22 wrz 2012

Rozdział 9


Konsensus

„Nie ma drogi do pokoju. To pokój jest drogą.”
[Mohandas Karamchand Gandhi]

     Przerzuciłam kolejną stronę starego, grubego tomiska. Czytanie książek ewentualnie oglądanie durnych programów w telewizji było moją jedyną rozrywką. Nie miałam ciekawszego zajęcia którym mogłabym zapełnić dłużący mi się w nieskończoność czas. Nie byłam nauczona bezczynności, zawsze wolałam coś robić, mieć czymś zajęte ręce. Teraz pozostawało mi tylko rozmyślanie.
     Ostatnio często myślałam o moim "nowym" bracie chociaż to w sumie normalne w tej sytuacji. Dastan sprawiał, że nie czułam się już tak fatalnie jak wcześniej, przez co ostatnie kilka dni w moim nowym domu nie były już taką katuszą jak na początku. Był przede wszystkim opanowany, spokojny, łagodny i wesoły przez co zyskał moje zaufanie i pozwalałam mu na więcej niż innym w kontaktach ze mną. Nigdy nie powiedziałabym tego na głos, ale wolałam mieć go blisko siebie w razie gdybym miała jakieś problemy z resztą jego przybranej rodziny. Dzięki niemu przełamałam się, zaczęłam nieco bardziej tolerować otaczające mnie zewsząd wampiry i w ogóle nawiązałam z nimi jakikolwiek kontakt. Zakładając oczywiście, że krótkie zdawkowe odpowiedzi można nazwać rozmową. Może nie były to jakieś specjalnie dobre kontakty, ale zawsze jakieś były.
     Zaraz po Dastanie najlepszy relacje miałam z Karimem. Zadawał mi wiele pytań, ale jednocześnie nie był przy tym nachalny i wcale mnie tym nie męczył. Karim to typ badacza, odkrywcy głodnego coraz to nowszej wiedzy i doświadczeń. Jego partnerka, Maria, nie znosiła mnie. Mało kiedy byłyśmy razem w tym samym pomieszczeniu, a co dopiero mówić o zamianie kilku słów. Nie żeby mi na tym zależało.
Parę tworzyli też Ingrid i Nathan. Delikatna, spokojna i strachliwa Ingrid to oczko w głowie całego klanu. Nathan za to jest jej zupełnym przeciwieństwem – ciekawski, pewny siebie, głośny i o ile mogę wierzyć własnym oczom to momentami trochę niezdarny jak na wampira. Każdy z nich to zupełnie inną osobowość, upodobania i sposób bycia, ale wszyscy prawie na co dzień przebywali wśród ludzi, egzystując w ich środowisku i wykonując pracę tak jak oni. Ciekawiło mnie czy ludzie się ich boją, czy coś podejrzewają. Zastanawiałam się jak oni na nich reagują.
     W pewnym momencie po plecach przeszły mnie dziwne dreszcze. Zapobiegawczo rozejrzałam się dookoła. Jakieś piętnaście metrów przede mną stał Rafael. Jak zwykle wyglądał niebezpiecznie i pociągająco. Nie to jednak było najważniejsze. Najbardziej zaniepokoił mnie fakt, że nie wyczułam jego obecności wcześniej, że zorientowałam się aż tak późno. To było naprawdę dziwne, a przede wszystkim przerażające.
     Udając znudzenie zaczęłam z powrotem śledzić linie tekstu. Wampir w tym czasie oparł się o drewniany płot biegnący niedaleko drzewa pod którym siedziałam i obserwował mnie w milczeniu. Nie było mi do smaku, że tutaj jest. Chociaż nie lubiłam Marii to właśnie jego obawiałam się najbardziej. Nie miałam najmniejszego pojęcia jaką siłą dysponuje i wciąż nie wiedziałam dlaczego jest inny. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić tego jak go pytam czym jest. Przede wszystkim czułam zupełną niemoc i niechęć w stosunku do niego. Czułam się jak ktoś naprawdę słaby i bezradny.
     Wykorzystując nagły skrzekliwy pisk nieznanego mi ptaka, niby to szukając tego stworzenia, rozejrzałam się za Dastanem lub Karimem. Nie widziałam ich, ale wyczuwałam gdzieś w pobliżu. Przynajmniej tyle. Nie, nie miałam zamiaru panikować i krzyczeć na ratunek, chciałam tylko rozeznać się w sytuacji. Pokazać słabość – nigdy. Nie zniżyłabym się do proszenia o pomoc.
     - Musisz być taka? Gdybyś nam zaufała żyłoby ci się tu o niebo lepiej - zaczął.
     - Zaufać tobie? A niby na jakiej podstawie? Powiedz mi jaki masz w tym wszystkim interes? Po co mnie ratowałeś? Trzeba było dać sobie spokój i to wtedy wam żyłoby się lepiej – odrzekłam racząc go przelotnie spojrzeniem.
     - Może tak, a może nie.
     - Czego ode mnie chcesz? - zapytałam niby znudzona i przerzuciłam kolejną stronę książki.
     Udało mi się nawet nie podnieść głosu. Chciałam postawić sprawę jasno. Nie znoszę owiania w bawełnę.
     - Niczego od ciebie nie chcę.
     Prychnęłam.
     - We wszystkim musisz podejrzewać jakiś spisek przeciwko tobie?
    Spojrzałam w jego ciemne butelkowozielone oczy.
     - Zawsze zakładam najgorsze. To dzięki temu wiele razy ratowałam sobie tyłek.
     - Tak jest chyba rzeczywiście rozsądniej - uśmiechnął się pod nosem przykucając tuż obok. - Nie chcę się z tobą kłócić, ale powinnaś jednak przyjąć do wiadomości to, że tutaj nikt nie chce dla ciebie źle. Powiedz, czy ktoś z nas dał ci powód do tego żebyś czuła się zagrożona?
     Pomyślałam: "Tak, ty. Klęcząc tutaj i wpatrując się we mnie w ten sposób".
     - Być może jeszcze tego nie zauważyłeś, ale jesteście wampirami - sarknęłam. - To chyba wystarczający powód żeby nie czuć się w waszym towarzystwie zbyt komfortowo. Poza tym wcale nie traktuję was źle.
     - Najlepiej, też nie i sądzę, że nie popełniłbym błędu nazywając cię rasistką.
     - Nie myśl sobie, że z dnia na dzień was pokocham i założę wasz fanklub – zakpiłam.
     - Jesteś zabawna. Zupełnie jak warczący szczeniak.
    Uśmiechnął się w taki sposób, że ścisnęło mnie w gardle. W jednej chwili z opanowanego dyplomaty zmienił się w kota, który obserwuje myszkę, którą ma za chwilę pożreć. Pewnie gdyby nie moja chora duma i upór to wzięłabym nagi za pas, a tak siedziałam dalej starając się robić dobrą minę do złej gry. Facet potrafił być przerażający, a coś czułam, że to nie był szczyt jego możliwości. Po co go w ogóle prowokowałam?! Przecież bez broni nie mam z nim najmniejszych szans co już zresztą kiedyś mi doskonale zademonstrował.
     - Narya? Rafael? – usłyszałam wybawczy głos brata. - Coś się stało?
     Obróciłam się za siebie i spojrzałam na Dastana. Wydawał się być spokojny i chyba nie zauważył w swoim przyjacielu tego co ja dostrzegłam chwilę wcześniej.
     - Nie. Wszystko w jak najlepszym porządku. Czemu pytasz?
     - Nic, tak tylko zapytałem. Rafael, idźcie już ja zaraz do was dołączę, muszę tylko zamienić z Naryą kilka słów.
     Wampir ciągle na mnie patrząc coś powiedział do Dastana w języku którego nie rozumiałam, rzucił ostatni uśmiech w moją stronę prezentując garnitur białych zębów, po czym zwinnie się wyprostował i wystrzelił przed siebie.
     Palant. Przerażający, ale nadal palant.
     - Słucham. Co chcesz mi powiedzieć? - zaczęłam.
     - Słyszałem waszą rozmowę.
     - Co w związku z tym?
     - Nie mogłaś być milsza?
     - Przecież nic nie zrobiłam.
     - Nie próbuj zadzierać z Rafaelem. On rozumie, że nie jest ci tutaj lekko i na swój sposób starał się być miły, powinnaś to docenić.
     Hmm, czyżbym usłyszała ostrzegawczą aluzję? Cóż, chyba nie była potrzebna, doskonale wiedziałam po jakim gruncie stąpam.
     - Ależ oczywiście, że doceniam – fuknęłam na co on tylko westchnął i wymamrotał coś o uporze.
     - Pozwól, że ponowię pytanie Rafaela: czy ktoś z nas zrobił ci coś złego?
     Miał rację. Starali się być dla mnie mili. Zdawałam sobie sprawę z tego, że im też może nie być łatwo. Dodatkowo ja wszystko utrudniałam, nawet dziadek i Velkan nie mieli ze mną lekko. Wszystkim było trudno się ze mną dogadać bo za każdym razem stawiałam swoje żądania bardzo wysoko i mało kiedy chciałam iść na kompromis. Taka postawa jest dobra, ale nie na dłuższą metę. Kiedyś trzeba pójść na ustępstwa. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią tuż koło niego.
     - Wiesz czym się do tej pory zajmowałam. Od dziecka byłam nauczona nienawiści do wampirów... Powinniście być źli, tak mnie uczono i przez lata miałam wiele okazji żeby się w tym przekonaniu utwierdzić...Walka to moje dotychczasowe życie. Zrozum, że ja to naprawdę lubiłam. A teraz znajduję się tutaj, pomiędzy wami i mamy razem współegzystować. Ciężko mi jest się w tym wszystkim odnaleźć.
Obrócił się do mnie i przez chwilę mi się przyglądał.
     - Ja naprawdę nie chcę dla ciebie źle, nikt nie chce i nikt nie zrobi ci krzywdy.
     - Niech ci będzie, ale powiedz mi jak długo mamy się razem męczyć. Zdaję sobie sprawę, że ja wam też nie jestem na rękę. Jak dziadek was zmusił żebym z wami została?
     - Niczym. Nikt nas do niczego nie zmuszał.
     - Taaa...
     - Po kim ty masz ten upór...nie wiem. A tak w ogóle to mam do ciebie małą prośbę.
     Ponagliłam go ruchem dłoni żeby mówił. Na dzisiejszy dzień przypadał nów więc powoli zaczęłam słabnąć. Jako, że Dastan jest moim bratem powinnam go uprzedzić o mojej osobliwej przypadłości, ale nie mogłam. Nie wiedziałam jak.
     - Wybieramy się na polowanie, ale Ingrid...
     - Polowanie? - wtrąciłam z dozą ostrożności.
     - Tylko zwierzęta. To tak dla... rozrywki – uspokoił. - Wracając do meritum, Ingrid zostaje, więc może byś z nią porozmawiała? Ona jest naprawdę świetna. Jestem pewny, że byłybyście świetnymi przyjaciółkami. Daj jej tylko szansę.
     - Krewnych daje nam los, ale przyjaciół wybieramy sobie sami, Dastan.
     Przez jego twarz przemknął wyraz zaskoczenia i cień bólu. To był z mojej strony cios poniżej pasa. Dla niego musiało to zabrzmieć tak jakbym go odrzuciła jako brata, jakbym go nie chciała, jakby trafił mi się niechciany prezent, a przecież tak do końca nie było. Wolałabym, żeby był taki jak ja, żeby nie był wampirem, ale to nie znaczyło, że wolałabym żeby nie było go wcale.
     - Przepraszam. Jestem zmęczona i mówię głupie rzeczy. Nie bierz tego do siebie. Obiecuję, że będę dla niej miła.
     - Dziękuję.
     Uśmiechnęłam się tylko do niego i ruszyłam w stronę budynku. Skoro dziś przypadał nów to musiałam przygotować się do „snu” i tak zmarnowałam zbyt wiele czasu jaki mi pozostał. Słowo „sen” nie jest może najlepszym określeniem, no ale jak inaczej mogłam to nazywać?
     Kiedy znalazłam się już w swoim pokoju, od razu skierowałam się do swojej łazienki, odkręciłam gorącą wodę i wyjęłam ręczniki, wróciłam się jeszcze do pokoju po koszulę nocną, olejki i kosmetyki. Nasypałam do wanny trochę soli do kąpieli i swoich specyfików przez co w całym pomieszczeniu wraz z parą rozszedł się przyjemny zapach przypominający migdały, mleko i kakao. Rozebrałam się i weszłam do ukropu. Gorąca woda parzyła i szczypała, a biały, gruby obłok piany niemalże wylewał się poza ścianki wanny. Zacisnęłam zęby czekając aż się przyzwyczaję do wysokiej temperatury. Zazwyczaj biorę szybki prysznic, ale taka kąpiel to mój rytuał podczas tych nocy i wtedy gdy chcę poświęcić trochę czasu dla siebie. Mogę wtedy porządnie o siebie zadbać tyle, że dzisiaj zbyt późno się za to zabrałam. Brak księżyca dawał mi się poważnie we znaki, nie wiedziałam, że jestem taka wyczerpana dopóki nie położyłam się w wannie. Energia uciekała ze mnie jak woda z durszlaka i ledwo starczało mi siły na namydlenie się. O spłukaniu szamponu z włosów nie było już mowy.
      Wyczułam, że gdzieś w pobliżu jest Ingrid. Zawołałam ją. W końcu coś komuś obiecałam. Znowu.
Chwilę później usłyszałam jej kroki. Najpierw na dole, potem na schodach, ominęła swój pokój i stanęła tuż przed moimi drzwiami, do których niepewnie zapukała.
     - Wejdź - w moim głosie nie było słychać niechęci czy złości, a tylko i wyłącznie zmęczenie.
     - Słucham? - zapytała niepewnie.
     - Pomożesz mi? Nie mogę sobie poradzić z włosami.
     Moja nagła zmiana tonu wyraźnie zbiła ją z pantałyku. Nie ufała mi i bała się. Cóż, pewnie gdybym była na jej miejscu to też bym sobie nie zaufała. Skuliłam się obejmując nogi ramionami, a głowę położyłam na kolanach.
     - Ingrid, przecież widzisz, że nie mam siły i doskonale wiesz, że nie mam przy sobie broni. Nic ci nie zrobię. Chciałam, żebyś mi tylko pomogła jeśli oczywiście możesz i chcesz.
     W końcu niezbyt pewnie podeszła i przysiadła na krawędzi wanny.
     - No dobrze. Podaj mi słuchawkę.
     Wyciągnęłam do niej rękę z błyszczącym metalem. Wzdrygnęłam się kiedy za pierwszym razem przerzuciła kosmyk moich włosów.
     - Wiesz – zaczęła po chwili już nieco pewniej – pomyślałam, że może chciałabyś jechać ze mną na zakupy. W Anchorage nie ma jakichś świetnych butików, ale zawsze można znaleźć coś ciekawego.
     Zakupy bardzo by mi się przydały. Nie przywiozłam ze sobą wiele rzeczy poza tym mogłabym się wyrwać i pobyć wśród ludzi – istot które zawsze uważałam za zabawne i zagubione w swoim małym, ograniczonym światku.
     - Bardzo chętnie.
     - To fajnie – ucieszyła się. - Czym się tak zmęczyłaś? Jesteś totalnie padnięta.
     - Dzisiaj jest noc bez księżyca...
     - Nów.
     - No właśnie - wymamrotałam.
     - I co w związku z tym?
     Westchnąłem zastanawiająca się jak jej to wytłumaczyć.
     - Widzisz, mogę bardzo długo obywać się bez snu, wystarcza mi parę godzin snu albo medytacji, ale kiedy przychodzi czas nowiu wtedy chcąc nie chcąc... zasypiam. Nie mogę tego powstrzymać. Z zapadnięciem zmroku... – zastanawiałam się czy mam jej to powiedzieć. O tym wiedzieli tylko dziadek, Velkan i moja przyjaciółka z drugiej strony byłoby lepiej gdyby wiedzieli co się ze mną stanie, w końcu nie poinformowałam o tym Dastana. Lepiej nie siać niepotrzebnej paniki. Podjęłam więc dalej – Ja tak jakby... ja... cierpię na coś w rodzaju katalepsji, akinezji i mutyzmu w jednym. Moje ciało zastyga. Serce spowalnia bicie, puls jest prawie niewyczuwalny, płytko i wolno oddycham. Podobnie jak wtedy kiedy walczę, ale jednak inaczej.
     Odwróciłam się do niej. Jej twarz wyrażała niedowierzanie, które stopniowo zmieniło się na coś w rodzaju szoku.
     - Trudno w to uwierzyć, co?
     - O boże, masz tak od zawsze?
     - Nie. Po śmierci rodziców zaczęłam na coś chorować. Długo mnie leczyli, a jak już było po wszystkim to pozostałością była ta przypadłość. To najprawdopodobniej skutek leków które zażywam do tej pory.
     - Nie możesz ich odstawić?
     - Nie.
     - Przykro mi. Mogę ci jakoś pomóc?
     - Powiedz Dastanowi, że nic mi nie będzie. Zapomniałam go uprzedzić.
     - Zapomniałaś?
     - No bobra, nie chciałam – przyznałam. – Chyba już mi wystarczy tego moczenia, wolę się obudzić w łóżku, a nie pod wodą.
     Nie chciałam o tym na razie więcej mówić więc zaczęłam sięgać po ręcznik.
Nie miałam siły go dostać. Ingrid wzięła go za mnie i chciała mi nawet pomóc w wstaniu, ale stanowczo odmówiłam. Musiałam dać sobie radę sama. Rozwinęła więc tylko przede mną puchaty materiał tak żebym mogła się nim okryć kiedy wyjdę z wanny. Trwało to dłuższą chwilę, ale w końcu się udało. Nie miałam już siły żeby włożyć koszulę nocną więc położyłam się do łóżka otulona tylko ręcznikiem.
     - Więc plan na jutro to zakupy? – słabo wyszeptałam kurczowo trzymając się przyziemnych spraw.
     - Wiesz co, ja chyba pójdę poszukać Dastana. Nie wyglądasz najlepiej.
     - Nie ma takiej potrzeby. Naprawdę nic mi nie będzie.
     - Nie będę go teraz martwić skoro tego nie chcesz, ale i tak powiem mu jak przyjdzie – przykryła mnie szczelniej kołdrą i odsłoniła twarz z mokrych włosów. - Zostać z tobą?
     - Nie. Zostaw mnie samą. Chcę być sama.
     Posłuchała. Uszanowała moją wolę i zaczęła opuszczać pokój. Zanim zniknęła za drzwiami zapytała ostatni raz.
     - Czyli między nami pokój, tak?
     - Yhm – nie mogłam więcej wykrztusić.
     Drzwi zamknęły się z lekkim kliknięciem, a ja zamknęłam oczy i pozwoliłam narastającemu uczuciu cielesnej mgły opanować każdy zakamarek ciała. Ucisk w sercu i brak kontroli nad ciałem szybko mną owładnął, zupełnie jakby przecięto nerwy i informacje z mózgu nie mogły dotrzeć do mięśni.
     Zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Statystyka

Obserwatorzy