Tom
II
Mroczne
wpływy
Powrót o północy
"Nie ma większego nieszczęścia nad uleganie pożądaniom i większego przewinienia nad nienasycenie."[Lao-Tzu]
Noc była jasna. Pełna tarcza księżyca niemalże ocierała się o najwyższe budynki, a rzadka mgła podświetlona srebrzystą łuną napływała do miasta od strony gór oraz zatoki. Miasto tętniło życiem, powietrze dudniło transową muzyką dochodzącą zza zamkniętych drzwi nocnych klubów oraz krzykami bawiących się ludzi.
Przemierzając ulice Vancouver czułem bicia serc setek ludzi, jednak to zapachy dochodzące do moich nozdrzy były najbardziej wyraźne. Pot, alkohol, spaliny, feeria różnych perfum, wilgoć, stęchlizna, brud, AIDS, narkotyki, zapach seksu, smród studzienek kanalizacyjnych, a pośród wszystkich woni jedna najistotniejsza, najbardziej przemawiająca ze wszystkich i wzbudzająca we mnie i moim gatunku największe emocje – krew. Słodka i zdradliwa, która dawała siłę i podnietę. Lecz po blisko tysiącu lat życia zapisanych szkarłatnym atramentem na kartach mojej historii wiedziałem, że ilekroć bym jej nie wypił głód zawsze wracał. Ciepła stróżka życia i ekstazy, którą odbierałem od swoich ofiar i tak zachłannie przyjmowałem każdą komórką ciała była ulotna. Obietnica spełnienia szeptana przez aromat krwi była bez pokrycia, a ciągłe nieustanne uleganie pokusie tylko pogarszało sytuację. Z każdym kolejnym razem bestia żądała więcej i więcej. Jednak tego wieczoru moje pragnienie zostało już zaspokojone na tyle żeby przetrwać kilka kolejnych dni.
Przeszedłem przez obrotowe przeszklone drzwi apartamentowca, bez chwili wahania przechodząc koło dwójki strażników. Wystarczyła tylko jedna mentalna sugestia żeby oszukać ich umysły oraz jedno krótkie wejrzenie w umysł recepcjonisty żeby znaleźć osobę której szukałem. Myśli o pięknej nowej lokatorce unosiły się na powierzchni jego myśli niczym rozlana na morzu ropa. Prywatny apartament, kod windy 5033. Ciągle niewykryty wsiadłem do windy i wbiłem odpowiedni numer. Drzwi w końcu rozsunęły się w przedsionku o ciepłym beżowym dywanie naprzeciwko dwuskrzydłych palisandrowych odrzwi. Osoba znajdująca się w głębi mieszkania poruszyła się jeszcze zanim zdążyłem zapukać w twarde, połyskujące drewno. Cichy szelest materiału ześlizgującego się z ciała, lekkie kroki bosych stóp, przeskok metalowej zapadki oznaczający odbezpieczenie broni, zatrzymanie się nieco z boku. Odgłosy których żaden śmiertelnik nie mógłby usłyszeć polegając wyłącznie na swoich stępiałych zmysłach.
Jak do tej pory trzymałem swoją energię ukrytą, starannie zamkniętą w środku. Była to jedyna jak do tej pory sztuczka, którą mogłem oszukać jej dar i zmysły, sprawić, że byłem dla niej niewidzialny mentalnie. Pozwoliłem swojej sile wypłynąć na zewnątrz. Reakcja na to była niemal natychmiastowa. Postąpiła kilka pozostałych kroków, przekręciła zamek i lekko uchyliła drzwi.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Wpuść mnie, musimy porozmawiać - powiedziałem, muskając zimne połyskujące drewno opuszkami palców. - Nie chciałbym narażać cię na koszty wstawiania nowych drzwi.
Zwęziła podejrzliwie oczy.
- Nie lubię kiedy ktoś mi grozi – odburknęła i próbowała zamknąć drzwi.
Powstrzymałem jej zamysł wsuwając dłoń między framugę, a skrzydło. Złapałem jej spojrzenie.
- Czy możesz mnie wpuścić do środka? - spróbowałem łagodniej chcąc uniknąć scen. - Mam kilka pytań, a być może ty znasz odpowiedzi.
Cień zainteresowania rozbłysł w jej granatowych oczach, a chwile później przestała napierać na drzwi pozwalając mi wejść do środka. Odsunęła się wgłąb mieszkania dając do zrozumienia, że mogę wejść, ale powinienem trzymać dystans. Kiedy uchyliłem drzwi ujrzałem ją. Stała w lekkim rozkroku w prawej dłoni trzymała pistolet przy nodze. Miała na sobie tylko długą szarą koszulkę z kolorowym nadrukiem, oraz krótkie przylegające do ciała bawełniane szorty. Długie, nieprzyzwoicie idealne nogi muśnięte delikatnym złotym kolorem skutecznie przykuwały uwagę każdego mężczyzny. I ja nie byłem wyjątkiem. Nie raz wpatrywałem się w jej kuszące ciało, z myślami, którym daleko było od jakiejkolwiek przyzwoitości, powstrzymywany jedynie myślą, że Narya to siostra mojego przyjaciela.
Przeszedłem koło niej idąc w stronę salonu gdzie na stoliku i na podłodze porozrzucane były kartony, pudełka, reklamówki z wysypującymi się z nich ubraniami. Bałagan nie był czymś typowym dla Narii, którą cechował żołnierski porządek.
- Ładne mieszkanie.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - zapytała prostolinijnie.
- Ingrid była pomocna.
- Miała trzymać jęzor za zębami – syknęła.
- Zażywszy na niedawne okoliczności uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli nie pozwolimy zostać ci samej.
Kształtna brew podniosła się nieco wyżej.
- Pomijając fakt, że nie potrzebuję pomocy, dlaczego akurat ty?
- Wolałabyś Dastana?
Westchnęła zrezygnowana podchodząc w stronę aneksu kuchennego i odkładając broń na wysoki barek. Kilka dni temu Narya wplątała się w konflikt wilkołaczych stad na terenach Vancouver i na wschód od niego. Słuch o niej przepadł na dwa dni. Dastan, Nathan i mój ojciec połączyli wtedy siły z Liamem Bensenem – wilkołakiem. Udało jej się wydostać zanim do niej dotarli, ale zostawiła jednak za sobą ścieżkę usłaną trupami, co niespecjalnie spodobało się jej bratu. Potem wdali się w kłótnię, Dastan uderzył Naryę, a ta po prostu wyszła i jak do tej pory utrzymywała kontakt tylko z Ingrid. To, że Dastan tak ją potraktował nie było czymś normalnym.
Podszedłem bliżej, wyjąłem z wewnętrznej strony kurtki lniany woreczek i podałem go blondynce. W środku znajdowała się mieszanka ziół i proszków o złotawym kolorze, które przyjmowała każdego dnia. Schyliła nieco czoło w podziękowaniu.
- Nie było cię – zaczęła.
- Byłem na Alasce. Musiałem coś sprawdzić – odpowiedziałem.
- Miałeś jakieś pytania o ile pamiętam – zmieniła temat wstawiając wodę.
Odsunąłem się w głąb pokoju tworząc między nami kilka metrów dystansu.
- Jak ty to robisz? Jak potrafisz z zamkniętymi oczami rozpoznawać, że gdzieś w pobliżu znajduje się ktoś mojego pokroju?
Odstawiła z trzaskiem trzymane przed chwilą gliniane maczynie.
- A jak ty robisz ludziom wodę z mózgu? Jak kontrolujesz to co widzą, słyszą i robią? Jeśli to jest to o co chciałeś mnie zapytać to możesz już wyjść. Nie znam odpowiedzi na te pytania.
Była rozdrażniona i zmęczona. Wcześniej zauważyłem, że jej cera była nieco blada, ruchy choć nadal płynne i pełne gracji były pozbawione typowej jej sprężystości, która świadczyła o jej gotowości do działania. Być może nie nabrała jeszcze sił po niedawnej akcji. Jeśli chciałem jakichkolwiek informacji musiałem zacząć grać w inne karty.
- Potrafisz rozróżnić poszczególne wampiry. Mnie, Nathana, Ingrid, moją matkę... - spróbowałem z innej strony. - Rozumiem, że każdy z nas emanuje swoją energią, którą ty wyczuwasz. Pytanie brzmi czy w podobny sposób wyczuwasz innych nieumarłych?
Nie odpowiadała od razu zajęta szperaniem po szufladach i zajmując się przygotowywaniem napoju. Zamieszała kilka razy w kubku, oblizała łyżeczkę i rzuciła ją do zlewu po czym weszła do salonu i usiadła na sofie z podkurczonymi nogami.
- Wyczuwam wampiry, zmarłych, konających, tych których ożywię. Czasami duchy - odpowiedziała delektując się zapachem pary unoszącej się z naczynia. - Zaproponowałabym ci coś do picia, ale obawiam się, że nie mam niczego co odpowiadałoby twoim gustom. Chociaż z drugiej strony wyczuwam, że dzisiejszej nocy ktoś już był w twoim menu. Śmierć podąża za tobą, Rafaelu. Tak, to także wyczuwam.
Intensywne spojrzenie oczu o kolorze nocnego nieba spotkało się z moim. Nie osądzała, nie winiła, po prostu wiedziała i w pewien sposób akceptowała albo po prostu nie interesowało ją to w takim stopniu jak zazwyczaj deklarowała.
„Jak wiele tajemnic kryje się w twojej głowie piękna księżniczko”.
- Gdyby w pobliżu pojawił się licz, wiedziałabyś o tym?
Drugi raz udało mi się wzbudzić jej zainteresowanie zmieszane z podejrzliwością.
- Dlaczego pytasz? - zaczęła ostrożnie nieco zmieniając pozycję.
Sekundę później dotarł do mnie wiatr wydobywający się z jej ciała, wiatr który tak naprawdę nie był wiatrem, a jedynie czymś co w pewien sposób można było tak nazwać. Wiedziałem, że skanowała okolicę.
- Odpowiedz - nalegałem.
- Czuję tylko ciebie, trzy przecznice dalej jest dom pogrzebowy mają tam kilka nieboszczyków, ale to wszystko. Żadnych innych umarłych czy nieumarłych.
- A gdyby się pojawił, zbliżył?
Musiałem się tego dowiedzieć. Od kilku tygodni, a szczególnie kilku ostatnich dni miałem złe przeczucia.
- Co się dzieje Rafael? Mówiłeś, że go zabiłeś. Przecież mówiłeś!
Odszedłem od okna i usiadłem na kanapie naprzeciwko niej.
- Może tylko wydawało mi się, że go zabiłem, może ogień nie jest wystarczającą bronią żeby go zniszczyć.
Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz potem automatycznie je zamknęła. Zgarnęła nerwowo włosy które wymknęły się ze ścisłego kucyka.
- Co wiesz na temat tego gatunku – postawiłem pytanie. - Musimy od czegoś zacząć.
- Zasadniczo niewiele. Już kiedyś o nich rozmawialiśmy – zauważyła. - Powiedziałam wtedy chyba wszystko.
Istotnie rozmawialiśmy o tym, jednak niewiele, a zważywszy, że miałem okazję wtedy chwilę wcześniej oglądać jej praktycznie nagie i mokre ciało... Cóż dużą część mojej uwagi pochłaniało obserwowanie jej i przywoływanie na myśl każdej krzywizny kształtnego ciała, które na czas rozmowy zostało zakryte. Nawet w tej chwili nieświadomie sprawiała, że żądza przepływała przez moje żyły.
- Może coś jeszcze sobie przypominasz.
- Nie spotkaliśmy ich od wieków. Ostatni został zlikwidowany w 1562 roku. Długo na niego polowano, przelała się krew wielu łowców. To było jeszcze za panowania dziadka mojego dziadka, tuż przed Krwawą Makabrą, kiedy ród Rásailaturëlië został... - urwała gwałtownie i spojrzała na mnie chłodno. Wyglądało na to, że powiedziała coś czego nie powinna mi mówić. - W każdym bądź razie są silne. I szybkie. - jej wzrok zrobił się mętny kiedy powróciła wspomnieniami do przeszłości. - Najpierw widzisz go przed sobą, a zaraz potem okazuje się, że dostajesz w plecy z taką siłą, że lądujesz na drzewie i łamiesz je w połowie. Ale to moc, energia jaką emanował była najgorsza – otrząsnęła się na to wspomnienie. - Chciałam sobie własnoręcznie wydrapać oczy, a kiedy przeorał mi plecy szponami... w życiu nie czułam takiego bólu. Tego się nie da opisać, Rafaelu.
Wierzyłem jej. To jej przeraźliwy krzyk zwabił mnie w tamto miejsce. Na własne oczy widziałem jej plecy naznaczone trzema głębokimi bruzdami wypełnione lepką smolistą substancją, która powodowała jej agonię, spazmatyczne drgawki i pianę toczącą się z ust. Podczas walki część śmierdzącego lepiku trafiła na moje ubranie przeżerając je do aż do ciała i wgryzając się nieco w skórę. Potem o ile jej rany, o wiele poważniejsze zostały dokładnie wyczyszczone i opatrzone, to ja swoją zaniedbałem i po dziś dzień poszarpana blizna znaczyła moje ciało napawając mnie złym przeczuciem.
- Rafael?
Zwróciłem się w jej stronę. Wyczekiwała ruchu z mojej strony.
- Część jego toksyny zetknęła się z moim ciałem. Wżarło się we mnie, a że moje rany szybko się goją wszystko wchłonęło się zanim zdążyłem cokolwiek zrobić - wytłumaczyłem. - Jeśli zmienię się w tego potwora, będziemy mieć duży problem.
- Pokaż mi – zakomenderowała wstając z miejsca i podchodząc bliżej.
Zdjąłem kurtkę i rozpiąłem koszulę. Wypukła blizna o bledszym kolorze niż zdrowa skóra wyraźnie się odznaczała.
- I jak pani doktor?
Rzuciła poirytowane spojrzenie, ale usiadła obok dokładnie przyglądając się z bliższej odległości. Dotknęła jej palcem biegnąc po jej długości, badając ją. Zaciągnąłem jej zapach, subtelny, słodki, pociągający. Nic nie mogłem poradzić na o jak zareagowało moje ciało.
- Jakieś fizyczne objawy? - zapytała.
„Poza namiotem w moich spodniach, Rasha*...”
- ...jak widać nie – powiedziałem na głos.
- Nic się nie zmieniło? - dociekała. - Jakie masz podstawy żeby myśleć, że się zmieniasz?
- Przeczucie, narastająca złość, gniew... coraz częściej mam ochotę rozszarpać ludziom gardła.
Odsunęła smukłą dłoń i potarła skroń. Wstała płynnym ruchem podchodząc do komody na przeciwległej ścianie. Długie błyszczące włosy kołysały się za nią w rytm krągłych bioder poruszanych przez te wspaniałe długie nogi.
„Czy jesteś świadoma co właśnie mi robisz?”
- Nie sądzę żebyś mógł zmienić się w licza. Słyszałam o nich dawno temu zanim jeszcze rozpoczęłam szkolenie. Nauczyciele nie przykładali uwagi do tych stworzeń, ale chyba jest jakiś rytuał przejścia w licza. Nie wiem nie mam pewności, Rafaelu. Może twój organizm jest na tyle silny żeby zwalczyć toksynę. Kolejna sprawa to to, że niczego nie wiemy na pewno. Nie wiemy czy licz został zlikwidowany czy nie.
Obracając się przodem zamarła na chwilę widząc, że jestem tuż obok. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi zazwyczaj chłodnymi oczyma i albo mi się wydawało, albo naprawdę rozbłysły w tym momencie. Gorąca fala pożądania spotęgowała się we mnie w jednej chwili kiedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem osamotniony w swoich potrzebach. Zdecydowanie, rozpaczliwie potrzebowałem tej kobiety. Zbyt długo musiałem przy niej trzymać swoje potrzeby na krótkiej wodzy. Wystarczyło jedno jej delikatne dotknięcie, żeby cała samokontrola legła w rozsypce. Zrobiła mały krok w bok, ale skutecznie przeszkodziłem jej w ucieczce kładąc ręce po obu stronach na zimnym drewnie komody.
- Nie uciekaj, Rasha.
Wiedziałem, że moje oczy stają się pełne głodu, że czerń źrenic zaczyna pochłaniać tęczówkę. Spojrzałem na jej pełne usta w kolorze kuszącego koralowego różu.
- Rafael?
Cofnęła się jeszcze bardziej niemalże upadając na mebel. Złapałem ją zanim uderzyła głową w ścianę i posadziłem na gładkim drewnie. Jej nogi były rozłożone, więc korzystając z okazji wepchnąłem się między nie. Uwolniłem też z jarzma gumki jej złote włosy.
- Mieliśmy ustalić... musimy... Co robisz? - poruszyła się nerwowo w miejscu, ale tylko otarła się o moje ciężkie pobudzenie.
- Myślę, że dobrze wiesz co – powiedziałem niskim chropowatym głosem, palcami mocniej obejmując jej biodra. Wziąłem jej usta w posiadanie, ciepłe i wilgotne, ku mojemu zaskoczeniu równie chętne co moje. Nie opierała się. Smukłe dłonie otoczyły moją głowę, palce wplotły się we włosy.
Uwodziła.
Smakowała.
Żądała.
Nie przeraził ją mój niski pomruk, który wydarł się z głębi gardła. Wręcz przeciwnie natarła jeszcze mocniej paznokciami znacząc ścieżkę od karku aż po pierś. Zdarłem z niej koszulkę ukazując pełne kształtne piersi. Jej delikatna jedwabista skóra błagała o dotyk, a twarde szczyty piersi domagały się pieszczot. Wygięła się w łuk przylegając do mojej dłoni. Opuściłem głowę liżąc jej przyspieszony puls, ramię w końcu biorąc do ust ciepłą oblaną rumieńcem pierś. Przygryzłem twardy szczyt jej sutka zwodniczo przywodzący na myśl młody pąk róży dopiero szykujący się do rozkwitu. Z ust Naryi wyrwał się bulgoczący jęk, który był czymś między przyzwoleniem a rozpaczą. Ogarnęła mną potrzeba tak silna, że ciało zawrzało z bólu. Głód i pożądanie wypierały wszystkie inne uczucia. Nie byłem delikatny, płomienie rosły, mroczna potrzeba nabierała na sile kiedy instynkty zaczęły walczyć o przejęcie całkowitej kontroli. Zaplotła nogi wokół moich bioder, kołysząc się w rytm tańca naszych ciał. Z powrotem zażądałem jej ust, wsuwając język głęboko, badając wnętrze jej ust, zsunąłem ręce niżej na talię, biodra, uda, próbując pozbyć się reszty jej ciuchów.
Zamarła. Szarpnięciem oderwała się ode mnie. W oczach zaczęło zanikać mętne otępienie, a wkradła się żywa świadomość i przerażenie.
- Nie – wyszeptała.
- Chcesz mnie tak samo jak ja chcę ciebie – warknąłem, ale po chwili dodałem łagodniej: - Będzie nam dobrze, Rasha. Obiecuję.
Przesunąłem czubkiem nosa aż do obojczyka wdychając jej zapach zwodniczo kuszący, przypominający migdałową słodycz cyjanku, który doprowadzał do szaleństwa. Ostrożnie skubałem zębami aksamitną skórę.
- Nie, nie, stop!
Odepchnęła mnie zasłaniając się jedną ręką, a drugą próbując zablokować do siebie dostęp.
- Pragniesz mnie – ryknąłem rozwścieczony mocniej ściskając jej uda.
- Chcę żebyś odszedł.
- Nie, nie chcesz.
Szorstki, warczący głos był dokładnym odzwierciedleniem tego co aktualnie czułem. Wyrażał moje pożądanie i potrzebę, która wzbierała we mnie od dłuższego czasu. Chciałem żeby przestała myśleć o ograniczeniach i oddała mi się. Chciałem czuć ją całkowicie nagą i chętną na wszystko czego bym tylko zapragnął.
„Mógłbym wziąć cię siłą.”
- Nie myślałam, że to zajdzie aż tak daleko.
Wziąłem głęboki oddech, mięśnie wzdłuż ramion i szczęki drżały, walczyłem o ponowne odzyskanie kontroli. Odstąpiłem krok do tyłu pozwalając jej wyjść. Zsunęła się z komody i zabrała strzęp materiału zakrywając swoje piersi.
- Nie przypuszczałaś, że stracisz kontrolę kiedy cię tylko dotknę? - zapytałem rozjuszony. - Doprowadzasz nas na samą krawędź, a potem myślisz, że można tak po prostu przestać. Ty chcesz mnie, ja chcę ciebie, w czym tkwi problem?
Wyszeptała kilka słów w swoim języku odwracając się do mnie plecami. Zaczęła szperać po pudłach w poszukiwaniu ubrań. Wyciągnęła w końcu jasny sweter wciągany przez głowę i założyła go. Dopiła też resztę swojego napoju. Unikała mojego wzroku jak ognia.
- Możesz zaoferować mi grę wstępną, ale pieprzyć się ze mną nie będziesz, tak?
- Wyjdź.
- Odpowiedz – zażądałem.
- Nie znam cię, Rafael. Jesteś nieprzewidywalny – zacząłem otwierać usta, ale przerwała mi - Nie mogę sobie pozwolić na to, żebyś przypadkiem skręcił mi kark albo uznał mnie za obiad. Nie czuję się wystarczająco na siłach żeby w razie czego sobie z tobą poradzić – pokręciła głową z rezygnacją. - Pragnę cię, nie przeczę temu, ale nie będę uprawiać z tobą seksu. Nie teraz.
Rozumiałem. Bała się mnie i miała ku temu cholernie dobre podstawy. Jako łowca nie mogła tak po prostu dopuścić wampira aż tak blisko. Zbyt dobrze znała mój gatunek,a ja doskonale siebie.
- Nie chcę twojej krwi, Naryo. Nie nosisz zapachu ludzkiej krwi – powiedziałem do niej podchodząc bliżej. Potarłem jej ramię. - Idź odpocząć, potrzebujesz snu.
- Nie wiesz...
- Idź – powiedziałem spokojnie. - Zostanę tutaj i przyrzekam ci, że dzisiaj cię już nie dotknę.
Wpatrywała się we mnie analizując moje słowa. Westchnęła i obróciła się na pięcie.
- Miłych snów, Rasha.
Przesunąłem palcami po jej kręgosłupie, kończąc wędrówkę na pośladkach. Zapowiadała się długa noc...
Rasha* - in Arabic the meaning of the name Rasha is: Gazelle.
Czyli na ludzki język tłumacząc znaczy mniej więcej: gazela :)
~*~
Hejo!
Rozdział dla Eleine, Ginger Hope, hop siup, Kasandra Tress , Klaudii G, MrocznaJa, oraz wszystkich Anonimków, którzy wypowiedzieli się pod wcześniejszym postem :*
Miało być nieco inaczej.
W tym rozdziale nie miało być „tych” akcji, nie miało nawet być Rafaela, jednakże zważając na to w jakim tempie dodaję kolejne posty, a przede wszystkim na ilość waszych pokrzepiających komentarzy postanowiłam się odwdzięczyć :)
Od czasu przeniesienia się na blogspota nie miałam takiego wysypu wpisów pod rozdziałem za co niezmiernie dziękuję.
Po raz pierwszy pisałam z perspektywy Rafaela, dlaczego? Nie samą Naryą żyje to opowiadanie, no i chciałam spróbować czegoś innego. I jak?
Następny wpis w lipcu. Niestety sesja na karku, a ja dalej w proszku, to nie zrobione, tamto dokończyć, przeczytać coś grubości biblii :/
Ómrę
Ale tymczasem buziakuję
PS Kwestia sesji wpływa też niestety na czytanie i komentowanie blogów.Cierpliwości robaczki :)
PS2 Wszelkie wytknięcia moich gaf i przeoczeń mile widziane :)
Przemierzając ulice Vancouver czułem bicia serc setek ludzi, jednak to zapachy dochodzące do moich nozdrzy były najbardziej wyraźne. Pot, alkohol, spaliny, feeria różnych perfum, wilgoć, stęchlizna, brud, AIDS, narkotyki, zapach seksu, smród studzienek kanalizacyjnych, a pośród wszystkich woni jedna najistotniejsza, najbardziej przemawiająca ze wszystkich i wzbudzająca we mnie i moim gatunku największe emocje – krew. Słodka i zdradliwa, która dawała siłę i podnietę. Lecz po blisko tysiącu lat życia zapisanych szkarłatnym atramentem na kartach mojej historii wiedziałem, że ilekroć bym jej nie wypił głód zawsze wracał. Ciepła stróżka życia i ekstazy, którą odbierałem od swoich ofiar i tak zachłannie przyjmowałem każdą komórką ciała była ulotna. Obietnica spełnienia szeptana przez aromat krwi była bez pokrycia, a ciągłe nieustanne uleganie pokusie tylko pogarszało sytuację. Z każdym kolejnym razem bestia żądała więcej i więcej. Jednak tego wieczoru moje pragnienie zostało już zaspokojone na tyle żeby przetrwać kilka kolejnych dni.
Przeszedłem przez obrotowe przeszklone drzwi apartamentowca, bez chwili wahania przechodząc koło dwójki strażników. Wystarczyła tylko jedna mentalna sugestia żeby oszukać ich umysły oraz jedno krótkie wejrzenie w umysł recepcjonisty żeby znaleźć osobę której szukałem. Myśli o pięknej nowej lokatorce unosiły się na powierzchni jego myśli niczym rozlana na morzu ropa. Prywatny apartament, kod windy 5033. Ciągle niewykryty wsiadłem do windy i wbiłem odpowiedni numer. Drzwi w końcu rozsunęły się w przedsionku o ciepłym beżowym dywanie naprzeciwko dwuskrzydłych palisandrowych odrzwi. Osoba znajdująca się w głębi mieszkania poruszyła się jeszcze zanim zdążyłem zapukać w twarde, połyskujące drewno. Cichy szelest materiału ześlizgującego się z ciała, lekkie kroki bosych stóp, przeskok metalowej zapadki oznaczający odbezpieczenie broni, zatrzymanie się nieco z boku. Odgłosy których żaden śmiertelnik nie mógłby usłyszeć polegając wyłącznie na swoich stępiałych zmysłach.
Jak do tej pory trzymałem swoją energię ukrytą, starannie zamkniętą w środku. Była to jedyna jak do tej pory sztuczka, którą mogłem oszukać jej dar i zmysły, sprawić, że byłem dla niej niewidzialny mentalnie. Pozwoliłem swojej sile wypłynąć na zewnątrz. Reakcja na to była niemal natychmiastowa. Postąpiła kilka pozostałych kroków, przekręciła zamek i lekko uchyliła drzwi.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Wpuść mnie, musimy porozmawiać - powiedziałem, muskając zimne połyskujące drewno opuszkami palców. - Nie chciałbym narażać cię na koszty wstawiania nowych drzwi.
Zwęziła podejrzliwie oczy.
- Nie lubię kiedy ktoś mi grozi – odburknęła i próbowała zamknąć drzwi.
Powstrzymałem jej zamysł wsuwając dłoń między framugę, a skrzydło. Złapałem jej spojrzenie.
- Czy możesz mnie wpuścić do środka? - spróbowałem łagodniej chcąc uniknąć scen. - Mam kilka pytań, a być może ty znasz odpowiedzi.
Cień zainteresowania rozbłysł w jej granatowych oczach, a chwile później przestała napierać na drzwi pozwalając mi wejść do środka. Odsunęła się wgłąb mieszkania dając do zrozumienia, że mogę wejść, ale powinienem trzymać dystans. Kiedy uchyliłem drzwi ujrzałem ją. Stała w lekkim rozkroku w prawej dłoni trzymała pistolet przy nodze. Miała na sobie tylko długą szarą koszulkę z kolorowym nadrukiem, oraz krótkie przylegające do ciała bawełniane szorty. Długie, nieprzyzwoicie idealne nogi muśnięte delikatnym złotym kolorem skutecznie przykuwały uwagę każdego mężczyzny. I ja nie byłem wyjątkiem. Nie raz wpatrywałem się w jej kuszące ciało, z myślami, którym daleko było od jakiejkolwiek przyzwoitości, powstrzymywany jedynie myślą, że Narya to siostra mojego przyjaciela.
Przeszedłem koło niej idąc w stronę salonu gdzie na stoliku i na podłodze porozrzucane były kartony, pudełka, reklamówki z wysypującymi się z nich ubraniami. Bałagan nie był czymś typowym dla Narii, którą cechował żołnierski porządek.
- Ładne mieszkanie.
- Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - zapytała prostolinijnie.
- Ingrid była pomocna.
- Miała trzymać jęzor za zębami – syknęła.
- Zażywszy na niedawne okoliczności uznaliśmy, że lepiej będzie jeśli nie pozwolimy zostać ci samej.
Kształtna brew podniosła się nieco wyżej.
- Pomijając fakt, że nie potrzebuję pomocy, dlaczego akurat ty?
- Wolałabyś Dastana?
Westchnęła zrezygnowana podchodząc w stronę aneksu kuchennego i odkładając broń na wysoki barek. Kilka dni temu Narya wplątała się w konflikt wilkołaczych stad na terenach Vancouver i na wschód od niego. Słuch o niej przepadł na dwa dni. Dastan, Nathan i mój ojciec połączyli wtedy siły z Liamem Bensenem – wilkołakiem. Udało jej się wydostać zanim do niej dotarli, ale zostawiła jednak za sobą ścieżkę usłaną trupami, co niespecjalnie spodobało się jej bratu. Potem wdali się w kłótnię, Dastan uderzył Naryę, a ta po prostu wyszła i jak do tej pory utrzymywała kontakt tylko z Ingrid. To, że Dastan tak ją potraktował nie było czymś normalnym.
Podszedłem bliżej, wyjąłem z wewnętrznej strony kurtki lniany woreczek i podałem go blondynce. W środku znajdowała się mieszanka ziół i proszków o złotawym kolorze, które przyjmowała każdego dnia. Schyliła nieco czoło w podziękowaniu.
- Nie było cię – zaczęła.
- Byłem na Alasce. Musiałem coś sprawdzić – odpowiedziałem.
- Miałeś jakieś pytania o ile pamiętam – zmieniła temat wstawiając wodę.
Odsunąłem się w głąb pokoju tworząc między nami kilka metrów dystansu.
- Jak ty to robisz? Jak potrafisz z zamkniętymi oczami rozpoznawać, że gdzieś w pobliżu znajduje się ktoś mojego pokroju?
Odstawiła z trzaskiem trzymane przed chwilą gliniane maczynie.
- A jak ty robisz ludziom wodę z mózgu? Jak kontrolujesz to co widzą, słyszą i robią? Jeśli to jest to o co chciałeś mnie zapytać to możesz już wyjść. Nie znam odpowiedzi na te pytania.
Była rozdrażniona i zmęczona. Wcześniej zauważyłem, że jej cera była nieco blada, ruchy choć nadal płynne i pełne gracji były pozbawione typowej jej sprężystości, która świadczyła o jej gotowości do działania. Być może nie nabrała jeszcze sił po niedawnej akcji. Jeśli chciałem jakichkolwiek informacji musiałem zacząć grać w inne karty.
- Potrafisz rozróżnić poszczególne wampiry. Mnie, Nathana, Ingrid, moją matkę... - spróbowałem z innej strony. - Rozumiem, że każdy z nas emanuje swoją energią, którą ty wyczuwasz. Pytanie brzmi czy w podobny sposób wyczuwasz innych nieumarłych?
Nie odpowiadała od razu zajęta szperaniem po szufladach i zajmując się przygotowywaniem napoju. Zamieszała kilka razy w kubku, oblizała łyżeczkę i rzuciła ją do zlewu po czym weszła do salonu i usiadła na sofie z podkurczonymi nogami.
- Wyczuwam wampiry, zmarłych, konających, tych których ożywię. Czasami duchy - odpowiedziała delektując się zapachem pary unoszącej się z naczynia. - Zaproponowałabym ci coś do picia, ale obawiam się, że nie mam niczego co odpowiadałoby twoim gustom. Chociaż z drugiej strony wyczuwam, że dzisiejszej nocy ktoś już był w twoim menu. Śmierć podąża za tobą, Rafaelu. Tak, to także wyczuwam.
Intensywne spojrzenie oczu o kolorze nocnego nieba spotkało się z moim. Nie osądzała, nie winiła, po prostu wiedziała i w pewien sposób akceptowała albo po prostu nie interesowało ją to w takim stopniu jak zazwyczaj deklarowała.
„Jak wiele tajemnic kryje się w twojej głowie piękna księżniczko”.
- Gdyby w pobliżu pojawił się licz, wiedziałabyś o tym?
Drugi raz udało mi się wzbudzić jej zainteresowanie zmieszane z podejrzliwością.
- Dlaczego pytasz? - zaczęła ostrożnie nieco zmieniając pozycję.
Sekundę później dotarł do mnie wiatr wydobywający się z jej ciała, wiatr który tak naprawdę nie był wiatrem, a jedynie czymś co w pewien sposób można było tak nazwać. Wiedziałem, że skanowała okolicę.
- Odpowiedz - nalegałem.
- Czuję tylko ciebie, trzy przecznice dalej jest dom pogrzebowy mają tam kilka nieboszczyków, ale to wszystko. Żadnych innych umarłych czy nieumarłych.
- A gdyby się pojawił, zbliżył?
Musiałem się tego dowiedzieć. Od kilku tygodni, a szczególnie kilku ostatnich dni miałem złe przeczucia.
- Co się dzieje Rafael? Mówiłeś, że go zabiłeś. Przecież mówiłeś!
Odszedłem od okna i usiadłem na kanapie naprzeciwko niej.
- Może tylko wydawało mi się, że go zabiłem, może ogień nie jest wystarczającą bronią żeby go zniszczyć.
Otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale zaraz potem automatycznie je zamknęła. Zgarnęła nerwowo włosy które wymknęły się ze ścisłego kucyka.
- Co wiesz na temat tego gatunku – postawiłem pytanie. - Musimy od czegoś zacząć.
- Zasadniczo niewiele. Już kiedyś o nich rozmawialiśmy – zauważyła. - Powiedziałam wtedy chyba wszystko.
Istotnie rozmawialiśmy o tym, jednak niewiele, a zważywszy, że miałem okazję wtedy chwilę wcześniej oglądać jej praktycznie nagie i mokre ciało... Cóż dużą część mojej uwagi pochłaniało obserwowanie jej i przywoływanie na myśl każdej krzywizny kształtnego ciała, które na czas rozmowy zostało zakryte. Nawet w tej chwili nieświadomie sprawiała, że żądza przepływała przez moje żyły.
- Może coś jeszcze sobie przypominasz.
- Nie spotkaliśmy ich od wieków. Ostatni został zlikwidowany w 1562 roku. Długo na niego polowano, przelała się krew wielu łowców. To było jeszcze za panowania dziadka mojego dziadka, tuż przed Krwawą Makabrą, kiedy ród Rásailaturëlië został... - urwała gwałtownie i spojrzała na mnie chłodno. Wyglądało na to, że powiedziała coś czego nie powinna mi mówić. - W każdym bądź razie są silne. I szybkie. - jej wzrok zrobił się mętny kiedy powróciła wspomnieniami do przeszłości. - Najpierw widzisz go przed sobą, a zaraz potem okazuje się, że dostajesz w plecy z taką siłą, że lądujesz na drzewie i łamiesz je w połowie. Ale to moc, energia jaką emanował była najgorsza – otrząsnęła się na to wspomnienie. - Chciałam sobie własnoręcznie wydrapać oczy, a kiedy przeorał mi plecy szponami... w życiu nie czułam takiego bólu. Tego się nie da opisać, Rafaelu.
Wierzyłem jej. To jej przeraźliwy krzyk zwabił mnie w tamto miejsce. Na własne oczy widziałem jej plecy naznaczone trzema głębokimi bruzdami wypełnione lepką smolistą substancją, która powodowała jej agonię, spazmatyczne drgawki i pianę toczącą się z ust. Podczas walki część śmierdzącego lepiku trafiła na moje ubranie przeżerając je do aż do ciała i wgryzając się nieco w skórę. Potem o ile jej rany, o wiele poważniejsze zostały dokładnie wyczyszczone i opatrzone, to ja swoją zaniedbałem i po dziś dzień poszarpana blizna znaczyła moje ciało napawając mnie złym przeczuciem.
- Rafael?
Zwróciłem się w jej stronę. Wyczekiwała ruchu z mojej strony.
- Część jego toksyny zetknęła się z moim ciałem. Wżarło się we mnie, a że moje rany szybko się goją wszystko wchłonęło się zanim zdążyłem cokolwiek zrobić - wytłumaczyłem. - Jeśli zmienię się w tego potwora, będziemy mieć duży problem.
- Pokaż mi – zakomenderowała wstając z miejsca i podchodząc bliżej.
Zdjąłem kurtkę i rozpiąłem koszulę. Wypukła blizna o bledszym kolorze niż zdrowa skóra wyraźnie się odznaczała.
- I jak pani doktor?
Rzuciła poirytowane spojrzenie, ale usiadła obok dokładnie przyglądając się z bliższej odległości. Dotknęła jej palcem biegnąc po jej długości, badając ją. Zaciągnąłem jej zapach, subtelny, słodki, pociągający. Nic nie mogłem poradzić na o jak zareagowało moje ciało.
- Jakieś fizyczne objawy? - zapytała.
„Poza namiotem w moich spodniach, Rasha*...”
- ...jak widać nie – powiedziałem na głos.
- Nic się nie zmieniło? - dociekała. - Jakie masz podstawy żeby myśleć, że się zmieniasz?
- Przeczucie, narastająca złość, gniew... coraz częściej mam ochotę rozszarpać ludziom gardła.
Odsunęła smukłą dłoń i potarła skroń. Wstała płynnym ruchem podchodząc do komody na przeciwległej ścianie. Długie błyszczące włosy kołysały się za nią w rytm krągłych bioder poruszanych przez te wspaniałe długie nogi.
„Czy jesteś świadoma co właśnie mi robisz?”
- Nie sądzę żebyś mógł zmienić się w licza. Słyszałam o nich dawno temu zanim jeszcze rozpoczęłam szkolenie. Nauczyciele nie przykładali uwagi do tych stworzeń, ale chyba jest jakiś rytuał przejścia w licza. Nie wiem nie mam pewności, Rafaelu. Może twój organizm jest na tyle silny żeby zwalczyć toksynę. Kolejna sprawa to to, że niczego nie wiemy na pewno. Nie wiemy czy licz został zlikwidowany czy nie.
Obracając się przodem zamarła na chwilę widząc, że jestem tuż obok. Wpatrywała się we mnie tymi swoimi zazwyczaj chłodnymi oczyma i albo mi się wydawało, albo naprawdę rozbłysły w tym momencie. Gorąca fala pożądania spotęgowała się we mnie w jednej chwili kiedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem osamotniony w swoich potrzebach. Zdecydowanie, rozpaczliwie potrzebowałem tej kobiety. Zbyt długo musiałem przy niej trzymać swoje potrzeby na krótkiej wodzy. Wystarczyło jedno jej delikatne dotknięcie, żeby cała samokontrola legła w rozsypce. Zrobiła mały krok w bok, ale skutecznie przeszkodziłem jej w ucieczce kładąc ręce po obu stronach na zimnym drewnie komody.
- Nie uciekaj, Rasha.
Wiedziałem, że moje oczy stają się pełne głodu, że czerń źrenic zaczyna pochłaniać tęczówkę. Spojrzałem na jej pełne usta w kolorze kuszącego koralowego różu.
- Rafael?
Cofnęła się jeszcze bardziej niemalże upadając na mebel. Złapałem ją zanim uderzyła głową w ścianę i posadziłem na gładkim drewnie. Jej nogi były rozłożone, więc korzystając z okazji wepchnąłem się między nie. Uwolniłem też z jarzma gumki jej złote włosy.
- Mieliśmy ustalić... musimy... Co robisz? - poruszyła się nerwowo w miejscu, ale tylko otarła się o moje ciężkie pobudzenie.
- Myślę, że dobrze wiesz co – powiedziałem niskim chropowatym głosem, palcami mocniej obejmując jej biodra. Wziąłem jej usta w posiadanie, ciepłe i wilgotne, ku mojemu zaskoczeniu równie chętne co moje. Nie opierała się. Smukłe dłonie otoczyły moją głowę, palce wplotły się we włosy.
Uwodziła.
Smakowała.
Żądała.
Nie przeraził ją mój niski pomruk, który wydarł się z głębi gardła. Wręcz przeciwnie natarła jeszcze mocniej paznokciami znacząc ścieżkę od karku aż po pierś. Zdarłem z niej koszulkę ukazując pełne kształtne piersi. Jej delikatna jedwabista skóra błagała o dotyk, a twarde szczyty piersi domagały się pieszczot. Wygięła się w łuk przylegając do mojej dłoni. Opuściłem głowę liżąc jej przyspieszony puls, ramię w końcu biorąc do ust ciepłą oblaną rumieńcem pierś. Przygryzłem twardy szczyt jej sutka zwodniczo przywodzący na myśl młody pąk róży dopiero szykujący się do rozkwitu. Z ust Naryi wyrwał się bulgoczący jęk, który był czymś między przyzwoleniem a rozpaczą. Ogarnęła mną potrzeba tak silna, że ciało zawrzało z bólu. Głód i pożądanie wypierały wszystkie inne uczucia. Nie byłem delikatny, płomienie rosły, mroczna potrzeba nabierała na sile kiedy instynkty zaczęły walczyć o przejęcie całkowitej kontroli. Zaplotła nogi wokół moich bioder, kołysząc się w rytm tańca naszych ciał. Z powrotem zażądałem jej ust, wsuwając język głęboko, badając wnętrze jej ust, zsunąłem ręce niżej na talię, biodra, uda, próbując pozbyć się reszty jej ciuchów.
Zamarła. Szarpnięciem oderwała się ode mnie. W oczach zaczęło zanikać mętne otępienie, a wkradła się żywa świadomość i przerażenie.
- Nie – wyszeptała.
- Chcesz mnie tak samo jak ja chcę ciebie – warknąłem, ale po chwili dodałem łagodniej: - Będzie nam dobrze, Rasha. Obiecuję.
Przesunąłem czubkiem nosa aż do obojczyka wdychając jej zapach zwodniczo kuszący, przypominający migdałową słodycz cyjanku, który doprowadzał do szaleństwa. Ostrożnie skubałem zębami aksamitną skórę.
- Nie, nie, stop!
Odepchnęła mnie zasłaniając się jedną ręką, a drugą próbując zablokować do siebie dostęp.
- Pragniesz mnie – ryknąłem rozwścieczony mocniej ściskając jej uda.
- Chcę żebyś odszedł.
- Nie, nie chcesz.
Szorstki, warczący głos był dokładnym odzwierciedleniem tego co aktualnie czułem. Wyrażał moje pożądanie i potrzebę, która wzbierała we mnie od dłuższego czasu. Chciałem żeby przestała myśleć o ograniczeniach i oddała mi się. Chciałem czuć ją całkowicie nagą i chętną na wszystko czego bym tylko zapragnął.
„Mógłbym wziąć cię siłą.”
- Nie myślałam, że to zajdzie aż tak daleko.
Wziąłem głęboki oddech, mięśnie wzdłuż ramion i szczęki drżały, walczyłem o ponowne odzyskanie kontroli. Odstąpiłem krok do tyłu pozwalając jej wyjść. Zsunęła się z komody i zabrała strzęp materiału zakrywając swoje piersi.
- Nie przypuszczałaś, że stracisz kontrolę kiedy cię tylko dotknę? - zapytałem rozjuszony. - Doprowadzasz nas na samą krawędź, a potem myślisz, że można tak po prostu przestać. Ty chcesz mnie, ja chcę ciebie, w czym tkwi problem?
Wyszeptała kilka słów w swoim języku odwracając się do mnie plecami. Zaczęła szperać po pudłach w poszukiwaniu ubrań. Wyciągnęła w końcu jasny sweter wciągany przez głowę i założyła go. Dopiła też resztę swojego napoju. Unikała mojego wzroku jak ognia.
- Możesz zaoferować mi grę wstępną, ale pieprzyć się ze mną nie będziesz, tak?
- Wyjdź.
- Odpowiedz – zażądałem.
- Nie znam cię, Rafael. Jesteś nieprzewidywalny – zacząłem otwierać usta, ale przerwała mi - Nie mogę sobie pozwolić na to, żebyś przypadkiem skręcił mi kark albo uznał mnie za obiad. Nie czuję się wystarczająco na siłach żeby w razie czego sobie z tobą poradzić – pokręciła głową z rezygnacją. - Pragnę cię, nie przeczę temu, ale nie będę uprawiać z tobą seksu. Nie teraz.
Rozumiałem. Bała się mnie i miała ku temu cholernie dobre podstawy. Jako łowca nie mogła tak po prostu dopuścić wampira aż tak blisko. Zbyt dobrze znała mój gatunek,a ja doskonale siebie.
- Nie chcę twojej krwi, Naryo. Nie nosisz zapachu ludzkiej krwi – powiedziałem do niej podchodząc bliżej. Potarłem jej ramię. - Idź odpocząć, potrzebujesz snu.
- Nie wiesz...
- Idź – powiedziałem spokojnie. - Zostanę tutaj i przyrzekam ci, że dzisiaj cię już nie dotknę.
Wpatrywała się we mnie analizując moje słowa. Westchnęła i obróciła się na pięcie.
- Miłych snów, Rasha.
Przesunąłem palcami po jej kręgosłupie, kończąc wędrówkę na pośladkach. Zapowiadała się długa noc...
Rasha* - in Arabic the meaning of the name Rasha is: Gazelle.
Czyli na ludzki język tłumacząc znaczy mniej więcej: gazela :)
~*~
Hejo!
Rozdział dla Eleine, Ginger Hope, hop siup, Kasandra Tress , Klaudii G, MrocznaJa, oraz wszystkich Anonimków, którzy wypowiedzieli się pod wcześniejszym postem :*
Miało być nieco inaczej.
W tym rozdziale nie miało być „tych” akcji, nie miało nawet być Rafaela, jednakże zważając na to w jakim tempie dodaję kolejne posty, a przede wszystkim na ilość waszych pokrzepiających komentarzy postanowiłam się odwdzięczyć :)
Od czasu przeniesienia się na blogspota nie miałam takiego wysypu wpisów pod rozdziałem za co niezmiernie dziękuję.
Po raz pierwszy pisałam z perspektywy Rafaela, dlaczego? Nie samą Naryą żyje to opowiadanie, no i chciałam spróbować czegoś innego. I jak?
Następny wpis w lipcu. Niestety sesja na karku, a ja dalej w proszku, to nie zrobione, tamto dokończyć, przeczytać coś grubości biblii :/
Ómrę
Ale tymczasem buziakuję
PS Kwestia sesji wpływa też niestety na czytanie i komentowanie blogów.Cierpliwości robaczki :)
PS2 Wszelkie wytknięcia moich gaf i przeoczeń mile widziane :)
Uhuhu.. Gdybyś ty widziała moją minę, kiedy zobaczyłam wpis. Zaklepuję sobie miejsce, wypowiem się być może jutro, bo dzisiaj padam na twarz.
OdpowiedzUsuńDobranoc. :*
Ojoj, boję się :D Czyżbym lekko przesadziła O_O
UsuńNie bój się, nie masz czego. ;)
OdpowiedzUsuńGdy dostrzegłam rozdział, na mojej twarzy pojawił się taki uśmiech, że gdyby mnie ktoś widział to pomyślałby sobie, że jestem psychopatą.
Podobało mi się to, że postanowiłaś napisać z perspektywy kogoś innego niż Narya, w twoim przypadku Rafaela.
Jestem zadowolona, że pojawił się on w tym rozdziale. A scena między nim a Naryą - cudowna. Tylko jestem trochę zawiedziona, że nie doszło między nimi do czegoś więcej. Rozumiem jednak blondynkę, bo i ja bym się pewnie bała na jej miejscu.
Wiesz, jestem z Ciebie strasznie dumna. ;D Nie zauważyłam żadnego błędu ortograficznego, chociaż kilka interpunkcyjnych się znalazło. Nie martw się, każdy popełnia takie błędy.
Przejdę do kolejnej rzeczy, a mianowicie do dedykacji. ^^ Czuję się zaszczycona, że zostałam wymieniona, nawet jeśli zadedykowałaś ten rozdział każdemu, kto skomentował. To już moja (liczy na palcach) 2 dedykacja. xd
No cóż, zawsze mam problem z rozpisaniem się w komentarzu, dlatego na tym skończę. Trzymam kciuki za to, żebyś dobrze napisała sesję. Będę również z niecierpliwością oczekiwała kolejnego rozdziału.
Buziaki. ;*
Mnie też często wskakuje głupawka kiedy pojawia się u kogoś dawno wyczekiwany wpis (albo oczywiście taki komentarz jak Twój pod moją krwawicą :) i też żałuję, że Narya wyrwała się z amoku namiętności, ale co ja mogłam zrobić? Parę razy już wspominałam w rozdziałach, że Narya uważa Rafaela za cholernie dobry towar, ale było też, ż no niestety, nie da rady w tej kwestii ;P
UsuńPi-ep-rzony rozsądek,tylko przeszkadza :) A mogło być tak pięknie i namię... nie! OSTRO, OSTRO! Błahaha!
Cieszę się, że nie ma żadnych strasznie dających po oczach błędów ortograficznych. zawsze pracuję na Wordzie nie wiem jak to się dzieje, że przekradają mi się do tekstu takie obrzydliwe bykole.
I dziękuję, staram się staram, ale coś wrzesień widzę na horyzoncie :P
Łał ten rozdział chyba jest najlepszy ze wszystkich. A ta sytuacja między bohaterami jest niesamowita. Dla każdego coś miłego, chociaż naprawdę wielka szkoda, że nie doszło między nimi coś więcej. Przeczuwam jednak, że i tak i tak Rafael dopnie swego:D i trzymam za niego kciuki... Lubie go:D
OdpowiedzUsuńNaprawdę też fajnie opisałaś grę wstępna pomiędzy nimi było bardzo szczegółowo i co najważniejsze umiałaś dobrać tak słowa, że nie powtarzały się i nie raziły czytelnika. Mrau coś w końcu znalazło się pikantnego dla kogoś takiego jak ja zboczonego. Nie no ty jesteś wręcz cudowna normalnie nachwalić się nie mogę co jest dla mnie niejaka nowością bo mi się zazwyczaj wszystko nie podoba:P
I znowu dałaś duże pole do popisu mojej wyobraźni.... No bo o co chodzi z tym liczem(chyba tak to się pisało, a jeśli nie to z góry przepraszam pisarkę ja porostu nie pamiętam takich rzeczy, a szczególnie w takim tekście :P ) Zastanawiające jest również to co zrobi główna bohaterka gdy Rafael by się zamienił w tego stwora czy ruszyła by za nim na polowanie?
Boże uwielbiam cie kobieto ty naprawdę umiesz mi poprawić nastrój swoim pisaniem jak nikt inny:D no i czekam na kolejny rozdziałek z niecierpliwością:D i wielkie dzięki za dedykacje naprawdę miło się zrobiło mi na serduszku :*
i jestem z tobą duchem i wspieram cię w twoich męczarniach sesja na pewno pójdzie dobrze i dasz rade :D:*
I powinaś częściej takie notatki z punktu widzenia innych z otoczenia Nary :*** Buźki
Cudnie, że w jakiś sposób poprawiłam Ci humor, Ty też dałaś mi niezłego kopa w poślady pamiętnym pierwszym komentarzem. A teraz? Poleciałaś mi słodkościami, że teraz będę przez miasto jak paw chodzić, a co!
UsuńRafcio nasz kochany. Nie jesteś pierwszą osobą która lubi tego samca. Ach ci niegrzeczni chłopcy, mają popyt oj mają. Idealni do igraszek, wiedzą czego kobiecie potrzeba :D
Tak, dobrze napisałaś licz (albo lisz). Ten stwór pojawił się w kilku książkach i jakiejś grze komputerowej. Narya sama nie wie czy coś się stanie z Rafaelem, bo jej wiedza na ten temat jest ograniczona. To nie jest często spotykany stworek. Powiedzmy, że to śmiercionośny unikat. Narya miała z nim kontakt na początku opowiadania i nie skończyło się to dla niej wtedy dobrze.
Nie wiem czy mi się to uda, ale od czasu do czasu postaram się pisać z perspektyw innych bohaterów. Coś w tym chyba jest. Nadaje to opowiadaniu innego wymiaru, ukazuje coś czego nie można przekazać pisząc tylko z perspektywy jednej osoby.
I jak już pisać sceny erotyczne to naprawdę je pisać, a nie buzi-buzi i gasimy światełko, resztę se wymyślta sami :D
PS Różnorodność słów zawdzięczam słownikowi wyrazów bliskoznacznych i synonimów. Dobra rzecz. nie mówię parę razy użyłam tego samego wyrazu w bliskim sąsiedztwie, ale staram się określać rzeczy różnymi słowami. To dodaje plastyczności i pobudza wyobraźnię.
Jak najbardziej powinnaś chodzić przez miasto jak paw za takie cudeńko..
UsuńI ciesze się, że działam w komach tak pozytywnie:D
Mrau, racja nie znam kobiety której by się nie podobał taki mroczny i tajemniczy facet chociaż fajni są tez tacy miłe słodkie słodziaki:*
Też mi się zdaje, że będzie ciekawiej jak będziesz pisać z perspektywy innych:D
RACJA!! SŁUCHAJCIE LUDZISKA KTÓRZY PISĄ BLOGA TA OTO OSÓBKA MÓWI PRAWDĘ JEŚLI SIĘ JUŻ DECYDUJECIE NA PISANIE SCEN EROTYCZNYCH TO WEŹCIE TO CHOCIAŻ PORZĄDNIE A NIE JAK TYLKO " BUZI-BUZI I GASIMY ŚWIATEŁKO" PHI KTO SŁYSZAŁ O TAKIM CZYMŚ...
no bo przecież kiedy oni zgasili światło to ktoś mógł do nich dołączyć, albo tylko poszli sobie spać na pocałunkach poprzestając, lub może ta dziewczyna odcięła tamtemu chłopakowi jego mmmm przyrząd dlatego , że jej się nie podobało, może pokłócili,albo było ostro i namiętnie... Dobra kończę bo moja wyobraźnia wpływa na niebezpieczne rejony:P
Ejjj... dzieci nie czytajcie tego bo ciocia kasandra napisała tu,rzeczy które wasze śliczne oczka nie powinny widzieć :P
Obawiam się, że dzisiejsze dzieci są już tak uświadomione w tej kwestii, że od niektórych mogłybyśmy się co nieco nauczyć :)
Usuńa) realne
b) zabawne
c) tragiczne
Wybór należy tylko do nas
Moje pierwsze słowa po przeczytaniu tego rozdziału: "O KURDE!" Twój styl pisania dorównuje chyba niejednemu autorowi bestsellerów. Opisy, uczucia... Kurcze, nawet nie potrafię napisać jak bardzo jestem zachwycona. Te myśli Rafaela, haha! Uśmiałam się i to nieźle. Poza tym pisanie z męskiej perspektywy wychodzi Ci naprawdę świetnie, więc mam nadzieję, że to nie był jednorazowy kaprys. xD
OdpowiedzUsuńNie ma chyba takiego momentu, który nie podobałby mi się w tym rozdziale! Mam nadzieję, że na następny nie będę długo czekała, bo jestem cholernie ciekawa!
PS "Westchnęła i obróciła się na piecie." nie powinno być "pięcie"?
Pozdrawiam. :*
Powiedziała ta której opowiadania sprawiają, że zapominam o oddychaniu kiedy je czytam :D
UsuńCzy pisanie z męskiej perspektywy wychodzi mi dobrze? Cóż, osobiście uważam, że nie do końca oddałam charakter Rafaela. Trochę ciężko było mi się wkręcić w jego mózgownicę, ale na bank wrócę kiedyś do jego perspektywy.
Dziękuję za wskazanie mojego przeoczenia. Oczywiście, że miało być "pięcie" :)
Wybacz, że dopiero teraz piszę komentarz, ale nie miałam zbyt wiele czasu. Oczywiście rozdział przeczytałam już dawno.
OdpowiedzUsuńNooo, zapowiada się fajne, rany ta scena totalnie zwaliła mnie z nóg.
Ciekawe jak to będzie nimi dalej. Serio czyżby romans, ciekawie, ciekawie.
O i dziękuje za rozdział dla mnie.
PS: a co z Twoim drugim opowiadaniem?
Póki nie będę miała sesji za sobą nie tykam ani jednego ani drugiego bloga.Są rzeczy ważne i ważniejsze niestety :(
UsuńCo prawda rozdział na drugiego bloga jest już napisany od dłuższego czasu, ale coś mi jeszcze tam nie pasuje :P
Patrze tu dzisiaj i doznałam szoku. Mój komentarz się nie dodał... Tak więc napiszę jeszcze raz. Rozdział był świetny. Pisanie z perspektywy Rafaela idzie Ci genialnie. Lofffciam to opowiadanie! Nie mam czasu żeby dodać dłuższy komentarz. Tamten był mega długi... No nic, czekam na kolejny. Pozdrófffka!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję ze niedługo coś napiszę, bo sesję mam już na szczęście za sobą :D
Usuńdzieki
OdpowiedzUsuńza dedykacje:-* rozdzial jak zwykle czarujacy, nic dodac nic ujac :-)
ale jednak chciałabym zeby Narya i Raphael byli razem:-P A i
przepraszam ,ze nie pisze ze swojego konta tylko z anonimka, ale nie mam
internetu a z komórki strasznie zamula:-( Klaudia G
Dziękuję :*
Usuńkiedy kolejny rozdział dodasz bo już nie mogę się doczekać? :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam go pisać nie wiem ile mi z tym zejdzie, ale postaram się jak najszybciej :*
UsuńJejku Roxanne ty naprawdę moją ciekawską naturę wystawiasz na ciężką próbę... Zaglądam tu codziennie i nic nie ma, a szkoda:( Kiedy skończysz rozdział i go dodasz? :* życzę dużo weny :D
OdpowiedzUsuńDlaczego kończysz w takim momencie? Ja się tak nie bawie! Piszesz tak, że aż dech zapiera i nie da się przestać czytać, dopóki nie przeczyta się wszystkiego do końca;-) jestem pod wrażeniem tego jak piszesz i jak bezgraniczna jest Twoja wyobraźnia.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i nie mogę się doczekać, życzę weny i wolnego czasu, abyś szybko coś dodała;-)
Ps jeśli bd jakieś błędy to przepraszam, ale piszę z telefonu Fryma
Hej.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całość i jestem pod wrażeniem. To pierwsze opowiadanie od dłuższego czasu, przy którym nie mam odruchów wymiotnych i nie dostaję zawału. Bardzo zgrabnie napisane, logiczne i konsekwentne.
Dostałam ataku śmiechu przy stwierdzeniu "wampir albo cię zezre, albo oleje".
Życzę weny, natchnienia, czasu i proszę o więcej takich perełek.
Pozdrawiam, Ada.
Kiedy dodasz rozdział? Nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńEleine