- Nic mi nie jest – powiedziałam. - Potrafię o siebie zadbać.
Dastan przyjrzał mi się pobłażliwie.
- Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego przez co musiałem przejść? - zapytał.
- Przepraszam – odpowiedziałam szczerze. - Ja tylko działałam według tego co nakazywał mi instynkt. Kiedy coś się dzieje to moim obowiązkiem jest sprawdzić o co chodzi. To moja praca, świadomie ją sobie wybrałam i zdaję sobie sprawę z tego jakie ryzyko ze sobą niesie.
Parsknął posępnym, rozgoryczonym śmiechem kręcąc na boki głową jakby mi nie dowierzał.
- Praca – wypluł to słowo jakby było zjełczałe.
Nie miałam ochoty się z nim kłócić. Obróciłam się plecami do niego i przyjrzałam się sceptycznie butelce wina. Zaczęłam żałować, że nie poświęciłam chwili żeby wybrać coś mocniejszego i o barwie innej niż czerwień. Z drugiej strony perspektywa schodzenia na dół i ponowne oglądanie rozbryzganej krwi w salonie przekonała mnie, że każdy alkohol jest dobry. Sięgnęłam więc po nożyk do otwierania kopert, który miałam pod ręką i zaczęłam zmagania z butelką...
~*~
Nie dam rady dotrzymać ustalonego terminu więc wstawiam tylko fragment.Próbkę dodaję bo widzę sporo wyświetleń. Obecność tych właśnie cichych myszek, które mnie podglądają, daje mi jakiś sygnał, że jeszcze chyba nie wypadłam aż tak bardzo z obiegu :D To fajno
Mam nadzieję, że jutro dostanę kopa i wreszcie poprawię oraz wkleję całość.
Boże, dodaj mi sił, to może uwierzę w to że istniejesz!
:D
cooo nie nie nie, ale rozumem jak to jest. Mam nadzieje, że już niedługo kiedy ponownie tu zajrzę to rozdział będzie w całości, w końcu nie wiem o co chodziło, ale zapowiada się wyśmienicie
OdpowiedzUsuń