mnie i upadła na dywan. Kiedy jej naburmuszona twarz spotkała się z moją, jej oczy zrobiły się wielkie niczym spodki talerzy.
     – Przepraszam księżniczko. Wybacz.
     – Nic nie szkodzi – podałam jej rękę. – Następnym razem bądź ostrożniejsza.
     – Tak. Obiecuję.
     Wyminęłam ją i z powrotem obrałam kurs do właściwego pokoju.
     – Jaśnie Oświecona Księżniczko? – pisnęła cichutko z pokorą.
     Niechętnie się zatrzymałam i spojrzałam w jej stronę. Niestety nie mogłam już ukryć zniecierpliwienia.
     – Tak?
     – Jego Książęca Mość, książę Velkan kazał mi poinformować ciebie pani, że król się obudził. Prosi żebyś przyszła do niego – zakomunikowała.
     Radość tryskała ze mnie na wszystkie strony. Popędziłam w odpowiednią stronę. Po kiepskim poranku miałam wreszcie jakąś dobrą nowinę.
     Stanęłam pod ciemnymi dębowymi drzwiami i delikatnie zapukałam. Po usłyszeniu zaproszenia weszłam do środka. Ciemnowiśniowy królewski pokój nie zmienił się ani trochę od mojej wczorajszej wizyty. Jedyną zmianą było chyba tylko to, że dziadek spoglądał na mnie swoimi jasnoszarymi oczyma.
     – Moja nieposłuszna wnuczka – skarcił mnie na powitanie. – Podejdź bliżej dziecko.
     Posłusznie wykonałam polecenie i stanęłam naprzeciwko niego.
Spojrzałam przelotnie na brata który siedział w fotelu koło ogromnego łóżka. Jego mina, a w szczególności uśmiech mówiły, że albo mam kłopoty, albo po prostu chciał mnie nastraszyć. Często wdziewał taką maskę kiedy usilnie starał się coś ukryć.
     – Nieokrzesana jak ojciec. Prosiłem cię żebyś została, a ty i tak zrobiłaś po swojemu.
     – Tak, wiem, ale ty poczułeś się źle i ja musiałam przybyć.
     Spojrzałam na niego serwując jedną z moich najżałośniejszych min która mówiła "nie bądź zły, proszę"
     – Och nie chroń go – machnął ręką w stronę Velkana. – Wszystko mi powiedział i dostał już pouczenie. Niepotrzebnie cię wezwał. Cieszę się jednak, że przybyłaś na wezwanie brata i udowodniłaś, że jesteś mu wierna.
      Pominięcie tego, że to Velkan mnie wezwał było czymś zupełnie normalnym i oczywistym. Nie donosi się na rodzinę. Poza tym uważam, że dobrze zrobił. To w końcu przeze mnie staruszek jest słaby. To ja go w największej mierze doprowadziłam do tego co się stało.
     – Siadaj tu koło mnie i opowiadaj jak się dogadujesz z moimi przyjaciółmi.
     Kolejny raz spełniłam jego prośbę i powiedziałam mu wszystko. Prawie wszystko. Pominęłam parę niewygodnych szczegółów. Ucieszył się kiedy mu powiedziałam, że Karim przypadł mi do gustu... mniej więcej.
Żałowałam tylko, że zapytałam się o co pokłócił się ze swoim synem, Verladem. Powiedział tylko, że to nic takiego. Często mieli małe sprzeczki. Może to rzeczywiście nie było nic ważnego. Przecież to w większości ja byłam odpowiedzialna za jego stan zdrowia.
     Spróbowałam kierować rozmowy na jakieś neutralne grunty w czym Velkan bardzo mi pomagał. Naprawdę wygrałam na loterii życia najlepszego brata na świecie.
Naszą rozmowę przerwała Prudencja – dyktatorka tego dworu i moja była niania, ta sama która mnie ostatnio wyleczyła. Była wyraźnie wściekła. Jej humor zmieniał jak w kalejdoskopie.
     – Już mi stąd wynocha! Nie można męczy chorego! Może i sobie rządzicie wszystkimi naokoło, ale kiedy ktoś w tym domu jest chory to tą osobą rządzę ja! - krzyczała i machała szmatą próbując nas zdzielić po głowach.
     Ona zawsze rządziła się swoimi prawami i o dziwo zawsze uchodziło jej to na sucho. Szybko opuściliśmy pokój, a zaraz za nami zamknęły się drzwi. Wymieniliśmy z Valkanem porozumiewawcze spojrzenia i otworzyliśmy je z powrotem.
     – Do zobaczenia późn... - tyle zdążyłam powiedzieć zanim stara kobieta zatrzasnęła mi drzwi tuż przed nosem przy czym lekko w niego oberwałam. Po drugiej stronie słyszałam narzekania Prudencji o niewychowanej młodzieży oraz cichy śmiech dziadka.
     – Jak za dawnych lat - stwierdziłam.
     – O nie. Ta dawnych lat to ja obrywałem od niej za twoje przewinienia. Przynajmniej raz w życiu dostałaś słusznie.
     – Bardzo śmieszne - wymruczałam pod nosem ciągle pocierając go.
     – Chodź, znajdziemy Iana. Zobaczymy co porabia.
     – Tak. Pewnie od dawna nikt mu porządnie nie przyłożył. Muszę się tym zająć póki jeszcze tu jestem.
     Ruszyliśmy spacerem w stronę ogrodów. Przez myśl przemknęło mi, że Velkan powinien mieć jakieś obowiązki, ale skoro nic nie mówi to wolałam mu o nich nie przypominać. Te parę dni które tutaj jeszcze zostanę chciałam spędzić z moją małą, ale szczęśliwą rodziną.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

Obserwatorzy