7 paź 2013

II. Rozdział 2

Owoc zakazany


„Nie myślałem i nie śniłem w mym życiu, że spotkam w tak czystej formie tak gwałtowną żądzę i tak gorące i tęskne pożądanie.” [Johann Wolfgang Goethe]


     Kiedy wyrwałam się z okowów snu, było już późne popołudnie. Krople jesiennego deszczu rozbijały się o szyby, a ześlizgujące się po nich przeźroczyste perełki łączyły się ze sobą tworząc coraz to grubsze wijące się jak węże strumyczki.
     Usilnie starałam poddać się melancholijnemu nastrojowi zza okna, niestety nadaremnie. Myśli uparcie uciekały do obrazów sprzed kilku godzin. Fala wspomnień uderzyła we mnie z siłą tsunami. Pamiętałam dokładnie każdy moment od kiedy ujrzałam Rafaela u progu moich drzwi. To jak powiedział mi o swoich obawach co do lisza i naszą rozmowę na ten temat, ale przede wszystkim jego twarde ciało okryte nieskazitelną aksamitną skórą pod opuszkami moich palców, to jak dałam ponieść się pokusie i odpowiedziałam na jego pocałunek, a co najgorsze jak pozwoliłam żebyśmy oboje posunęli się jeszcze dalej.
     Usiadłam na łóżku, całkowicie przekonana, że nie jestem sama w mieszkaniu. Biorąc pod uwagę to jak łatwo przychodziło Rafaelowi oszukiwanie mojego daru, nie wiem skąd u mnie ta niezłomna pewność. Nie wątpiłam też w to, że da mi czas na zebranie swoich myśli i doprowadzenie się do porządku. Może i jest apodyktycznym sukinsynem, który jest nauczony dostawać to czego chce, ale znałam go już na tyle żeby wiedzieć, że takie wtargnięcie byłoby poniżej jego godności. Mogłam więc wyczołgać się z łóżka i wziąć prysznic bez obawy, że stanie mi nagle przed nosem kiedy będę zupełnie naga.
     Nie do końca wiedziałam jak miałam się zachować i co powiedzieć kiedy wyjdę z pokoju stając z nim twarzą w twarz. Jego reakcja też pozostawała zagadką. Przemyślałam wstępnie kilka opcji, ale każda wydała się być wystarczająco prawdopodobna, żebym przestała knuć dalsze plany co do naszej konfrontacji. Rafael zawsze był nieprzewidywalny, co doskonale udowodnił nie tylko wczorajszego wieczora. Co gorsza nie ufałam także sobie. A właściwie przede wszystkim sobie. Dlaczego w ogóle kłopotałam się tym co zaszło? Zachowanie godne histeryzującej zgorszonej dziewicy, a przecież daleko mi do niewiniątka. 
     Zmieniłam strumień wody na zimny w nadziei, że wypędzi mnie z tego chorego stanu, ale i to nie wyleczyło mnie całkowicie. Przegrana wyszłam spod prysznica i wciągnęłam luźne dresowe spodnie w jasnoszarym kolorze oraz czarny top. Nie chciałam kusić losu zakładając coś nazbyt wyzywającego, a sportowy ubiór dawał mi wygodę i nieco więcej pewności. Po wzięciu głębokiego oddechu wyszłam z sypialni stawić czoła Rafaelowi.
     Istotnie, moje przeczucie mnie nie myliło, znalazłam go w salonie. Stał tyłem do mnie wpatrując się w ołowiane chmury na zewnątrz. Kiedy przechodziłam tuż za jego plecami cała odwaga  uleciała ze mnie niczym z wypuszczonego z ręki balonika. Zapragnęłam wrócić tam skąd przyszłam i poczekać aż sobie pójdzie, ale nie zrobiłam tego. Nawet nie zwalniając przeszłam dalej. Być może zachowywałam się jak skonfundowana pensjonarka, ale nagle zapragnęłam robić wszystko, absolutnie wszystko co pozwoli mi trzymać się od Rafaela na dystans. Czułam, że jeśli znajdzie się zbyt blisko niego, to cała moja samokontrola pęknie jak mydlana bańka. 
     - Pozwoliłem sobie przygotować twój napój, Naryo. 
     Zerknęłam na Rafaela kiedy wszedł do pomieszczenia wolnym krokiem. Nie zauważyłam dzbanka ze złotym płynem na stole dopóki mi o nim nie powiedział. Nalał porcję do szklanki, pokonał ostatnie kilka kroków i podał mi ją. Uważając żeby nie dotknąć jego dłoni zabrałam szkło. Przyjrzałam się trunkowi podejrzliwie jakby miała się w nim kryć trucizna chociaż doskonale wiedziałam, że gdyby chciał mnie zabić to już dawno by to zrobił. Nie było sensu uciekać się do czegoś tak wyrafinowanego i zagmatwanego jak arszenik czy cyjanek kiedy można szybko skręcić kark, wyrwać serce lub co bardziej praktyczne i użyteczne wypić ostatnią kroplę mojej krwi a potem skutecznie pozbyć się ciała.
     - Boisz się, że naplułem do niego jadem albo doprawiłem strychniną? - zapytał rozbawiony.
     - Przemknęło mi to przez myśl. Ale trucizna? To taka kobieca broń. Byłabym zawiedziona – powiedziałam zgodzie z prawdą i pociągnęłam spory łyk. Słodki bogaty smak rozlał mi się na języku. - Prawie idealnie przygotowana amryta. Jak na pierwszy raz dobrze ci poszło.
     Uśmiechnął się zdawkowo, zrobił krok w tył i swobodnie oparł się o wyspę kuchenną.
     - Ciężka noc?
     - Bywały lepsze – odpowiedziałam odchodząc żeby nalać sobie kolejną porcję naparu do szklanki.
     - Zabieram cię na śniadanie – oznajmił nagle.
     Po wczorajszej nocy spodziewałam się po nim wielu różnych rzeczy: docinek, dwuznaczności, próby nakłonienia mnie do kontynuacji tego co poprzednio przerwałam, oziębłości być może obojętności, ale z pewnością nie takiej propozycji. Nie znaczyło to oczywiście, że jego rozkazujący ton przypadł mi do gustu.
     - Doceniam twoje starania, ale nie mam zamiaru nigdzie z tobą wychodzić.
     - Powinnaś się wzmocnić. Nie wyglądasz najlepiej.
     - Daj mi spokój, powiedziałam nie.
     Zamilkł na kilka chwil. Atmosfera napiętej ciszy między nami była pełna niedomówień i ciężka od tego o czym niewątpliwie razem myśleliśmy. Zdałam też sobie też sprawę, że przez cały ten czas nawet nie mrugnął oczami. Wpatrywał się w moją twarz z tak nieludzką intensywnością, że zaczęłam czuć się jak przyszpilony do korka insekt dodatkowo podsunięty pod palącą lupę. Z pozoru zwykła codzienna rozmowa zaczęła wyglądać bardzo sztucznie powodując wrażenie dyskomfortu. Nie mogąc znieść jego ostrego spojrzenia przesunęłam wzrok ponad jego ramieniem, ale pierwsze co ujrzałam to komoda, która znamiennie przypominała o naszym niedawnym uniesieniu. Nie wiem czy dałam w jakiś sposób po sobie poznać o czym myślałam. Jeśli tak, to nie skomentował mojego zachowania ani jednym słowem.
     - Jakie mamy plany na dzisiaj? - przerwał w końcu ciszę porzucając wcześniejszy temat.
     - Przestań! - walnęłam pięścią w blat nie mogąc już znieść tej głupiej zabawy. Nie podobało mi się to. Uprzejmości obleczone w ciepły ton ostro kontrastowały z jego zaborczym spojrzeniem i postawą drapieżnika. - Przestań udawać miłego faceta.
     - Czy nie tego właśnie ode mnie oczekujesz? - leniwy, surowy ale i nieco kpiący uśmiech wkradł się na jego twarz co nadało mu zawadiackiego wyrazu. 
     Zawahałam się z odpowiedzią. 
     - Chciałabym żebyś był nieco bardziej ludzki, tak, ale granie kogoś kim się zupełnie nie jest, jest jeszcze gorsze.
     Przyglądał mi się w ciszy przez kilka minut. Jego oczy w kolorze świeżego leśnego mchu oraz ciemnej butelkowej zieleni i bez żadnych mentalnych sztuczek z jego strony miały hipnotyczne działanie na każdą kobietę. Tak, Rafael to mężczyzna, za którego odrobinę uwagi kobiety byłyby gotowe oddać duszę diabłu. Przerażające jak bliskie jest to prawdy, a jeszcze bardziej to, że sama tak łatwo temu ulegam.
     - Nie wiem co zamierzasz Rafaelu, ale ja... 
     - Naprawdę chcesz wiedzieć? - bezceremonialnie wciął mi się w słowo stawiając pierwszy krok w moją stronę. Zamarłam wpatrując się w niego jak łania w reflektory nadjeżdżającego samochodu – Nigdy nie odpuszczam tak łatwo, więc zamierzam wykorzystać każdy sposób żebyś spojrzała na mnie nieco przychylniejszym okiem.
     - Żebym była twoja – poprawiłam go obserwując jak się zbliża jednocześnie zbyt nim zaabsorbowano, żeby go powstrzymać.
     - Owszem. Jesteś piękna, niezależna, władcza do tego masz namiętną naturę. Każdy mężczyzna chcę spędzić trochę czasu z fascynującą i niesamowicie pociągającą kobietą.
     Uśmiech który mi posłał musiał należeć do węża-kusiciela kiedy tamten namawiał Ewę do zerwania owocu z zakazanego drzewa. Śmiałość biła od niego niczym światło od latarni, a ja czułam się jak ćma zmierzająca do tego właśnie morderczego blasku. Chciałam prawdziwego Rafaela i właśnie mi go serwował – hedonistycznego, bezczelnego i zdeterminowanego wampira, który doskonale świadomy swojej atrakcyjności sprawiał, że miałam ochotę rzucić się na niego w jednej chwili, zedrzeć ubrania i dziko ujeżdżać. Wizja która pojawiła się w mojej głowie była tak pobudzająca i realna, że kategorycznie musiałam przestać o tym myśleć. Zamknęłam oczy i potarłam pulsujące skronie. Bitwa pomiędzy tym czego pragniesz i tym co jest dla ciebie właściwe to jedna z trudniejszych potyczek.
     - To jest chore to nie powinno się było w ogóle wydarzyć – szepnęłam.
     - Ale tego właśnie chciałaś, Naryo. - spojrzałam prosto w jego oczy kiedy wypowiedział te słowa. 
     Aż do tej chwili nie zdawałam sobie sprawy z tego jak blisko się znalazł. 
     - I pozwolisz mi się do ciebie zbliżyć bo nadal tego pragniesz pomimo, że jakiś część ciebie wciąż nie dopuszcza takiej możliwości. Wczoraj nam się nie udało, moja Naryo – powiedział zamykając mnie pomiędzy swoimi ramionami a kuchenną szafką – ale nie szkodzi. Spróbujemy ponownie.
     Już miałam na końcu języka, że nie będzie żadnych kolejnych razów, ale zamilkłam w pół słowa zatapiając się w te przepastne onyksowe źrenice obwiedzione szmaragdową zielenią. Wypisana w nich żądza i determinacja powinny mnie skutecznie odstraszyć, ale zamiast tego zadrżałam z rozkoszą uświadamiając sobie, że prawda jest taka, że tego właśnie pragnę. 
     Gdyby ktoś powiedziałby mi kilka miesięcy temu, że na widok jakiegoś wampira oddech uwięźnie mi w gardle, że miejsce u zbiegu ud zapulsuje od palącej potrzeby zwyczajnie bym go wyśmiała. A teraz? Teraz pragnęłam zakosztować wszystkiego co mógł mi zaoferować ten mężczyzna, który jednocześnie rozpalał mnie do białości oraz otwarcie przerażał. Przecież doskonale wiem jak niebezpieczna może okazać się taka bliskość. Dysproporcje naszych sił są zbyt duże. Mogłam tylko pomarzyć o jego szybkości i sile fizycznej, a mój dar odbijał się od niego jak od ściany. Przecież wyczułam podążającą za nim wczorajszego wieczora aurę śmierci świadczącą o tym, że kogoś zabił żeby się pożywić. Miałam już okazję nie raz obserwować jego nieobliczalność. Równie dobrze mógłby obrócić się przeciwko mnie. Powodów przeciwko mogłam wymieniać wiele, ale to wciąż nie zmienia faktu, że nadal go pragnę i to jak żadnego innego mężczyznę do tej pory.
     - Tak. Spróbujemy – zgodziłam się krótko z jego słowami i jednocześnie położyłam dłonie na jego piersi kiedy zaczął się jeszcze bardziej zbliżać. - Ale sama zdecyduję kiedy i na jakich warnach. Zrób coś głupiego, a będziesz się musiał zadowolić własną ręką.
     Zaśmiał się głośno odrzucając głowę do tyłu i eksponując przy tym garnitur białych, ostrych zębów.
     - Szczera i bezpruderyjna – mruknął używając seksownego niskiego szeptu z lekką chrypką. - Moja despotyczna indywidualistka.
     - Jest coś jeszcze – zaznaczyłam. 
     - Co takiego?
     Konspiracyjnie nachylił się do przodu i od niechcenia zaczął bawić się troczkami od moich spodni. Kiedy jego palce „niby przypadkiem” musnęły moje podbrzusze poziom libido skoczył mi niewiarygodnie wysoko do góry robiąc kilka koziołków. Ścisnęłam palcami granitowy blat i skuliłam palce nóg. Mimo ogromnych starań cichy jęk wydarł się z mojego gardła.
     - Uwielbiam dźwięki które wydajesz – zamruczał – ale chcę usłyszeć jak dla mnie krzyczysz.
    Wyobraźnia znów podsunęła mi sugestywne obrazy. Jeśli tak dalej pójdzie naprawdę groziło mi że skończę z nim na podłodze. Kolejny raz pomyślałam o tym nieszczęśniku, który miał okazję wczoraj spotkać się z Rafaelem i z trudem podporządkowałam swoje nieposłuszne, rozochocone ciało odchodząc na bok. Kilka sekund zajęło mi przypomnienie sobie o czym wcześniej rozmawialiśmy.
     - Jak mówiłam jest jeszcze jedna kwestia. Mianowicie nic nie wychodzi na zewnątrz. Jeśli Dastan się dowie albo co gorsza dowie się o tym ktokolwiek z mojej rodziny albo otoczenia... 
     - Czyż nie leży w twojej naturze robienie wszystkim na przekór? - zapytał z pobłażliwością i kpiną.
     - Nie kłopocz się tym. Po prostu bądź grzecznym, cierpliwym chłopcem i naprawdę postaraj się nikogo nie zabijać.
     - Wierzę, że nie każesz mi na siebie długo czekać. Cierpliwość to cnota której wprawdzie nieśmiertelnym nie brakuje, ale biorąc pod uwagę wszystkie twoje kuszące kształty – przesunął spojrzeniem po moim ciele lekko potrząsając głową – mogę nie być dobry w byciu dżentelmenem na dłuższą metę. 
     Zielone tęczówki powróciły do moich ciemnogranatowych. Dostrzegłam w nich zadowolenie, które szybko przerodziło się w zarozumiałość. Posłałam mu najbardziej przymilny, a zarazem złośliwy uśmiech na jaki było mnie stać. Może i prowadziłam z nim dziecinną zabawę, zabawę która może się przerodzić w śmiertelną rozgrywkę, ale do diabła, to pragnienie zżera każdą komórkę mojego ciała.
     - Cieszę się, że mamy już wszystko w tej kwestii omówione – stwierdziłam siadając do stołu. - Teraz powinniśmy przejść do czegoś naprawdę istotnego. Kwestia lisza jest dość nagląca.
     Miałam właśnie powiedzieć mu o moim planie działania kiedy ktoś zaczął grzebać przy drzwiach wejściowych a następnie bezceremonialnie wszedł do środka.
     - Ingrid – rzucił Rafael rozluźniając się.
     Chwilę później niska brunetka stanęła u progu kuchni w dłoniach trzymając torby z zakupów.  Pamiętałam, że dałam jej kartę do swoich drzwi oraz, że podałam kody, ale byłam zupełnie zaskoczona tym, że dałam się jej tak podejść. Zupełnie nie wyczułam jej obecności. 
     - Hej, kochani! - zaćwierkała radośnie odstawiając na stół papierowe torby z którymi przyszła. -  Narya! Mam coś dla ciebie – pisnęła jednocześnie ignorując Rafaela. Z jednej z toreb wygrzebała jasnobrązowe sandałki z miękkiej skóry ze złotymi blaszkami – Ta-dam! Będą ci idealnie pasować do tej zwiewnej sukienki w kolorze écru.
     Jej euforia i radość zupełnie mi się w tej chwili nie udzielały. Dlaczego jej nie wyczułam? Dlaczego mój dar, jak do tej pory niezawodny, teraz nie ostrzegł mnie przed zbliżającym się wampirem i nawet w tej chwili, kiedy miałam go przed oczami nie odbierałam odpowiednich bodźców? Do tej pory tylko Rafaelowi udawało się mnie oszukać i to najprawdopodobniej dlatego, że jego pochodzenie jest zupełnie inne niż reszty wampirów.
     - Może nieco więcej entuzjazmu, co? - obruszyła się wyrywając mnie tym z szoku.
     - Dziękuję, Ingrid. Są naprawdę... śliczne – zapewniłam ją odruchowo. 
     - Od razu lepiej. Mam jeszcze kilka innych rzeczy. Ten butik jest naprawdę świetny... - kontynuowała swoje szczebiotanie pokazując mi zawartość pozostałych pakunków. 
     Kiedy prezentowała swoje niezwykłe łupy zerknęłam na bruneta. Wwiercał we mnie intensywnie oczy i lekko unosząc brew. Wiedział, że Ingrid mnie zaskoczyła. 
     Nic nie odpowiadając skupiłam się na dziewczynie i odszukałam swój uśpiony talent. Chwile trwało zanim odnalazłam tą żarzącą się gdzieś głęboko iskierkę, a gdy sięgnęłam żeby użyć jej według mojej woli ta eksplodowała ze zbyt dużą intensywnością. Niewidzialny wiatr w ułamku sekundy rozlał się we wszystkie strony i dotarł do Ingrid, która w jednym momencie zamilkła łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Całe zajście miało miejsce w ciągu paru sekund, po czym moc uregulowała się powracając na swoje właściwe miejsce i do właściwego natężenia.  
     Zerwałam się z miejsca stając koło Ingrid. Rafael już był koło niej pocierając jej ramiona.
     - Wszystko w porządku? - zapytałam.
     Mrugnęła oczami jak mechaniczna lalka i powróciła do normalności.
     - Wystarczyło powiedzieć, że mam się uciszyć. Nie musiałaś mi tego robić – oburzyła się.
     - Przepraszam, Ingrid. Chciałam tylko coś sprawdzić – skłamałam nie chcąc siać popłochu moim brakiem kontroli. - To się już więcej nie powtórzy. Obiecuję.
     Popatrzyła na mnie z rezerwą. Już myślałam, że mi nie uwierzy, ale jej delikatna dziewczęca twarzyczka rozpogodziła się pokazując, że nie chowa urazy. 
     - Więcej tego nie zrobię – kolejny raz zapewniłam.
     - Mam taką nadzieję. To było jakbym dostała młotem w nos – zażartowała pocierając malutki zaokrąglony czubek nosa.
     - Jesteś pewna, że nic ci nie jest? - dopytywał Rafael.
     - Tak, nic mi nie jest więc daj spokój, braciszku – marudziła. - A właśnie, mama jest bardzo niepocieszona, że nie poczekałeś żeby się z nią przywitać.
     Maria, tak naprawdę nie była matką Ingrid, ale traktowała ją jak swoje rodzone dziecko, jak Rafaela – jedynego wampira zrodzonego przez wampirzych rodziców. Było to możliwe tylko dzięki darowi mojej matki.
     - Nie było mnie raptem kilka dni. 
     - Rafaelu. To twoja matka!– fuknęła oburzona co on skwitował tylko krzywym uśmiechem.
     Nie spodobało mi się to jak zachował się względem swojej rodzicielki.
     - Nagle trzymasz stronę mojej matki? - zapytał dostrzegając moją reakcję.
     - Rodziców się szanuje – powiedziałam tylko.
     Nie lubiłam Marii, owszem. Czasami z góry się kogoś nie toleruje „bo tak”. Tak jest właśnie między nami dwiema. Unikałyśmy więc okazji w których mogłyśmy zostać sam na sam, odzywałyśmy się do siebie tylko wtedy kiedy nie dało się tego uniknąć, ogólnie starałyśmy nie wchodzić sobie w drogę. Ale mimo wszystko szanuję ją bo widzę ile znaczy dla reszty rodziny i dla mojego brata Dastana. 
     Moja matka zmarła z żalu dowiedziawszy się o śmierci jej męża, a mojego ojca dorastałam więc bez rodziców. Miałam oczywiście rodzinę: przyrodniego brata, dziadka, stryja z jego żoną oraz kuzyna, ale mimo to z zazdrością patrzyłam na swoich rówieśników, którzy mogli uciec w ramiona matki kiedy coś przeskrobali albo jak przekomarzali się który tata jest najsilniejszy. Może to było powodem mojej niechęci? Może po prostu byłam zazdrosna?
     - Powinieneś do niej iść – ponaglała go Ingrid. - Już.
     - Mam wrażenie, że chcesz się mnie pozbyć – zauważył.
     - Masz dobre wrażenie. Mamy swoje babskie sprawy więc będziesz nam tylko zawadzał.
     Rafael poczochrał włosy wampirzycy tworząc chaos na jej głowie. Z naganą pacnęła go lekko w dłoń. Tak niewinnie wyglądające uderzenie z pewnością zmiażdżyłoby śródręcze człowieka. 
     - Co takiego możecie mieć sobie do powiedzenia czego nie możecie powiedzieć w mojej obecności? - zapytał rozbawiony, a zaraz potem dodał z premedytacją – Wczoraj wydawałaś się być taka zajęta, że nie mogłaś zajrzeć do przyjaciółki. Nie mów mi, że chcesz obsmarować przed Naryą nic nieświadomego Nate'a. 
     - Oczywiście, że nie – natychmiastowo sprzeciwiła się piszcząc jak spłoszona mysz. 
     Założę się, że gdyby mogła się rumienić byłaby w tej chwili purpurowa. Jej zgorszenie i zawstydzenie było widoczne z kilometra.
     - Narya, odprowadź mnie proszę. Dajmy jej chwilkę żeby się pozbierała.
     Prawie natychmiastowo podchwyciłam o co mu chodzi i ramię w ramię wyszliśmy z mieszkania. 
     Nie próbował mnie dotknąć kiedy szłam koło niego. Najprawdopodobniej pokazywał, że przystał na moje warunki. Przepuściłam go w progu fundując sobie widok na szerokie ramiona, muskularne lecz smukłe mięśnie ud i pośladków. Uff... aż sapnęłam z rozkoszy. Cudem powstrzymałam się żeby go nie dotknąć, niestety obrócił się łapiąc mnie na gorącym uczynku. Sprężyliśmy się wzrokiem na dłuższą chwilę, ale ostatecznie to ja odpuściłam przyznając mu zwycięstwo. Dźgnęłam palcem przycisk na panelu windy i założyłam świerzbiące ręce na piersi. Rafael powoli z rozmysłem nachylił mi się do ucha.
     - Nie wyczułaś Ingrid – wyszeptał lekko muskając przy tym czubkiem nosa płatek ucha.
     Hormony kolejny raz zabuzowały błagając o więcej.
     - To tylko chwilowe. Już wszystko w porządku – zapewniłam wciąż mając co do tej kwestii wątpliwości.
     - Mam obawy, że nie wyczujesz kogoś kto nie będzie ci tak przychylny jak my.
     - Jestem łowcą – powiedziałam hardo równocześnie z rozbrzmiewającym dźwiękiem otwierającej się windy. - Nie traktuj mnie jak niczego nieświadome dziecko.
     Ręką zatrzymał windę przed ponownym zamknięciem i spojrzał w stronę ciemnych palisandrowych drzwi za którymi kryło się moje mieszkanie i krążąca gdzieś w jego głębi wampirzyca. Przez chwilę wpatrywał się w nie tak jakby widział przez nie na wylot, a potem wrócił wzrokiem do mnie i wciągnął do małej kabiny. Kolejny raz nie stawiłam oporu tym razem usprawiedliwiając się tym, że mamy ważną sprawę do omówienia. Połyskliwe drzwi zasunęły się zamykając nas w małej klatce bez wyjścia.
     - Jeśli moje przypuszczenia co do lisza okażą się słuszne, a ty go nie wyczujesz na czas...
     - To tylko przypuszczenia, ale jeśli się pojawi na pewno go nie przeoczę. W najbliższym czasie spróbuję coś znaleźć na ten temat w naszych aktach i bibliotekach.
     - Myślisz, że on wróci? - zapytał.
     - Nie wiem Rafaelu. Zwyczajnie nie wiem. Trzeba mieć na oku to co dzieje się w okolicy, ale póki co nie siejmy niepotrzebnej paniki.
     Ze skupieniem wymalowanym na twarzy ważył moje słowa. Stał nieruchomo jak mają to w zwyczaju robić wampiry. Wyglądał jak żywy posąg z alabastru i drogocennych kamieni. Zbyt przystojny żeby mógł być prawdziwy. Dłońmi pogładził moje boki, budząc we mnie przyjemne dreszcze. Wiedziałam, że on także nie myśli już o chwilowych zmartwieniach. Uniósł rękę do mojej twarzy i przesunął kciukiem po dolnej wardze. Zerknęłam na jego usta, których smak pamiętałam tak dobrze. Chwilę później zbliżył twarz i przeciągnął językiem po moich wargach w ślad za swoim palcem. Nie do końca można było to nazwać pocałunkiem, raczej zachętą i zaproszeniem na które  krew zawrzała mi w żyłach. Nie mogąc się już powstrzymywać natarłam na jego wargi z siłą mojego pożądania. Rafael wydał niski głęboki dźwięk z głębi piersi zakleszczając mnie w swoich ramionach. Nie była to delikatna pieszczota lecz inwazja na zmysły, pierwotna, niemal brutalna potrzeba zżerająca nasze ciała. Pocałunek przerwałam dopiero kiedy drzwi ponownie się otworzyły, tym razem na parterze. Do jej wnętrza zdołała już wcisnąć się staruszka nagląco stukając parasolem w podłogę. Brunet ocenił kobietę jednocześnie ją lekceważąc, a następnie rzucając mi ostatnie pożądliwe spojrzenie odszedł w swoją drogę. Wybrałam odpowiedni numer na pulpicie nie przejmując się oburzoną staruszką i jej cichym gderaniem o rozpuście. 
     Wysiadając na swoim piętrze stanęłam przed wejściem do mieszkania niczym słup soli. Mam problem. Z wampirem, ze mną i być może z liszem w roli głównej. Nie dość, że pragnę kogoś, kogo dla własnego bezpieczeństwa nie powinnam pragnąć, nie dość, że mam problem ze swoim darem, to dodatkowo może się okazać, że w kark dyszy mi przerażające monstrum o morderczych zapędach szukające zemsty. Muszę dowiedzieć się jak powstają lisze, czy aby Rafael nie został tym cholerstwem zainfekowany, jak go w razie czego wyleczyć albo skutecznie zabić. Ostatnia opcja mimo wszystko budziła we mnie sprzeczne emocje. To wszystko zaczyna układać się w jakieś błędne koślawe koło.
     - Długo będziesz tak stać pod drzwiami? - usłyszałam głos Ingrid dochodzący z wnętrza.
     Wracając do rzeczywistości weszłam do środka. Brunetka krzątała się po mojej sypialni w tą i z powrotem układając i przenosząc w odpowiednie miejsca wieżowce ciuchów. Sama nie mogłam się za to zabrać od dwóch dni.
     - Wiesz, trochę się bałam co tutaj zastaję przychodząc – zaczęła – ale nie czuję zapachu rozlanej krwi, ani smażonego wampira, mieszkanie też nie jest zniszczone... wnioskuję, że wreszcie znaleźliście wspólny język. 
     Rozważyłam jej słowa czy aby nie miały drugiego dna, ale sądząc po jej zaangażowaniu w porządkowanie mojego bałaganu stwierdziłam, że niczego nie podejrzewała. Zresztą nawet jak na pięciuset letniego wampira była zbyt nieśmiała żeby posługiwać się dwuznacznościami. Co innego jej partner – Nathaniel – gotów do żartów, przekomarzań, a nawet zabaw. Od razu wykorzystałby każdą okazję żeby mi dopiec.
     - Taa... przeżyliśmy, ale na przyszłość wolałabym żebyś nie nastręczała mi gości kiedy cię o to nie proszę. Nawet nie wiesz jak dużo by to ułatwiło.
     - Oj tam, oj tam... powiedziałaś tylko, że nie chcesz widzieć Dastana o Rafaelu nic nie słyszałam, zresztą sama widziałaś jaki był grzeczny i cichutki – uśmiechnęła się rozbrajająco.
     Może nie była dobra w walce, ale jeden jej uśmiech albo skruszona mina wystarczały żeby chcieć wyrwać sobie serce i podarować jej na srebrnej tacy. Perełka całego klanu, kruszyna którą chce się uszczęśliwiać. Widocznie jej magnetyzm podziałał także na mnie. Tak szybko ją polubiłam.
      - To co? - usiadła tuż obok mnie na rozkopanym łóżku po zakończeniu krzątaniny. - Idziemy w miasto?
     Jej promienny uśmiech rozświetlał ponury deszczowy dzień za oknem. Nie miałam najmniejszej ochoty na powtórny maraton przez centra handlowe, ale jej optymizm powoli zaczął się we mnie przesączać.
     - Narya? - jej głos zabrzmiał tym razem bardzo ostrożnie budząc moją ciekawość.
     - Mmm...
     - Czy ty...? Aaa... zresztą nic. Już nic.
     Nigdy nie znosiłam kiedy ktoś coś zaczynał i kończył bez wyjaśnień. Zaintrygowana zerknęłam na nią podejrzliwie. Właśnie chciałam ją zachęcić żeby mówiła gdy rozległ się sygnał telefonu. Zawahałam się przez chwilę, ale w końcu sięgnęłam po aparat mając dziwne przeczucie. Odebrałam wiadomość od nieznanego numeru. 

„Możemy się spotkać w Cafe Mambo w Parku Stanleya o 13. Wybacz, że nie odpowiedziałem wcześniej. LB”...


~*~*~*~


Haloł!
Z zamykającymi się powiekami publikuję dzisiejszy rozdział. 
Jego dodanie odwlekałam w nieskończoność usprawiedliwiając się wakacjami/edycją/zmianami/innymi, ale w końcu wklejam bo im bardziej kombinuję tym bardziej się zapętlam :) 
Oczywiście dziękuję za komentarze pod wcześniejszym wpisem. Jesteście ekstra. Nie wiem czy wy też tak macie, ale ja za każdym razem kiedy widzę komentarz dostaję fioła i drgawek :D 
Bosko! Bosko!
Oczywiście jeśli wychwycicie coś co mnie lunatykowi się przeoczyło to piszcie babeczki (jak na razie panów nie odnotowałam... no nie paru ze spamem się znalazło :P)
Muszę ruszyć z tym opowiadaniem bo na razie stoję w miejscu. Na szczęście następny rozdział mam już w części napisany, więc może pojawi się w nieco szybszym terminie :) 



18 komentarzy:

  1. Ale miło! Bardzo miło! Boże, już myślałam, że normalnie nas porzuciłaś!
    Nauczę się na jutro i wieczorkiem przysiądę do rozdziału. ^^
    Pozdrawiam i multum buziaków przesyłam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hola, hola! A Panienka kiedy coś opublikuje na swoich blogach? Już stęskniłam się za dziewczynami i ich historiami :D

      Usuń
    2. Nom, u mnie na razie w sumie nic nowego, tyle, że BJ przeredagowuje stopniowo. -.-

      Usuń
  2. Black mnie ubiegła.. No dobrze, trudno. Rozdział skomentuję jak będę na komputerze. :)
    Eleine

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał rozdział jest zajebisty chociaż za mało pikantnych scen:(((
    Cieszę się ,że o nas dalej pamiętasz czekam na następny:D
    weny dużo i czasu wolnego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze o Was pamiętam tylko czasu mam jak na lekarstwo, a kiedy trochę się go znajdzie pożera mnie jakaś książka albo serial a potem nie mogę wydostać się ze świata, który został mi przedstawiony bo dalej żyję tamtą historią. Chyba muszę przestać czytać :P
      Pozdrawiam
      PS Nie ma to jak odpowiedź na komentarz po niemal całym miesiącu :P

      Usuń
  4. Ja też kiedy widzę komentarz to dostaję fioła. ;d No, mam nadzieję, że następny dodasz szybciej. ;P Niby jestem na komputerze, ale czasu dużo nie mam. xd Jestem zadowolona, że nie zapomniałaś o nas. Byłaby wielka strata, gdybyś przestała pisać.
    No więc - jak zwykle - zacznę się czepiać. Teraz dokładnie nie pamiętam, bo rozdział czytałam kilka dni temu, ale zauważyłam, że czasami nie stawiasz przecinków przed że, który, bo, kiedy itp. Wiem, że znasz te reguły, że jest to po prostu szybkie pisanie, ale to jednak trochę przeszkadza. ;)
    Wiesz, strasznie ci zazdroszczę. Ja nie potrafię tworzyć takich świetnych opisów, a naprawdę się staram.
    Przepraszam, że tak krótko, ale mam dosyć mało czasu. Pozdrawiam cię i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz (bosszze ja to mam zapłon :P) i wskazanie błędu. Niby sprawdzałam rozdział zanim go opublikowałam, ale jak zwykle bardziej skupiłam się na jego sensie niż na przecinkach i kropkach. Może pasowałoby kogoś zatrudnić do korekty. Czasami nie dostrzega się czegoś będąc skupionym na jednym, a inna osoba niemal natychmiast to wychwyci. No cóż mam jeszcze czas, bo rozdział dopiero w połowie, a czasu na jego skończenie brak :(
      Buziaki :*

      Usuń
    2. Ja też zastanawiam się czy kogoś zatrudnić. Niby ciebie poprawiam, a sama robię błędy. Polecam ci dziewczyny z betowanie - słyszałam, że są w porządku.
      Pozdrawiam. :*
      Eleine

      Usuń
  5. OMG nawet nie wiesz jak bardzo podobaja mi się blogi o takiej tematyce. Takie są najlepsze. Podaje tu swojego bloga http://magiczne-zycie-vampirs.bloog.pl/ jest o podobnej tematyce - vampiry i miłość. Ale zaczęłam niedawno więc mam tylko prolog.
    Ps- informuj mnie (jak możesz) o nowych wpisach. jezeli bedzie czas to proszę o zostawienie u mnie komentarza

    OdpowiedzUsuń
  6. dziś całkiem przypadkiem znalazłam twoje bloga i nawet się nie zorientowałam a już przeczytałam wszystko. Jestem pod wielkim wrażeniem i zazdroszczę talentu. Czekam na ciąg dalszy, mam nadzieję że wkrótce się pojawi!

    OdpowiedzUsuń
  7. no cześć czemu nic nie ma dodanego jeszcze ja czekam....
    i sie bardzo niecierpliwie... mam nadzieję że o nas nie zapomniałaś i wrócisz do nas nie długo z fajnymi rozdziałami:***

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdzież Ty się znowu podziewasz, hmm? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. JA CHCE NOWY ROZDZIAŁ...!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    no dobra już sobie pokrzyczałam ale się pytam gdzie ty jesteś jak cię tu nie ma. Wiem że są różne sytuacje w życiu że nie znajdujemy czasu na nic więc mam nadzieję że wszystko ok i wrócisz do nas z nowym rozdziałem:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochane dziewczynki, sprawa wygląda tak, że rozdział jest gotowy w jakichś 80%, zostaje do dopisania końcówka i wychwycenie baboli w tekście. Problem w tym, że mam niecałe 2 tyg do sesji, masę zaległości na uczelni, projekty, 2 niezaliczone kolosy (jak na raze) i w kark chuchają mi egzaminy :P ( tudzież chętnie podzielę się swoją robotą jeśli któraś ma ochotę :D)
      Co do rozdziału to na bank nie będzie w tym tygodniu być może (ale MOŻE) w następnym w ramach złapania oddechu w tym szaleńczym maratonie.
      Na szczęście luty zapowiada się dość luźnie więc na horyzoncie widzę rozdział 4... to byłoby takie zadośćuczynienie :D

      Usuń
    2. O raaany! O.o No to życzę zaliczenia tych wszystkich egzaminów i to z satysfakcjonującym wynikiem! :* Pozdrawiam!

      Usuń

Statystyka

Obserwatorzy